29.06.2014

Towarzysz - część druga.

  Ohayou. Trzymam się, jak na razie, zasady "raz na tydzień". Z tego też powodu wrzucam dziś drugą część "Towarzysza". Przedtem jednak parę informacji:
1. Ruszyła zakładka z zamówieniami, więc możecie popuścić wodze fantazji, przelewać swoje pomysły w komentarzach, a ja postaram się je realizować. Pojawiło się także kilka innych rzeczy, których wcześniej nie było. Serdecznie zapraszam do wyrażania swojej opinii w ankiecie "Czy lubisz gore?". Jest mi ona niezbędna, gdyż planuję zamieszczać na blogu twory tego właśnie typu.
2. Serdecznie dziękuję Vanes z Panda Graphics (button znajduje się na blogu) za wykonanie dla mnie szablonu. Jest nieziemski! :3 Lepszego wymarzyć sobie nie mogłam. Czasami wchodzę na bloga tylko po to, by go popodziwiać. ;33 Na pewno jeszcze nie raz skorzystam z Jej usług, jeśli tylko się na to zgodzi. ^^
3. Rozdział MWSM pojawi się NA PEWNO (inaczej będzie można mnie zabić) przed 7 lipca, kiedy to wyjeżdżam na 10-dniowy obóz. Zamierzam wtedy także napisać w końcu notkę na Sierotę, żeby mieć czyste konto przed wypoczynkiem.
  Dzisiejszy fragment "Towarzysza" jest nieco krótszy niż poprzedni. Niemniej, mam nadzieję, że mi to wybaczycie. W następnym tygodniu pojawi się trzecia, a może i czwarta część, żebym publikację tego opowiadania również zakończyła przed obozem. Let's enjoy. ;3

* * *
                Minęło kilka dni, które czarnowłosy spędził na poznawaniu życia niebieskookiego. Dowiedział się, że chłopak nie ma żadnych przyjaciół, a czas wolny od szkoły spędza pisząc lub grając piękne dźwięki na dziwnym przedmiocie, który wyciągał z tamtego intrygującego futerału. Kilka razy Christian nazwał rzecz „gitarą”. Kiedy dotykał drucików przyczepionych do „gitary”, tworzył cudowne melodie, od których zielonookiemu miękły kolana.
                Podczas któregoś popołudnia również tak było. Blondyn odrobił lekcje i usiadł na podłodze. Blair, siedzący na parapecie, spojrzał na niego z zainteresowaniem. Woods przysunął do siebie futerał i wyjął przedmiot. Przez chwilę majstrował coś przy nim, a później zaczął grać. Od momentu, kiedy czarnowłosy usłyszał pierwsze dźwięki, mimowolnie odpłynął. Przed jego oczami przewijały się różne obrazy. Jakaś kobieta, ubrana w skromną sukienkę. Ogromny pies. Rzeka na skraju lasu. Stara, zniszczona książka. Domek na drzewie. Piękne ubranie. Odciski na stopach. Kury i konie. Smak chleba, mleka, jarzyn. Ciepło ludzkiego ciała. Gwiazdy na niebie. Wszystko to zlało się w jedną całość, tworząc wspomnienia. Blair widział siebie, ubranego w brudne, zniszczone ogrodniczki. Jak ucieka razem ze swoim psem przed gęsiami, śmiejąc się głośno. Jak jego matka woła go, by wracał do domu. Że muszą iść na mszę do kościoła, więc powinien się przebrać, jak tylko zjedzą śniadanie. Czuł smak tego, co jadł, a także zapach. Zupełnie, jakby właśnie teraz tam przebywał. Czarnowłosy widział to, nie wierząc jednocześnie, że to widzi. Po jego policzkach spłynęły łzy, rozmazując wszystko dookoła. A Christian wciąż grał.
                W końcu blondyn skończył utwór. Zielonooki nie wiedział nawet, jak długo tkwił we wspomnieniach z poprzedniego życia. Otrząsnął się, oddychając z trudem. Twarz miał całą załzawioną, więc przetarł ją rękawem bluzy, którą miał na sobie. Spróbował się uspokoić, choć nie szło mu to zbyt dobrze. W pewnym momencie się jednak udało.
                Zadzwonił dzwonek do drzwi. Blair usłyszał, jak pani Woods otwiera je i wita się z jakąś kobietą. Słyszał też psa, który strasznie głośno szczekał. Mimowolnie przypomniał sobie tego, którego widział w swoich wspomnieniach. Tamten nie szczekał tak głośno. Biegał tylko z wywalonym językiem i miał bardzo długą sierść. Był naprawdę piękny.
                Christian schował gitarę do futerału. Zszedł na dół. Czarnowłosy wolał zostać w jego pokoju. Usiadł na podłodze, opierając się o ramę łóżka. Jego uszy wychwytywały strzępy rozmowy, z których nic nie rozumiał. Westchnął. Nie wiedzieć czemu, był strasznie przygnębiony. Czuł, że nie powinno go tu być. Że nie może ingerować w szczęśliwe życie tej rodziny. Że przez niego ich cały świat już niedługo legnie w gruzach. Pamiętał o tym, że blondyn ma niedługo umrzeć. Choć tak bardzo starał się zapomnieć, nie mógł. Wszystko przypominało mu o misji, którą miał do wykonania. Dlatego.. nie powinien się tak do nich przywiązywać. Ale to robił. Chociaż oni nie wiedzieli nic o jego obecności, Blair czasami czuł się jak członek rodziny. Jak jeden z domowników. Ale po chwili czar pryskał i znów przypominał sobie o rzeczywistości. A to było takie bolesne.
                Woods pojawił się w swoim pokoju razem z psem na rękach. A raczej ze szczurem przypominającym psa. Postawił stworzenie o chudych nóżkach na podłodze. Nie cierpiał psa swojej ciotki i nienawidził się nim zajmować, kiedy ta odwiedzała jego matkę. Ale wyboru większego nie miał. Nie chciał sprawiać rodzicielce przykrości, więc zaciskał zęby i spełniał polecenia ciotki, niańcząc jej zwierzaka.
                Kiedy tylko pies został postawiony na ziemi, zaczął przeraźliwie ujadać, patrząc na Blaira. Ten znieruchomiał, nie wiedząc, co się dzieje. Tak samo Christian. Dopiero po chwili podjął próbę uspokojenia psa, jednak na nic. Dopóki nie zabrał go ze swojego pokoju, ten szczekał i szczekał.
                - Ej, głupi szczurze, przestań – burknął do zwierzęcia, wynosząc je na korytarz. – Co ty, ducha zobaczyłeś? – prychnął. Nagle zamarł. Przypomniał sobie o reklamie, o dziwnym głosie, który usłyszał jakiś czas temu. A także o tym, że przez ostatni czas czuł się, jakby był obserwowany. Postawił psa i wybiegł z domu. Tak szybko, że Blair nie zdążył zareagować. Czarnowłosy zamrugał kilkakrotnie. „Co się właśnie stało?”, zapytał sam siebie. Nie umiał niestety odpowiedzieć. Wstał. Musiał znaleźć niebieskookiego. Jednak.. kompletnie nie wiedział, gdzie szukać. A wyjść z pokoju nie mógł, gdyż natychmiast dopadłby go pies, zdradzając jego obecność w tym domu. Podszedł do okna, wypatrując śladów swojego celu. Na próżno. Westchnął. Musiał czekać, choć wcale mu się to nie podobało. Dodatkowo, miał niejasne wrażenie, że Christian domyślił się czegoś.
                Blondyn pojawił się w pokoju, kiedy zielonooki zaczął powoli odchodzić od zmysłów. Woods zamknął drzwi na klucz, nie wpuszczając psa do środka. Niósł pod pachą prostokątny, płaski pakunek. Usiadł na podłodze i rozpakował go. Był on niewielką, drewnianą tabliczką. Niebieskooki położył tabliczkę na ziemi i wyjął z kieszeni bluzy kryształowy kieliszek. Postawił go na tabliczce do góry dnem. Zapalił także kilka świeczek, które uprzednio wyjął z szafki. Blair podszedł bliżej, przyglądając się tabliczce. Zauważył wypisane na niej litery alfabetu, cyfry, a także słowa: „Tak”, „Nie”, „Nie wiem”, „Do widzenia”. Z ciekawości usiadł naprzeciw Christiana, zastanawiając się, co on chce zrobić. Ten położył wskazujący palec na kieliszku.
                - Cholera, kompletnie się na tym nie znam – szepnął. Odchrząknął. – Przyzywam cię, duchu przebywający w tym domu – powtórzył kilkakrotnie. Blair pomyślał, że zabawnie wygląda z poważną miną. – Czy mnie słyszysz?
                - I czego ode mnie oczekujesz, hm? – zapytał cicho czarnowłosy. Wpadł na dziwny pomysł. Spróbował dotknąć dna kieliszka. Ze zdziwieniem odkrył, że jego palec zatrzymuje się na materiale, a nie, jak dotychczas, przechodzi przez niego. Wykorzystał to i przesunął kieliszek na pole z napisem „Tak.”
                - O cholera – szepnął cicho Woods. – A miałem nadzieję, że to tylko moja chora wyobraźnia. Skąd jesteś? – zapytał drżącym głosem.
                - C.. z.. y.. ś.. c.. i.. e.. c.. – mruczał pod nosem zielonooki, przesuwając powoli „wskaźnik” na kolejne litery.
                - Czyściec, tak? Dobrze, że nie piekło – zaśmiał się nerwowo blondyn.
                „Piekło?”, pomyślał Blair. To słowo coś mu przypominało. Tylko co? Skupił się. Piekło.. piekło.. piekło.. „Jeśli nie będziesz słuchał mamy i taty, pójdziesz do piekła”, usłyszał w głowie. „Pamiętaj, aby być grzecznym, bo jak nie, diabełek się tobą zainteresuje”. „Bóg zawsze wszystko widzi. Dobre uczynki nagradza, złe każe. Jeśli będziesz robił wiele złego, znajdziesz się w piekle”. Kto mu to zawsze powtarzał? No tak. Mama. Jego ukochana mama. Była dla niego najważniejsza. Ważniejsza od wszystkich innych. Zawsze przy nim była. Ona i Alex, jego pies. Kiedy był chory, oboje przy nim czuwali. Alex ogrzewał stopy, a mama karmiła pysznym rosołem. Albo kiedy stłukł kolano czy też zgubił się w lesie..
                Zawsze powtarzała, że jest dumna ze swojego małego, grzecznego synka. Że bardzo go kocha i nie wie, co by bez niego zrobiła. Tak. Blair zawsze starał się jej pomóc i nigdy nie ranił jej. Raz tylko doprowadził ją do płaczu. Tej okropnej nocy, kiedy razem z synem sąsiadów bawił się nad rzeką. Alexa nie było wtedy z nimi, bo złamał łapę i musiał wypoczywać. Pamiętał doskonale, jakby to działo się w tej chwili, moment, kiedy runął w dół, prosto do płytkiej rzeki, która dno miała wyłożone kamieniami. Pamiętał otępiający ból, który przeszył jego ciało. Również zapach krwi i nagłe zimno zostawiły ślad w jego pamięci. Wtedy poczuł się taki zmęczony. Chciał tylko zamknąć oczy i zasnąć. Ale.. coś mu nie pozwalało. Cały czas patrzył w górę. Tam, gdzie niedawno jeszcze był i bawił się z kolegą. Dopiero, gdy przybiegła jego matka i zobaczyła go, leżącego w kałuży krwi na dnie, kiedy Blair zobaczył jej łzy, poczuł, że ogarnia go słodka niemoc i przymknął powieki. A później obudził się w czyśćcu.
                Zielonooki westchnął cicho. Znów odzyskał jakieś wspomnienie. A więc to tak zginął. Smutne. Było mu żal matki, która straciła ukochane dziecko, a także psa, pozbawionego swojego pana. Poczuł chęć zobaczenia ich ten ostatni raz. Może po zakończeniu misji poprosi o to Anthony’ego? Tak. Powinien.
                - Halo..? Panie duchu? – mruknął zaniepokojony Christian. Jego rozmówca tak nagle zamilkł, o ile można to tak nazwać. Czarnowłosy ocknął się z zamyślenia.
                - Zamyśliłem się – szepnął, wskazując to samo na tablicy. Woods odetchnął.
                - Rozumiem. Nic się nie stało. Tak więc.. czy chcesz skrzywdzić mnie lub moich bliskich? – spytał niebieskooki. Blair wskazał na pole z napisem: „Nie”. Taka w końcu była prawda. Miał tylko strzec duszy Christiana, kiedy ten już umrze. Nie zamierzał w jakikolwiek sposób szkodzić jego rodzinie, choć czuł się, jakby to robił. – Uff. To dobrze – uśmiechnął się Woods. – A kiedy się tu zjawiłeś?
                - Dzień, w którym zabrano ci plecak – brzmiała odpowiedź. Minęła chwila, zanim blondyn skojarzył, który to dzień.
                - Dlaczego tu jesteś?
                - Strzegę pewnej duszy – mruknął pod nosem Blair, przesuwając kieliszkiem po tabliczce. Zaśmiał się, gdy przypomniał sobie o zasadzie niekontaktowania się ze śmiertelnymi. Właśnie ją łamał. I z zaskoczeniem odkrył, że dzięki temu czuł się nieco lepiej.
                - Co? Przed czym? – zdziwił się Christian. Zielonooki zastanowił się czy może mu powiedzieć. Ale.. skoro i tak już potwierdził swoją obecność..
                - Niedługo jej właściciel umrze. Moje zadanie polega na ochronie tej duszy przed demonami, kiedy już się to stanie. Mam dopilnować, żeby nie porwały jej do piekła, zanim przybędą po nią z czyśćca.
                - Co? Umrze? To takie smutne – szepnął. – Chociaż.. Skoro jesteś w tym domu, to musi być dusza moja albo mojej mamy. Nie.. To niemożliwe. Nie możesz nas rozdzielić. Słyszysz? Mamy tylko siebie. Jeśli jedno umrze, drugie zostanie same. Nie.. to nieprawda. To kłamstwo. Kłamiesz, prawda?
                Blair z bólem serca przesunął kieliszek na napis: „Nie.” Blondyn spuścił głowę, biorąc kilka głębokich wdechów.
                - I tak ci nie wierzę.. – odparł. – Ale to nieważne. Mam jeszcze jedno pytanie, zanim cię odwołam. Kim jesteś? – zapytał drżącym już głosem.
                - Nazywam się Blair – zaczął czarnowłosy. – Kim, pytasz? Cóż. Jestem.. – urwał, zastanawiając się, jak to ująć. – Jestem twoim towarzyszem – puścił kieliszek. I w tym momencie Christian wiedział już, kogo czeka śmierć.
* * *
  To by było na tyle dzisiaj. Wszystko, co miałam do przekazania, napisałam wyżej. Zachęcam jeszcze raz do składania zamówień. Do następnego. :33

22.06.2014

Towarzysz - część pierwsza.

Dobry. ^^ Wracam z opowiadaniem, które napisałam już jakiś czas temu. Miałam napisać shota i MWSM, ale miejski festyn skutecznie pokrzyżował mi plany. ;-; Nieważne. Zbliżają się wakacje, więc będę wrzucać częściej. ;3 A dziś po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby czegoś nie wrzucić. ^.^ Let's enjoy!
* * *
            Obudził się w jakimś ciemnym, pustym pomieszczeniu. Leżał na kamiennej podłodze. Wstał i otrzepał się z niewidzialnego kurzu. To był już jego nawyk. Zawsze tak robił, kiedy podnosił się po upadku z drzewa, w.. właściwie, to gdzie? Nie pamiętał. Skupił się, próbując odnaleźć wspomnienie. Nic a nic. Oddzielała go od niego gruba, ciemna powłoka, przez którą nie mógł się przedrzeć. Niczego nie pamiętał. Jak wyglądał, żył, kim był. Usiadł z powrotem na zimnej posadzce. Westchnął. Czuł się niepewnie. To nie było miłe uczucie, nic o sobie nie wiedzieć. Zamyślił się.
            Drewniane drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem, wpuszczając do pomieszczenia nieco światła. On natychmiast ocknął się z rozmyślań. Nawet nie zauważył wcześniej, że było tu coś takiego jak drzwi. Do środka wszedł wysoki mężczyzna o długich, jasnobrązowych włosach, spiętych w kucyk. Uśmiechnął się ciepło, patrząc na niego.
            - Wstań – powiedział. On wykonał sztywno polecenie, nie spuszczając wzroku z szatyna. – Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Nazywam się Anthony. Będę twoim opiekunem przez jakiś czas – znów się uśmiechnął. Jego szare oczy wyglądały jak małe gwiazdki.
            - A.. wiesz może.. kim ja jestem? – spytał on ochrypłym głosem. Zdziwił się i zastanowił, przez ile czasu w ogóle nic nie mówił.
            - Oczywiście. Masz na imię Blair. Nazwiska nie znam. Niestety – westchnął Anthony.
            - Blair.. – powtórzył on. – Rozumiem..
            - Czy masz jeszcze jakieś pytania?
            - Gdzie jestem? Jak się tu znalazłem? Czemu nic nie pamiętam?
            - Spokojnie.. Powoli. Zacznijmy od początku. Jesteś w czyśćcu. Mówiąc „czyściec”, mam na myśli miejsce zawieszone nad niebem, piekłem i ziemią. To taki przystanek przed pójściem w górę lub w dół – szatyn urwał. – Jak się tu znalazłeś? Tak, jak wszyscy. Żyłeś na ziemi, a potem umarłeś. I to chyba bezpośrednia przyczyna twojej amnezji, nie wiem. Nieczęsto się to zdarza.
            - Rozumiem.. – powtórzył Blair. Układał sobie wszystko w głowie.
            - Pomyślisz później. Chodźmy. – Anthony złapał go za rękę. Opuścili puste pomieszczenie.
            Szatyn przeprowadził go przez ogromny korytarz ze ścianami, na których wisiało mnóstwo luster. Teraz Blair mógł zobaczyć w nich swoje odbicie. Był niskim, szczupłym chłopakiem o nieco dziecięcych rysach twarzy i spokojnym spojrzeniu głębokich, zielonych oczu, przesłoniętych przydługą, czarną grzywką. W ogóle jego włosy układały się to w jedną, to w drugą stronę. Jego uwagę przykuło również skromne, brudne ubranie, które miał na sobie. Przyszło mu do głowy, że mógł te ubrania nosić przed śmiercią. Zaintrygowało go to.
            Znaleźli się w ogromnym, bogato urządzonym pokoju. Znajdowało się tam już kilka osób. Blair spłoszył się, chowając za swojego opiekuna. Ten uśmiechnął się i, łapiąc go za ramiona, postawił przed sobą.
            - Drodzy państwo. To jest Blair, mój podopieczny – powiedział z dumą. Czarnowłosy nie zrozumiał, czym szatyn się tak szczyci. Z wielkiego krzesła wstał barczysty mężczyzna i podszedł do nich.
            - A więc wreszcie mogę poznać nasz nowy nabytek. Długo czekaliśmy, aż się obudzisz, wiesz? – mruknął miłym dla ucha, niskim głosem. Zielonooki uśmiechnął się nieśmiało.
            - Teraz czeka go szkolenie, prawda? – dołączyła do nich jakaś kobieta. Złapała chłopaka za policzki i pociągnęła w swoją stronę. – Jesteś taki słodziutki. Ale cały brudny. Trzeba cię wykąpać – zmarszczyła nos.
            - Elle, zajmiesz się tym? – spytał ją Anthony. – A zaraz po tym zaczniemy szkolenie – tym razem zwrócił się do Blaira. – To nie może czekać.
            Czarnowłosy kiwnął głową. Pozwolił zaciągnąć się do łazienki, umyć i przebrać. Ciągle się zastanawiał, o co w tym wszystkim chodzi.
* * *
            Szkolenie nie było tak naprawdę szkoleniem, a jedynie wykładem na temat obowiązków dusz, przebywających w czyśćcu. Po jego zakończeniu Blair został wysłany do miasta znajdującego się poniżej. Miał odnaleźć pewnego człowieka i zostać z nim aż do jego śmierci.
            Wędrując po dachach różnych budynków, chłopak wspominał słowa swojego opiekuna. Były dla niego dziwne i nie do końca zrozumiałe.
            „- Zostaniesz wysłany do Londynu, nad którym się znajdujemy. Odnajdziesz pewnego młodzieńca, który jest bliski śmierci. Masz przy nim zostać, dopóki nie umrze, a wtedy ochronisz jego duszę przed demonami, do przybycia kogoś, kto ją zabierze do czyśćca – mówił szatyn. - Chłopak nazywa się Christian Woods. Pamiętaj o dwóch ważnych zasadach. Nie nawiązujemy kontaktu z żywymi i nie próbujemy zmienić ich przeznaczenia.”
            „Christian Woods”, pomyślał czarnowłosy. „Ciekawe, jakie jest jego życie.. Czy szczęśliwe? A może przeciwnie?”, zastanawiał się. Niedługo miał się tego dowiedzieć. W końcu był już blisko celu.
            Zielonooki przystanął na chwilę, ciesząc oczy panoramą miasta. Patrzył z zachwytem na wysokie budynki oświetlone neonami, samochody pędzące po ulicach, a także na ludzi, którzy, mimo że był środek nocy, przemierzali ulice w sobie tylko znanym kierunku. Blair uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedział, jak wyglądało jego życie, ale zazdrościł im, że mogą spędzać swoje dni w tym miejscu.
            Pokręcił głową, by odgonić błahe myśli. Miał misję do wykonania i musiał jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Ruszył w dalszą drogę, przedtem rzucając ostatnie tęskne spojrzenie w kierunku ulic Londynu.          
* * *
            Na skraju miasta, w pewnym domu, przebywał jego cel. Usiadł na zewnętrznym parapecie okna sypialni Christiana. Przez szybę widział, jak chłopak śpi w swoim łóżku. Blair westchnął. Nie mógł wejść do środka, dopóki ktoś nie otworzy okna, a do świtu zostało jeszcze parę godzin. Dlaczego nie mógł wejść? Dopóki będzie przebywał w czyśćcu, domy zamieszkane przez ludzi ochrzczonych będą poza jego zasięgiem. Chyba, że ktoś wpuści go do wnętrza budynku, otwierając drzwi lub okna. Dlatego musiał czekać. Usiadł wygodnie na wąskim parapecie.
            Pokój Christiana, jak zdążył zauważyć, był utrzymany w ciemnych barwach. Na najbliższych oknu ścianach wisiało kilka plakatów jakichś ludzi. Blair był ciekawy, jakich. Może w jakiś sposób byli ważni dla tego chłopaka? Możliwe. Oglądał pokój dalej, choć miał ograniczone pole widzenia. W jednym z kątów stało drewniane biurko zawalone różnymi papierami i zeszytami. Myśl, co mogłyby zawierać, zaintrygowała czarnowłosego. Ale nie poświęcił im zbyt dużo uwagi. Zainteresował go futerał leżący na podłodze. Blair nigdy nie widział czegoś takiego. Zadrżał. Zrobiło się zimno. Dalsze oglądanie pokoju musiał więc przełożyć na moment, kiedy wpuszczą go do domu. Zgarbił się, obejmując kolana ramionami. Teraz pozostało tylko dotrwać do świtu.
            Kiedy tylko na niebie wzeszło słońce, na parterze budynku ktoś zaczął się krzątać. Do drzwi pokoju Christiana zapukała jego matka, budząc go jak co dzień. Chłopak nie miał ochoty wstawać, więc tylko machnął ręką i zakopał się bardziej w pościeli. Kobieta, słysząc brak reakcji, weszła do środka.
            - Znowu nie zasłoniłeś okien – mruknęła do syna. Otworzyła jedno z nich. To, na parapecie którego siedział Blair. Zielonooki wykorzystał to, wślizgując się do pokoju. Nie musiał się obawiać, że zostanie odkryty. Jak mówił Anthony, śmiertelnicy nie widzieli zmarłych. Usiadł więc w kącie, obserwując matkę Christiana. Była średniego wzrostu kobietą o długich, jasnych włosach i ciepłym uśmiechu. Jej niebieskie oczy błyszczały delikatnie, gdy patrzyła na swoje dziecko. Chociaż z tonu jej głosu można by było wywnioskować, że jest zła, wcale tak nie było. Wręcz przeciwnie. Wydawała się bardzo szczęśliwa, budząc syna do szkoły. Zielonooki zmarszczył nos. Nie rozumiał tego. Dlaczego nie jest zła, skoro Christian ją zignorował?
            W końcu Woods wstał, obrzucając matkę zaspanym spojrzeniem. Jego oczy również były niebieskie, tylko ciemniejsze. Podczas gdy pani Woods miała tęczówki koloru nieba, te Christiana przypominały bardziej głębię oceanu albo granat nocy. Niemniej, chłopak był strasznie podobny do swojej rodzicielki. Te same usta, nos, rysy twarzy przywodzące na myśl księcia i królową z bajki, kolor włosów. Różnili się tylko tym, że on był nieco od niej wyższy.
            - Ubieraj się, zaraz będzie śniadanie – powiedziała, klepiąc go w policzek. Wyszła. Blondyn wziął do rąk jakieś ubrania, a także grzebień, po czym wszedł do jakiegoś pomieszczenia, pachnącego mydłem. Za nim zamknęły się drzwi. Blair pomyślał, że tam nic złego nie powinno mu się stać, więc dalej siedział w kącie. Miał rację. Po jakimś czasie Woods wyszedł, przebrany i uczesany. Zszedł na dół, na śniadanie. Dopiero wtedy zielonooki wstał i ruszył za nim.
            Dom niebieskookiego i jego matki był niewielki i miał tylko jedno piętro. Został jednak przytulnie urządzony. Czarnowłosy aż czuł ciepło przenikające ze ścian i tulące go do siebie z każdej strony. Uśmiechnął się. Weszli do skromnej kuchni. Christian usiadł przy zastawionym stole i wziął się za jedzenie. Jego matka zrobiła to samo. Blair oparł się o ścianę i obserwował ich, zastanawiając się, co jaki ma smak.
* * *
            Wyszli z domu. Zielonooki musiał niemal biec, by dotrzymać mu kroku. Zasępił się. Czy on też jadł z mamą śniadanie, kiedy jeszcze żył? Czy miał taki piękny dom? Jak w ogóle umarł? Jego rozmyślania przerwał fakt, że ktoś podszedł do Christiana. Blair pomyślał, że to pewnie jego przyjaciel. Ale nie. Ten chłopak zabrał blondynowi plecak i uciekł, śmiejąc się głośno. Niebieskooki stanął, zacisnął zęby i wymamrotał kilka brzydkich słów. Poszedł dalej.
            Niedługo później znaleźli się w szkole. Woods kipiał wściekłością. Czarnowłosy podejrzewał, że to z powodu utraconego plecaka. Tak właśnie było.
            - O, cześć, pedałku – zakpił jakiś uczeń. Razem z nim szło kilku potężnie zbudowanych nastolatków. – Gdzie masz plecak?
            - O, cześć, kretynie. Gdzie masz mózg? – odciął się Christian.  Tamci otoczyli go zwartą grupą.
            - Mówiłeś coś, cioto? – warknął obrażony chłopak. Blondyn prychnął.
            - Nie dość, że głupi, to jeszcze głuchy.
            - Zamknij się, pedale! – wycedził.
            - Pedał, ciota. Znasz tylko te dwa określenia? Żałosne – westchnął Woods. Poszedł dalej, a grupa rozstąpiła się, puszczając go. Kompletnie ignorował nawoływania tamtego. Nie przejął się też, kiedy dostał swoim plecakiem w plecy. Po prostu wziął go i ruszył do klasy.
            Przez cały dzień Blair był świadkiem jak Christian jest bity i wyzywany. Czarnowłosy zaczął się bać o blondyna. Próbował kilka razy zasłonić go swoim ciałem, gdy czymś rzucali, jednak przedmioty przelatywały przez niego, jakby nie istniał.
            - No tak.. – westchnął. – W końcu jestem duchem.
            Wtedy niebieskooki rozejrzał się dookoła. Zupełnie, jakby usłyszał słowa Blaira. A przynajmniej tak to wyglądało. Zielonooki pomyślał jednak, że to niemożliwe. Mimo to, do końca szkolnego dnia nie powiedział już ani słowa.
            Gdy wracali do domu, nic szczególnego się nie stało. Woods po prostu szedł, a czarnowłosy dotrzymywał mu kroku. Zatrzymali się dopiero przed jakimś plakatem.
            - „Czy chcesz poznać życie pozagrobowe? A może musisz porozmawiać z kimś, kto już nie żyje? Nie wahaj się! Zakup tabliczkę Ouija i urządź seans już tej nocy!” – przeczytał Christian. – Pff. Głupoty – ruszył dalej. Czarnowłosy jeszcze przez chwilę wpatrywał się w reklamę. Przypomniały mu się słowa Anthony’ego i zasada: „Nie nawiązujemy kontaktu z żywymi.” Pokręcił głową i dogonił blondyna, zrównując z nim krok.
            Christian otworzył drzwi i wszedł do środka. Blair szybko wślizgnął się za nim. Przystanął i zaczął węszyć. W całym domu pachniało czymś pysznym.
            - Wróciłem – powiedział głośno blondyn. Z kuchni wyłoniła się sylwetka jego matki.
            - To dobrze – uśmiechnęła się. – Myj ręce i siadaj do stołu. Obiad za chwilę.
            Blondyn zaniósł plecak do pokoju i rzucił go na łóżko. Z politowaniem zauważył przyczepioną do niego kartkę z napisem: „Pedał”. Westchnął. Nie chciał się tym przejmować. To ich sprawa, że nie akceptują jego orientacji. Ale denerwowała go ta ich dziecinność. Przecież tym, że się nad nim znęcają, nic nie zmienią. Wszedł do łazienki i umył ręce. Poszedł do kuchni. Matka poprosiła go, aby nakrył do stołu. Zrobił to. Po chwili już siedzieli, jedząc obiad. Blair usiadł na kuchennym blacie. Próbował złapać pomarańczę leżącą w koszyku, ale jego palce przez nią przechodziły. Westchnął cicho, dając sobie spokój.
            - Jak było w szkole? – spytała kobieta swojego syna. Ten tylko coś odburknął. – Spokojnie. Wiesz, że możesz mi powiedzieć – szepnęła.
            - Co mam ci mówić? Że znowu się do mnie przywalili? Że zabrali mi plecak, jak szedłem do szkoły? To chcesz usłyszeć? – jęknął.
            - Christian.. – wstała i podeszła do niego. Przytuliła go do siebie. – Synku..
            - Co ja im zrobiłem? Przecież nie dotknąłem nigdy żadnego z nich ani nawet nie szukałem kontaktu. Gdybym któregoś podrywał albo pocałował, to zrozumiałbym ich zachowanie, ale tak? – szepnął.
            - Wiesz.. Kiedy ludzie mają do czynienia z czymś, co jest inne od założeń, które przyjęli.. od tego, co uznali za właściwe, wpadają w panikę. I często stają się agresywni – powiedziała cicho, głaszcząc go po włosach. – To nie twoja wina, Chris – pocałowała go w czubek głowy. – Ty nie zrobiłeś nic złego.
            Patrząc na nich, Blair poczuł zazdrość. Znów chciał znaleźć się na czyimś miejscu. Chciał mieć taką mamę, jaką miał Christian. Chciał mieć dokąd wracać, z kim rozmawiać. Chciał żyć. Ale nic i nikt nie zwróci mu życia. Utracił je. Po jego policzku spłynęła łza. Zamknął oczy. Naprawdę… nie miał ochoty teraz na nich patrzeć.
* * *
Opowiadanie zamierzam podzielić na trzy/cztery części, żeby Was trochę pomęczyć. ;3 To.. tyle. Wracam na trzeci dzień festynu z obietnicą, że za maks tydzień znów tu zajrzę i coś wrzucę. Idę świętować. :3 Do następnego! ^^