Ha ha ha. Wiem, wiem. Walentynki były ponad miesiąc temu. A shot jest dzisiaj. Ja wiem, to dziwne i nienormalne. Moja wina, że ciężko się pisało? Ech. Dzisiaj, wyjątkowo, nuty żadnej dla Was nie mam. :C Część shota nawet powstała w okolicy 14 lutego. A reszta... powiem tylko, że wczoraj naprawdę się spięłam. No i jest. A przecież to się liczy.. prawda? Enjoy!
* * *
Szła chodnikiem, zalotnie kręcąc biodrami w rytm muzyki.
Z satysfakcją łapała pożądliwe spojrzenia przechodzących mężczyzn. Może nie jest tak źle? Chyba dam sobie z tym
radę, pomyślała. Zgarnęła dłuższy
kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęła się szeroko. Spojrzenie czerwonych niczym
krew oczu osiadło na znajomej sylwetce. Przystanęła, lekko się kołysząc.
Uważnie przypatrując się postaci, poczekała, aż ta przybliży się do niej. Gdy czarny motor pojawił się w polu jej
widzenia, radośnie zamachała do jadącej na nim kobiety.
- Celty-san! Celty-san, tutaj! - zawołała, niemal wchodząc na jezdnię.
Zsunęła słuchawki z uszu, pozostawiając je na karku. Ciemna spódniczka
zafalowała nieco, tak samo jak długie, czarne włosy. Do uszu dziewczyny dotarł
szum niespokojnych rozmów. Wyłowiła wśród nich dwa słowa. „Czarny Jeździec”.
Wyszczerzyła zęby w nieprzyjemnym uśmiechu. Kobieta zatrzymała motocykl i
odwróciła w jej stronę. Żółty kask z kocimi uszami przekrzywił się nieco.
Kobieta wyciągnęła z kieszeni swego obcisłego kombinezonu palmtopa. Wystukała
kilka słów i podała czarnowłosej.
[Przepraszam, ale
skąd znasz moje imię? Nie przypominasz nikogo, kogo znam.]
- Och, daj spokój, Celty. Przypatrz się uważnie. Nie
widzisz może podobieństwa do jednej,
konkretnej osoby? – kobieta zaprzeczyła. Czarnowłosa westchnęła ciężko,
marszcząc brwi. – To ja. Znałaś mnie pod nazwiskiem Orihara Izaya.
[Izaya?!] –
chwilę później pojawiło się przed nosem czerwonookiej. Uśmiechnęła się słodko.
- Na dzień dzisiejszy Kanra. Izumi Kanra. Dla niewtajemniczonych
daleka kuzynka Izayi – zamilkła na chwilę. - Super! Jestem swoją własną kuzynką
– mruknęła, wykrzywiając usta w podkówkę.
[Ale.. dlaczego Ty..?
Nieważne. Wsiadaj. Już!]
- Hę? Ale czemu? – Kanra nie dostała odpowiedzi. Celty po
prostu gestem wskazała jej pojazd. Czarnowłosa niechętnie usiadła za nią,
rękoma obejmując w pasie. Na jej głowie pojawił się nagle czerwony kask. –
Gustowny – uśmiechnęła się lekko. Maszyna warknęła głośno. Kanra z zadowoleniem
obserwowała zaskoczone miny ludzi, widzących ją na motocyklu Bezgłowego
Jeźdźca. Pomachała im delikatnie, gdy Celty ruszała do przodu.
Ziewnęła.
Co z tego, że przez chwilę było zabawnie, skoro teraz się nudziła? Celty tylko
jechała i jechała. Owszem, w pewnym momencie Kanra zauważyła drogówkę pędzącą
za nimi. Ale szybko ich zgubiły. Dlaczego więc Celty wciąż pruła przed siebie?
Czarnowłosa westchnęła, szybę kasku opierając o bark kobiety. Zamknęła oczy.
Mruczenie mechanicznej bestii uspokajało ją. Poczuła senność. Już miała
odpływać w objęcia Morfeusza, gdy.. Celty gwałtownie wyhamowała. Kanra
zachwiała się, spadając z pojazdu. Usiadła, próbując powstrzymać pulsujący ból
w czaszce. Ktoś ściągnął jej kask z głowy.
Uchyliła powieki. Przed oczami miała ekran PDA:
[Nic Ci nie jest?
Wybacz. Nie zrobiłam tego specjalnie.]
Czarnowłosa prychnęła cicho. Pozwoliła kobiecie pomóc
sobie wstać. Strzepnęła kurz ze spódniczki i wygładziła włosy.
- Nigdy więcej tego nie rób – odezwała się. Po chwili
jednak na jej twarzy wykwitł uśmiech. Nienawidzę
grać słodkiej panieneczki, pomyślała. – No dobrze, nic się nie stało. Ale
dlaczego się zatrzymałaś? – spytała. Celty gestem pokazała jej, aby ta
odwróciła się. Kanra uczyniła tak. W jej umyśle zapanował chaos. Siłą woli
powstrzymała przekleństwa cisnące się na jej usta, jak i szczękę pragnącą opaść
w dół. Wykrzywiła tylko wargi w jeszcze szerszym uśmiechu i zamrugała
kilkakrotnie. Przed nią stali niejaki Tanaka Tom oraz jej najgorszy wróg..
Heiwajima Shizuo. Ten drugi właśnie lustrował ją z góry na dół spojrzeniem
zimnych, stalowych oczu. Spokojnie dopalał papierosa. Pochyliła się w głębokim ukłonie,
czując ciepło na policzkach. Cholera,
pewnie mam twarz czerwoną jak burak, przemknęło przez jej umysł. Co jak co,
ale nigdy nie stała tak blisko blondyna. Zwykle wybiegał jej naprzeciw ze
znakiem drogowym w dłoni.
- Przepraszam panów najmocniej - wymamrotała cicho. Chciało jej się śmiać. –
Przez moją nieuwagę spadłam z motocykla, kiedy moja przyjaciółka zahamowała.
Obiecuję, iż to się więcej nie powtórzy.
- Spokojnie, dziewczyno! Przecież nic się nie stało –
stwierdził Tanaka, uśmiechając się z zakłopotaniem. Kanra wyprostowała się,
mrugając szybko.
- Na pewno? – zapytała, przybierając słodki wyraz twarzy.
Uśmiechnęła się lekko, widząc rumieńce wykwitające na obliczu Toma.
- Tak, tak! Przecież to był drobiazg, nie? Shizuo? –
dredziarz, chcąc ukryć to, jakie wrażenie wywarła na nim dziewczyna, zwrócił
się do mężczyzny stojącego obok. Ten rzucił peta na chodnik i przydeptał jego
żarzący się koniec.
- Kto ty? – zapytał, nie bawiąc się w uprzejmości. Kanra
znów się pokłoniła, tym razem lekko.
- Izumi Kanra – postanowiła przejść od razu do konkretów.
- Poprosiłam moją przyjaciółkę, Celty, o pomoc w odnalezieniu kuzyna. Znają go
panowie? Nazywa się Orihara Izaya – posłała Shizuo promienny uśmiech.
Obserwowała zmianę jego zachowania, czując w sercu mściwą satysfakcję. Blondyn
warknął głośno, dłonią obejmując pręt znaku drogowego stojącego obok. Tanaka od razu zainterweniował, kładąc mu dłoń na
ramieniu.
- Daj spokój, po prostu szuka krewnego! Nie musisz od
razu się wkurzać, tylko dlatego, iż jest nim Orihara! – zawołał oburzony. Kanra
zabawnie przekrzywiła głowę. Gdyby mogła, zaśmiałaby się szyderczo. W jej
umyśle kiełkował plan doskonały.
- Przepraszam , coś nie tak? – zapytała. Spojrzała w
stalowe oczy. Wyrażały głęboką nienawiść.
- Wyglądasz jak ta pierdolona menda – wycedził Shizuo.
Kanra udała zdziwienie.
- Ma pan na myśli mojego kuzyna? – wręcz nie posiadała
się ze zdumienia. W głębi duszy jednak zaśmiewała się z blondyna i wszystkich
wokół. Celty milczała, uważnie obserwując sytuację.
- Zaraz wszystko
pani wytłumaczę, Izumi-san – Tom podrapał się po potylicy, wyraźnie zmieszany.
Kiwnęła głową. – Mój przyjaciel i pani krewny.. niezbyt się lubią. Można śmiało
powiedzieć, że nawet nienawidzą.
Na wargach dziewczyny pojawił się nagle złośliwy uśmiech.
Zniknął jednak tak samo szybko. Shizuo zmarszczył brwi. Spojrzał na Celty i
Tanakę. Czyżby tylko on to zauważył? A może mu się wydawało? Dziwne, pomyślał. Nie podobała mu się ta
dziewczyna. Za bardzo przypominała tą przeklętą pchłę.
- Naprawdę? Ja.. – spuściła głowę. – Nie wiedziałam o
tym, że Izaya ma jakichś wrogów. My.. nie utrzymywaliśmy kontaktu przez kilka
ostatnich lat – blondyn prychnął cicho, jednak nic nie powiedział. Tom zgromił
go wzrokiem, po chwili przenosząc spojrzenie na dziewczynę.
- Tak to wygląda. Mniej więcej – powiedział, uśmiechając
się ciepło. – Jeśli mogę zapytać.. Czemu go szukasz? – zapytał, nieco
zawstydzony. Był oczarowany czerwonooką.
- Stęskniłam się za nim! – oznajmiła radośnie. – W
dzieciństwie byliśmy nierozłączni. Ale potem każde poszło w swoją stronę. On
został informatorem, a ja uczę w szkole gry skrzypcach i pianinie. Pomyślałam,
że odwiedzę go, powspominamy stare czasy. A, że z Celty znamy się od jakiegoś
czasu…
- Znacie się? – blondyn uniósł sugestywnie brew. Spojrzał
na przyjaciółkę. Ta tylko wzruszyła ramionami. Kanra energicznie przytaknęła.
- Celty-san uratowała mnie kiedyś, gdy mnie napadnięto!
Przepłoszyła zbira. Jestem jej za to dozgonnie wdzięczna. Chociaż znowu proszę
ją o pomoc..
- Wracając do tematu Orihary – Tanaka, widząc dziwną minę
czarnowłosej, zmienił temat – gdyby postawić was obok siebie, bylibyście jak
bliźnięta. Na pewno jesteście kuzynostwem?
- Tak. Nasze matki są siostrami – wyjaśniła. - A ja i
Izaya urodziliśmy się tego samego dnia. On jest o kwadrans starszy – dodała po
chwili. Pierdzielę, ale z nich idioci, zadrwiła
w myślach.
- Niesamowite – odparł Tom, wciąż jej się przyglądając.
Kanra zaczerwieniła się lekko. – Ej, Shizuo! – zwrócił się do blondyna.
Mężczyzna odwrócił się w jego kierunku. – Nie pamiętasz może, gdzie i kiedy
ostatnio walczyłeś z Oriharą?
- To było wczoraj, niedaleko centrum handlowego –
skrzywił się Shizuo, wyciągając kolejnego papierosa. – Pierdolona pchła. Zwiał,
gdy tylko zauważył jakąś dziwnie ubraną kobietę.
- Dziwnie ubraną kobietę.. – powtórzyła Kanra. Blondyn
kiwnął głową.
- Przez chwilę rozmawiali, po czym ona mu coś dała. Jakąś
podejrzaną paczuszkę.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się nad słowami
Heiwajimy. Może w tym tkwi odpowiedź? Wreszcie
wyszczerzyła się słodko do nich.
- Dziękuję panom za pomoc!
- Żadnym panom – błysnął zębami Tanaka. – Nazywam się
Tom. Tanaka Tom. A mój przyjaciel to Heiwajima Shizuo. Gdybyś potrzebowała w
czymkolwiek pomocy, pytaj o nas.
- Dobrze, nie zapomnę – czerwonooka zachichotała słodko.
Musiała jak najszybciej zakończyć tą rozmowę. Powoli zbierało jej się na
mdłości. – Dziękuję jeszcze raz! – odwróciła się do kobiety opierającej się o
motocykl. – Celty-san, jedziemy?
Celty przytaknęła, po czym wsiadła na pojazd. Kanra
uczyniła to samo. Na jej głowie znów pojawił się karminowy kask. Odjechały z
piskiem opon, wzbijając w powietrze tumany kurzu.
- Zapomniałem powiedzieć Celty, że wpadnę później pogadać
– mruknął Shizuo, wkładając ręce do kieszeni. Zrezygnował jednak z papierosa,
przedtem chowając go do paczki.
- A widziałeś, jaka ona jest słodka? – rozmarzył się Tom.
Blondyn prychnął z dezaprobatą. Dredziarz spojrzał poważnym wzrokiem na
przyjaciela. – Leciała na ciebie. Powinieneś się z nią umówić – jego wypowiedź
została skwitowana ostrzegawczym warknięciem. – Nie możesz być wiecznie sam,
Shizuo.
- Ale to kuzynka tego kleszcza! Poza tym wygląda jak on!
– syknął blondyn. Tanaka tylko pokręcił głową.
- To kolejny
powód. Pewno zna swojego kuzyna lepiej, niż ktokolwiek. A skoro tak go
uwielbia.. Może i ciebie zaakceptuje. I wreszcie zakończyłbyś tą chorą wojnę z
Oriharą.
- Tom-san, błagam.
- Dobrze! Już nic nie mówię – mruknął dredziarz.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Nie chcieć randki z taką ładną
dziewczyną..
- Niech będzie! Jeśli zastanę ją u Celty, gdy tam dotrę,
zapytam, czy nie zechciałaby spędzić ze mną wieczoru – postanowił Shizuo, dla
świętego spokoju.
- Ale zaproś ją na dzisiaj. Jutro są Walentynki. Dzięki
temu może walentynkowy poranek przywitacie we.. – widząc mordercze spojrzenie
blondwłosego, zamilkł. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
Weszły
do mieszkania. Kanra bawiła się fiolką wypełnioną przezroczystymi kryształkami,
przypominającymi cukier. Celty zamknęła drzwi. Usiadły na kanapie.
- To – Kanra podała jej buteleczkę. - To dała mi ta
kobieta. Silny narkotyk, niezwykle uzależniający. Podobno ma magiczne
właściwości. Musiałem pomylić to wczoraj z cukrem i przypadkowo wsypałem do
herbaty – uśmiechnęła się gorzko. Nie, żeby życie kobiety jej nie pasowało. Ale
wolała wrócić do swojego starego, męskiego ciała. Celty przytaknęła, wyjmując
palmtopa. Naczynie postawiła na stole.
[Co teraz
zamierzasz, Izaya?]
- Nie wiem. Pokręcę się po mieście, może znajdę jakieś
zajęcie. Poczekam, aż gówno przestanie działać. Nie mam innych planów.
[Tylko tyle? Nie
wierzę Ci. Knujesz coś, znowu.] – wstała. Kanra zachichotała sztucznie.
- Celty, czyżbyś mi nie ufała? – zakpiła. – Jak już
wstałaś, to zrób mi herbatki. Posiedzę tu u ciebie trochę dłużej – mruknęła,
rozsiadając się na kanapie. – Mm, jak wygodnie – uśmiechnęła się, zadowolona. Sturluson
postawiła dwa kubki z parującym napojem na stole. Kanra chwyciła jeden w
dłonie. Nie przejmując się tym, że może się oparzyć, upiła łyk. W tym samym
momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Kogo licho niesie? – prychnęła cicho. Celty podniosła
się z fotela, na którym siedziała. Zniknęła za ścianą.
Kobieta
długo nie wracała. Kanra zdążyła wypić herbatę, policzyć wszystkie kryształki
narkotyku w fiolce oraz wymyślić krótki, obraźliwy wierszyk, którym mogłaby uraczyć
blondyna, gdy już powróci do swej postaci. Wstała więc z kanapy, poprawiła
wciąż podnoszącą się spódniczkę i ruszyła w kierunku wyjścia.
- Celty, ja się już będę zbiera.. – urwała. O ścianę obok
drzwi opierał się Shizuo bawiący się telefonem - ..ła. Przepraszam, co ty tu
robisz? – spytała, przybierając nieufny wyraz twarzy. Blondyn drgnął,
przenosząc na nią wzrok. Widząc ją, spłonął rumieńcem. Kanra uniosła brew.
- Wybacz. Ja.. nie wiedziałem, że tu jesteś. Celty
powiedziała mi tylko, że ma robotę, a skoro przyszedłem, mogę tu na nią
zaczekać – tłumaczył się. Czarnowłosa obdarzyła go promiennym uśmiechem.
- Ja już pójdę. Powiedz jej, jak wróci, że dziękuję za
herbatę i dzisiejszy dzień – poprosiła. Włożyła buty i skierowała się do drzwi.
Już miała wyjść, gdy mężczyzna złapał ją za nadgarstek. Odwróciła się od razu,
obserwując go uważnie.
- Co zamierzasz? Dalej go szukać? – Shizuo skrzywił się.
Dziewczyna nie odpowiedziała. – Jeśli nie będzie chciał, nie pozwoli ci się
odnaleźć – stwierdził. Kanra spuściła głowę. Zrobiło jej się przykro. –
Zmarnujesz tylko czas. Nie warto.. – nie dokończył, wpatrując się w nią z
szokiem. Czerwonooka wolno podniosła głowę, patrząc na niego z wściekłością. Po
jej policzkach wolno płynęły łzy.
- Nic nie rozumiesz – wysyczała cicho. Co ja robię? – Obiecałam mu. Obiecałam,
że będę przy nim, nieważne, co się stanie! – Dlaczego tak się zachowuję? Co mnie opętało? Bronię sam siebie przed
słowami Shizu-chana. – Nie mogę tak po prostu się poddać – załkała
żałośnie. Ja.. płaczę? Przy nim?! – Muszę
go znaleźć. Muszę go znowu zobaczyć. Stanąć z nim twarzą w twarz i powiedzieć:
Już zawsze będę przy tobie. – Dlaczego?
Dlaczego to, co mówi, tak bardzo boli? Powinienem wziąć się w garść. Wytarła
mokre policzki rękawem, powoli uspokajając oddech. Westchnęła głośno, spojrzała
ostatni raz w stalowe tęczówki i opuściła mieszkanie. To jest nie do przyjęcia, pomyślała. Ta chwila słabości.. to pewnie
efekt uboczny narkotyku, który zażyła. Tak, to pewnie to. Należy więc o tym
zapomnieć, a na przyszłość uważać. Dokładnie. Nic się nie wydarzyło. Usłyszała
kroki za sobą. Przyspieszyła, chcąc jak najszybciej wrócić do mieszkania. Nie
zdążyła. Ktoś złapał ją za ramiona i obrócił w swoją stronę. Krzyknęła cicho,
lecz zakryto jej usta.
- Przepraszam – wysapał Shizuo, łapiąc oddech. –
Przepraszam, że cię uraziłem.
Kanra otworzyła szerzej oczy. Zamrugała kilkukrotnie. Że co?! Blondyn zabrał swoją dłoń.
- Nic się nie stało. Nie dziwię się, że tak twierdzisz. W
końcu jest twoim wrogiem – przyznała smutno. Shizuo spuścił głowę, wyraźnie
bijąc się z myślami. Zacisnął pięści.
- Kanra-san –
zaczął spokojnie. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. – Kanra-san. Czy
mógłbym w ramach rekompensaty zaprosić cię do siebie na kolację?
- Kolację? – spytała z niedowierzaniem. Choć w jej umyśle
panował istny chaos, ona uśmiechnęła się tylko. – Z przyjemnością.
Chyba trafiła mi
się okazja na przeprowadzenie wyjątkowo fascynującego eksperymentu.
Początek
wieczoru spędzili bardzo przyjemnie. Przygotowali wspólnie posiłek, śmiejąc się
przy tym i żartując. Zjedli go w równie miłej atmosferze.
- Ja pozmywam – powiedział Shizuo, gdy skończyli. Kanra
uśmiechnęła się, lecz wstała.
- Pomogę ci – odparła. Blondyn uniósł nieco brew, ale nie
odezwał się. – Ty myjesz, ja wycieram. Pasuje? – zarządziła. Shizuo kiwnął
tylko głową i zajął się naczyniami. Przez długą chwilę pracowali w milczeniu.
Kanra wyczuła rosnące między nimi napięcie. – Właściwie.. jak to się stało, że
nie lubicie się z Izayą?
- Wrobił mnie w morderstwo. Od kilku lat nieustannie
rujnuje mi życie. Tyle wystarczy? – warknął blondyn, dłoń zaciskając w pięść.
Czarnowłosa drgnęła. – Przepraszam. Wystraszyłem cię.
- Nie, nie szkodzi. Nic się nie stało. Lepiej będzie,
jeśli wrócimy do naczyń – uśmiechnęła się. Shizuo przytaknął cicho. Gdy ostatni
talerz zniknął w dłoniach Kanry, wycierającej go energicznie ręcznikiem,
mężczyzna popatrzył na nią, opierając się o zlew. W duchu przyznał Tanace
rację. Dziewczyna była naprawdę śliczna. I wydawało się, że gdyby tylko się
postarał..
- Tak sobie myślę… - zaczęła Kanra, odkładając suchy
talerz wraz z ręcznikiem na blat. Nie dane jej było dokończyć. Gorące i nieco
wilgotne usta musnęły nieśmiało jej własne wargi, lodowato zimne. Wstrzymała
oddech i otworzyła usta, aby zaprotestować. Nie chciała tego. Nie mogła wręcz
uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Shizuo spojrzał w jej czerwone tęczówki,
szukając pozwolenia. Wbrew widocznym sprzeciwom, znów ją pocałował, tym razem
wsuwając język do wnętrza jej ust. Dlaczego to zrobił? Bo w jej oczach nie
odnalazł odmowy. Prawdę mówiąc, odbijał się w nich jedynie szok. Kanra pisnęła
cicho, gdy Shizuo pogłębił pocałunek. Przestała się już szarpać, bo i tak nic
by to nie dało. Przymknęła oczy. Umysł buntował się, namawiając ją do opierania
się pieszczocie. Ale serce.. Serce, którego, wydawałoby się, nigdy nie miała…
Zabiło mocniej przez krótką chwilę. Przymknęła powieki. Wplotła palce w pasma
jasnych włosów, odpowiadając na pocałunek. Całowali się namiętnie przez dłuższy
czas. Żadne nie chciało odsunąć się od drugiego. Wreszcie Shizuo oderwał się
niechętnie od warg czarnowłosej, oddychając szybko. Wzrokiem studiował jej
zarumienioną twarz. Kanra przejechała miękką dłonią po jego policzku. Nie
rozumiała całej tej sytuacji i nie chciała jej rozumieć. Już przysuwała się do
niego, by znowu złączyć ich w płomiennym pocałunku, gdy zgięła się w pół,
targana niespodziewanymi torsjami.
- Kanra-san! Co się dzieje? – zapytał Shizuo. Nie kryjąc
niepokoju, objął ją ramieniem i posadził na kanapie. Nudności zniknęły równie
nagle, co się pojawiły. Dziewczyna zaczerpnęła desperacko powietrza.
- Już wszystko dobrze – wysapała. Powiedziała prawdę –
mdłości ustały.
- Na pewno? – blondyn nie wyglądał na przekonanego.
Kiwnęła głową.
- Tak. Wystarczy, że pójdę do łazienki i przemyję chłodną
wodą twarz – szepnęła. Shizuo pomógł jej dotrzeć do białych drzwi. Kanra
otworzyła je i weszła do środka, przekręcając z przyzwyczajenia zamek.
Oddychając ciężko, podeszła do umywalki, ochlapała wodą twarz. Spojrzała w
zawieszone nad nią lustro. Była blada, nawet bardziej niż zwykle. Usta lekko
opuchnięte, włosy zmierzwione, błyszczące oczy. Znów zrobiło jej się słabo.
Usiadła powoli na zimnych kafelkach.
- Nic się nie stanie, jeśli chwilkę tu posiedzę. Od razu
poczuję się lepiej – stwierdziła, mówiąc do siebie. Zamknęła oczy.
Ocknęła
się, gdy ktoś dobijał się głośno do drzwi łazienki. Zakryła uszy, czując
pulsujący ból w czaszce.
- Kanra-san, wszystko w porządku? – usłyszała zmartwiony
głos Shizuo. Wstała z trudem, przytrzymując się ściany. Przybliżyła się do
umywalki, by znów przemyć twarz strumieniem zimnej cieczy. Sięgając po ręcznik,
jej oczy utkwiły w lustrzanym odbiciu. Mrugnęła kilka razy, a z jej ust wydobył
się cichy jęk. Takiego obrotu spraw się nie spodziewała…
- Kanra-san, jesteś tam? – z tonu jego głosu można było
wywnioskować, że jeszcze trochę, a wyważy drzwi. Nikt mu niestety nie
odpowiedział.
- Cholerstwo przestało działać akurat teraz. Znowu jestem
sobą. I na dodatek martwym sobą. – Izaya z niezadowoleniem patrzył w taflę
zwierciadła. Przede wszystkim musiał się jakoś ubrać.. Prychając pod nosem,
chwycił ręcznik i opasał się nim. Nagle przypomniał sobie o obecności Shizuo za
drzwiami. – Wszystko okej, tylko zrobiło mi się słabo! – zawołał zmienionym
głosem. Dobrze, że był takim dobrym aktorem. Tylko, kurwa mać, nie wiedział, co
ma teraz zrobić…
- Na pewno? – spytał nie do końca przekonany blondyn. –
Mogę wejść?
- Wejść? – pisnął czarnowłosy. – Eee, ja…. Nie, nie! Ja
teraz, no.. wiesz… - rozglądał się za możliwościami ucieczki. Nie miał ich zbyt
wiele. Prawdę mówiąc, żadnej. A nożyk został w… sam nie wiedział. Nieważne.
Miał coraz mniej czasu. Krążył po łazience szybkim krokiem, kopiąc się
mentalnie w dupę. Raz za razem. Cholera, gdyby nie był taki głupi..! Dość.
Rozpamiętywać będzie, jak już stąd zniknie. Tylko jak ma uciec? Przystanął.
Doskonały, w jego mniemaniu plan, właśnie rodził się w jego głowie. Dumał nad
nim przez chwilę, znów ignorując dobijającego się do drzwi blondyna. Wreszcie,
uśmiechnął się z satysfakcją. Wystarczy –
stwierdził w duchu – że otworzę mu
drzwi, pokażę się, zagadam go trochę, a potem zwieję przez okno. Tak, to
świetny pomysł!
- Wejdź, Shizuo-kun – powiedział słodkim głosikiem,
przekręcając zamek. Dla bezpieczeństwa odsunął się na znaczną odległość. Drzwi
uchyliły się. Czarnowłosy przywołał na twarz złośliwy grymas.
- Kanra-sa…? – Shizuo urwał nagle, otwierając szeroko
oczy. – Izaya? Co ty tu robisz? – warknął cicho. – Gdzie jest Kanra-san?
- Aleś ty głupiutki, Shizu-chan – zachichotał szyderczo
brunet. Zrobił krok w jego stronę. – Naprawdę niczego się nie domyślałeś?
- Niby czego miałbym się domyślać, kleszczu?!
- To ja jestem Kanrą-san, którą tak uwielbiasz… - wycedził z nieukrywaną satysfakcją. Uśmiechając
się szeroko, obserwował zmieniającą się mimikę twarzy blondyna. – Zdziwiony?
- A-ale.. Jak to?!
- Długo by opowiadać. Zresztą i tak byś nie zrozumiał –
mruknął z nutą pogardy w głosie. Teraz…
pomyślał, nieznacznie przybliżając się do drzwi. Musi wykorzystać fakt, że
Shizuo oszołomiony jest jego słowami. Ostrożnie przemknął obok niego,
przechodząc pod jego ramieniem. Już, już był blisko! To, że będzie teraz wracał
nagi przez pół miasta, jakoś go nie obchodziło w tym momencie. Już miał chwycić
swoje rzeczy i zniknąć z mieszkania, gdy złapano go brutalnie za włosy i
pociągnięto do tyłu.
- A ty gdzie się wybierasz, co? – syknął mu do ucha
Heiwajima. – Chyba nie zamierzasz uciec?
- Ależ skąd, Shizu-chan. Ja tylko chciałem kulturalnie
opuścić twoje skromne włości – powiedział z uśmiechem. – Przecież obaj
doskonale wiemy, jak bardzo nieproszonym gościem jestem.
- Jakoś nie myślałeś o tym, kiedy włamywałeś mi się
wcześniej do mieszkania – zauważył blondyn. Izaya przełknął głośną ślinę.
- Zmądrzałem…? – bardziej zapytał niż stwierdził. Shizuo
skwitował to cichym śmiechem.
- I myślisz, że w to uwierzę?
- Prawdę mówiąc… nie – burknął. Jęknął cicho, gdy
Heiwajima mocniej pociągnął jego biedne włosy. – To boli, Shizu-chan. Jesteś
okrutny…
- Nie rozśmieszaj mnie, gnido. Ja dopiero zacznę być
okrutny.. – warknął. W oczach Izayi na moment zabłysło zdziwienie i strach,
jednak zostały one szybko ukryte.
- Co masz na myśli..? – spytał szeptem. Shizuo uśmiechnął
się przerażająco.
- Widzisz.. w planach miałem bardzo miły wieczór. –
Zaczął.
- Miły wieczór? – miał nadzieję, że źle odczytał ukryte
przesłanie. Niemal błagał o to, żeby się mylił.
- Taak. Bardzo miły wieczór. A ty mi te plany zepsułeś,
wiesz? – mruknął niskim głosem.
Izaya nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Czyli jednak
miał rację. Uspokój się! Przecież to
tylko Shizu-chan. Co on może ci zrobić, co? Tutaj na pewno cię nie zabije.
- Przykro mi to słyszeć – uśmiechnął się sztucznie. – Nie
miałem zamiaru ich niszczyć. – Odetchnął głęboko. – I co zamierzasz z tym
zrobić, hm?
- Sprawić, aby jednak ten wieczór był miły – wygiął usta
w drapieżnym grymasie. – Wiesz, jakby na to nie patrzeć.. Z mojego punktu
widzenia nie dostrzegam zbyt wielkiej różnicy.
- Różnicy? – zapytał, walcząc ze ściśniętym gardłem.
Opanowywał go powoli irracjonalny strach.
- Uuu, Orihara Izaya się mnie boi? – zadrwił blondyn. –
To ci nowość. Gdybyś nie był sobą, pchło, mógłbym nawet uznać, że jesteś
uroczy. – Zignorował jego pytanie.
- Bredzisz – powiedział czarnowłosy bezbarwnym tonem. –
To, co mówisz, jest zupełnie pozbawione sensu, Shizu-chan – skwitował swoje
słowa nieco obłąkańczym chichotem.
- Taak? Bredzę? – przycisnął go do ściany. – Jesteś
bezbronny, Izaya. Już mi nie uciekniesz.
- Nie byłbym tego taki pewien – spróbował się wyrwać.
Znieruchomiał jednak, gdy dłoń Shizuo ścisnęła jego gardło. – A więc teraz mnie
zabijesz?
- Teoretycznie mógłbym to zrobić. Ale zepsułeś mi
wieczór, a więc… muszę to sobie jakoś wynagrodzić, prawda?
Izaya już otworzył usta, aby coś powiedzieć. Nie zdążył
jednak. Heiwajima wymusił na nim namiętny pocałunek. Czarnowłosy pisnął cicho.
Chciał odepchnąć blondyna, ale nie potrafił. Widocznie narkotyk go osłabił,
tak. Innej opcji nie było. Zamknął oczy. Stał po prostu, przyparty do ściany.
Czuł, jak Shizuo znęca się nad jego wargami, brutalnie je całując.
- Co jest? Nie walczysz? – zakpił blondyn, gdy już się od
niego oderwał.
- Przecież wiesz, że z tobą nie mam szans. – Warknął
Izaya. – Mogę mieć jedynie nadzieję, że dzięki temu będziesz delikatniejszy.
- Kuszące, ale.. nie licz na to. – Pozbawił go ręcznika.
Palcem przejechał po jego męskości. Orihara zadrżał, zaciskając zęby. O nie,
nie da mu tej satysfakcji. Nie będzie jęczał jak rżnięta panieneczka. – Podoba ci
się to? – szepnął mu do ucha Shizuo. – Chciałbyś więcej?
- Pierdol się, Shizu-chan. – Wycedził. Heiwajima
uśmiechnął się.
- Wiesz, wolę pierdolić ciebie – mruknął, zaciskając dłoń
na jego członku. Izaya z całej siły zagryzł wargi. Po jego brodzie spłynęła
stróżka krwi.
- Nienawidzę cię – syknął Izaya. Shizuo parsknął
szyderczym śmiechem.
- Naprawdę? Oj, bo się popłaczę – warknął. Obrócił go
przodem do ściany. Czarnowłosy poczuł zimno na policzku. Cały drżał. Spróbował
się uspokoić, ale nie mógł. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bał, jak teraz.
Przeklinał w myślach swoją głupotę. Przez krótki moment nic się nie działo.
Izaya przymknął powieki. W tym samym czasie poczuł palce napierające na jego
usta. Mruknął pytająco, uchylając wargi.
- Liż – polecił Shizuo, wsuwając palce do wnętrza jego
ust. – Ugryź tylko, a nie będę miał dla ciebie litości.
Czarnowłosy znieruchomiał. Posłusznie jednak zwilżał je
językiem. Po chwili blondyn zabrał je.
- Rozumiem, że jednak złapało cię sumienie? – Izaya
podniósł brew. Kątem oka zauważył, jak Heiwajima kiwa głową. – Doprawdy, jakiś
ty przewidywalny.. – skłamał gładko.
Shizuo warknął cicho, opuszkami gładząc jego wejście.
Wsunął jeden z nich do środka. Orihara spiął się.
- Powinieneś się cieszyć, kurwa – wysyczał blondyn,
dodając drugi palec i powoli go rozciągając. – Mam coś z człowieka, w
przeciwieństwie do niektórych.
- Powiedziała Bestia z Ike.. – urwał, jęcząc przeciągle,
gdy Heiwajima podrażnił jego czuły punkt. Shizuo uśmiechnął się z satysfakcją.
- Coś mówiłeś? – zapytał. W Izayi coś pękło. Przestał
rozumieć swoje zachowanie. Dlaczego opierał mu się, skoro mogło być tak
przyjemnie? No tak, bo to Shizu-chan,
pomyślał. Choć nigdy wcześniej nie czuł czegoś tak wspaniałego, wciąż nie
chciał, protestował. Jego ciało podjęło jednak decyzję za niego. Mimo woli wypiął
się bardziej w jego stronę, nabijając mocniej na palce.
- Shizu-chaan – wyjęczał. Twarz blondyna ozdobił szeroki
uśmiech. Wsunął trzeci palec. – Tak, tak!
- Tego się po tobie nie spodziewałem, pchło – mruknął. –
Kto by pomyślał, że tak łatwo cię złamać.
Uznał, że już dość. Zabrał palce, wywołując tym jęk
niezadowolenia u czarnowłosego. Rozpiął spodnie. Nie przejmując się niczym,
wszedł w niego jednym ruchem. Izaya krzyknął głośno, powstrzymując napływające
do oczu łzy.
- Jak się czujesz? – spytał Shizuo. Orihara zdobył się na
pełen nienawiści uśmiech, którym chwilę później go obdarzył.
- Idź do diabła – syknął.
- Przykro mi, ale tam jest twoje miejsce, nie moje. –
Warknął, od razu zaczynając się poruszać. Z ust czarnowłosego wyrwał się
rozpaczliwy jęk. Gorące, słone łzy spłynęły po policzkach, zatrzymując się na
brodzie.
- Kurwa mać, zwolnij.. – szepnął cicho.
- Izaya, ty płaczesz? – spytał Heiwajima z
niedowierzaniem w głosie.
- Nie, kurwa, śmieję się. To boli, idioto! Zwolnij! –
warknął. Shizuo prychnął cicho, ale zmniejszył tempo. Przylgnął do jego pleców,
nasłuchując uważnie. Uśmiechnął się, gdy do jego uszu dobiegły ciche
westchnienia. Wtedy przyspieszył nieznacznie. Westchnienia przemieniły się w
jęki.
- Shizu-chan, mocniej! – błagał Izaya, nie mogąc
powstrzymać ogarniającego go pożądania. Shizuo spełnił jego prośbę, samemu
będąc już na granicy. Chwycił w dłoń stojącą dumnie męskość Orihary i zaczął dodatkowo
stymulować chłopaka. Powietrze przeszył donośny krzyk informatora, gdy blondyn
trafił w wyjątkowo czuły splot mięśni. Heiwajima uśmiechnął się, powtarzając
ten ruch. Odgłosy wydawane przez Izayę jeszcze bardziej go nakręcały.
- Shizu-chan, ja już dłużej nie.. – Orihara nie
dokończył. Zamiast tego wrzasnął bardzo głośno, dochodząc w jego rękę. Chwilę
później Shizuo jęknął cicho, kończąc w jego wnętrzu. Izaya, wyzuty z sił, oparł
się o ścianę, oddychając szybko. Blondyn oparł czoło o jego plecy, próbując
ustabilizować oddech. Powoli wysunął się z niego, robiąc krok do tyłu. Kątem
oka zauważył białą substancję spływającą po udzie czarnowłosego. Uśmiechnął się
drapieżnie. Obrócił go do siebie przodem, patrząc przez moment w te niezwykle
czerwone oczy. Ustami zbliżył się do jego ucha, owiewając je ciepłym oddechem.
Izaya zadrżał lekko.
- Łóżko? – wyszeptał Shizuo. Izaya kiwnął głową.
Ta noc była dla sąsiadów blondyna prawdziwą męczarnią..
Obudziły
go promienie słońca, wpadające przez okno. Zmarszczył nos, mrucząc coś cicho.
Obrócił się na drugą stronę. Natrafił na rękę. Bez zastanowienia przytulił się
do niej, wzdychając. Otworzył oczy. Obok niego spał Shizuo. Uśmiechnął się.
Wspomnienie poprzedniej nocy wciąż żyło w jego umyśle, przynosząc ciepło gdzieś
tam w środku. Podniósł się na łokciach i przybliżył do twarzy pogrążonego w
śnie blondyna, całując go lekko w uchylone wargi. Wstrzymał oddech. Shizuo
nawet nie drgnął, wciąż spał jak zabity. Izaya wyszczerzył się, wstając z
łóżka. Utykając lekko, skierował się do łazienki. Wziął szybki, gorący
prysznic. Wszedł do sypialni, mając na sobie jedynie ręcznik. Otworzył szafę
Heiwajimy, grzebiąc w niej przez chwilę. Uśmiechnął się z zadowoleniem,
znajdując ubrania, które będą w miarę na niego pasować. Nie kłopocząc się z
zakładaniem bielizny, ubrał się. Ręcznik zaniósł na miejsce. Poszedł na moment
do kuchni, wyjął z lodówki zimne mleko. Burcząc pod nosem coś w stylu: „Nie ma nic lepszego?” upił kilka
łyków. W oczy rzucił mu się kalendarz, a
raczej data, jaka na nim widniała. Uśmiechnął się szeroko, schował mleko i
wrócił do sypialni. Shizuo dalej spał. Izaya otworzył szafkę nocną, wyjął
kartkę i długopis. Naskrobał na niej kilka słów. Spojrzał ostatni raz na
blondyna, a po namyśle pocałował go w czoło. Zaraz potem pozbierał wszystkie
swoje rzeczy, otworzył okno i wyszedł.
Ocknął
się, gdy poczuł ciepło na policzku. Uchylił powieki, natychmiast je zamykając.
Słońce świeciło mocno, raniąc jego biedne oczy. Wstał i z przymkniętymi oczyma
podszedł do okna, zasłaniając je. Wrócił do łóżka, jednak nie mógł już zasnąć.
Było mu dziwnie zimno i.. pusto. Rozejrzał się. Oprócz niego nie było w
sypialni nikogo. Wstał i wyszedł z pokoju. Widząc pozostałości po wczorajszym
wieczorze, uśmiechnął się. I w tym momencie zajarzył. Nigdzie nie widział
Izayi. Wrócił do sypialni. Owionęło go świeże, zimne powietrze. Zmarszczył
brwi. Nie przypominał sobie, żeby otwierał okno.
- Ach, więc jednak poszedłeś – warknął. Wpuścił trochę
światła i wiatru do pomieszczenia, otwierając okno szerzej i odsłaniając je.
Odwrócił się. Natychmiast zauważył białą karteczkę leżącą na nocnej szafce.
Wziął ją do rąk i przeczytał słowa, które były na niej zapisane. Uśmiechnął się
szeroko. Tego również nigdy nie spodziewałby się po Oriharze Izayi. Na kartce
napisane bowiem było:
Happy Valentine’s
Day, Shizu-chan.
* * *
I tym pozytywnym akcentem kończymy dzisiejszego shota. Jeszcze tylko kilka(set) słów ode mnie.
Po 1: Serdecznie dziękuję Kicajowi14 za nominowanie mnie do Liebster Awards.Odpowiedzi powinny ukazać się jeszcze dziś. ^^
Kolejna sprawa: podczas tego jałowego miesiąca stworzyłam kilka prac, które chcę tu opublikować. Wszystkie z gatunku shounen-ai. Wszystkie utrzymane raczej w nastroju melancholijnym, smutnym. Nie wiem, który opublikować pierwszy, dlatego ten wybór zostawiam Wam. Za moment powstanie ankieta z tytułami tychże shotów. Poniżej króciutko je zaprezentuję:
1. "Kuro" - najkrótszy z nich, a także najstarszy. Mówiąc ogólnikowo, jest jedną z dwóch części. Opowiada o Ranie i Diar'u, dwóch przyjaciołach. Ta część jest opowieścią Rana, opętanego przez demona. Jest to moja inspiracja mangą "Stigmata". Postaci własne, wzorowane jedynie na bohaterach tej mangi.
2. "Fall For You" - opis kilku chwil z życia Daniela Bein'a, wokalisty zespołu Dead Souls. [Ani zespół, ani wszelkie postaci z tego shota nie istnieją.] Opowiada on o swojej miłości do przyjaciela. Drugą częścią tego jest "My Life", spis wspomnień Daniela.
3. "Sacrifice" - na placu zamku ma odbyć się egzekucja rebelianta, Aidana Blake'a. Zostaje on skazany na śmierć przez powieszenie. Egzekucję przerywa niespodziewany gość..
No, to tyle. Wybierzcie ten, który bardziej Wam się podoba. ;3 Dziękuję za wysłuchanie mnie. :D Lecę już, do następnego! <3