20.07.2014

Lullaby.

  Jestem totalnym ciotersem. Totalnym. Bardzo totalnym. Nienawidzę siebie. Żeby cały dzień nie robić nic, a o tym, że notkę dodać trzeba, przypomnieć sobie za pięć dwunasta?! 
  A więc.. ekhm, powróciłam magicznie z obozu. Z konia nie spadłam, wielu siniaków sobie nie nabiłam, spotkałam się ze znajomymi ludźmi i poznałam nowych (w zasadzie, biorąc pod uwagę liczbę wielbicieli M&A, to bardziej obóz mangowy był niż konny..). Spędziłam tam miło czas, aż żal było wyjeżdżać! :3 Ale w końcu przyszedł czas powrotu, a ja witam Was z powrotem, pełna energii i pomysłów. ^^ 
  Najpierw jednak, zanim stworzę cokolwiek nowego, pragnę zaprezentować jedno z moich ciut starszych dzieł. Pierwsze gore, jakie napisałam (pierwsza część Alicji się nie liczy).. No dobra, pierwsze POWAŻNE gore, stworzone pod wpływem chwili. Chociaż wydaje mi się trochę dziecinne, lubię je.^.^
  Z całego serca pragnę przeprosić Nakurę za moje gapiolstwo. Otóż, 19.07 (paręnaście minut temu jeszcze..), Nakura świętowała swoje urodziny. :3 Dedykuję więc te oto gore właśnie jej, traktując je poniekąd jako ciut spóźniony prezent urodzinowy (w końcu sama go sobie zażyczyła :3). Mam nadzieję, że ten króciutki twór spodoba się zarówno Tobie, jak i pozostałym. :3 Wszystkiego najlepszego, kochana! <3
* * *
                Ciemne, nocne niebo, upstrzone niewielkimi gwiazdami. W samym środku mrocznego lasu stary, opuszczony dom. Ale.. czy aby na pewno opuszczony?
                Piwnica. Obszarpane, drewniane drzwi. Zardzewiałe przyrządy chirurgiczne. Metalowy stół, na którym widać ślady zaschniętej krwi. W kącie pokoju siekiera i kilka worków. W powietrzu czuć odór rozkładających się ciał..
                Drzwi, niegdyś obite deskami, otwierają się. Do środka wchodzi młody mężczyzna, wesoło nucąc jakąś melodię. Dziecięcą kołysankę. Na jego wargach błąka się szaleńczy uśmieszek. Mężczyzna niesie dziewczynę. Kładzie ją na stole, a następnie krępuje jej ręce i nogi grubymi pasami. Uśmiecha się szeroko. Wie, że ten wieczór będzie niezapomniany..
                Krzyki. Wrzaski pełne przerażenia. Jego ofiara właśnie się budzi. Cieszy go to. Tak będzie przecież jeszcze ciekawiej, prawda? Długie, chude palce zaciskają się na skalpelu. Powoli przybliża się do stołu. Brązowe niczym czekolada oczy patrzą na niego niemal błagalnie. Nie może powstrzymać cichego chichotu. Cała ta sytuacja go bawi.
                - Jesteś śliczna - mruczy. - Tylko te oczy.. Byłoby znacznie lepiej, gdyby miały inny kolor - cmoka z niezadowoleniem. Odwraca się, zakłada rękawiczki. - A gdyby tak... je wydłubać? - śmieje się. - Tak, to świetny pomysł! A ty co o tym myślisz? - pyta. Odpowiada mu zduszony pisk. Nie mógł wymarzyć sobie lepszej odpowiedzi. Podnosi do góry dłoń, w której tkwi narzędzie. Przykłada skalpel do ust. Przejeżdża po jego ostrzu językiem. Jego oczy płoną z pożądania. Jedynym, czego teraz pragnie, jest widok krwi swojej ofiary. Wbija skalpel w skórę na jej policzku. Ciemna ciecz spływa powoli w dół, kontrastując z jasnym odcieniem jej karnacji. Ten moment jest jednym z najpiękniejszych w jego życiu. Ale, ale.. zabawa dopiero się zaczyna...
                Piski, płacz, jęki, błagalny skowyt. Nie robi to na nim większego wrażenia. Chociaż.. jeśli ma być szczery, jeszcze bardziej go to nakręca. Z czułym uśmiechem zabiera się za pozbawianie jej prawego oka. Czekoladowe tęczówki, fuj. Przecież doskonale powinna wiedzieć, jak bardzo on nienawidzi czekolady. To jej wina, że się tu znalazła. To jej zachowanie sprawiło, że teraz musi ją ukarać. Tak. Sama jest sobie winna. Zraniła go, obraziła, więc poniesie za to karę. Bardzo, bardzo bolesną...
                Miarowym ruchem ściera krew ze skalpela, za pomocą kawałka brudnej ściery. Spogląda na świeżo wydłubane gałki oczne, spoczywające na niewielkiej, metalowej tacce. Brązowe, ohyda. Stanowczym ruchem wbija ostrze narzędzia w jedną z nich. Z jego ust uchodzi histeryczny śmiech. Tak samo obchodzi się z drugą. Tak, od razu lepiej...
                Zaczyna się. Krzyki dziewczyny przybierają na sile. Okaleczona ofiara usilnie wzywa pomoc, błaga o ratunek. Irytuje go to. Podchodzi do stołu, uderza ją w twarz.
                - Zamknij się! - krzyczy. Jest zdenerwowany. To nie wróży za dobrze. - I tak nikt tu nie przyjdzie! Nikt cię nie uratuje, słyszysz?! Nikogo nie obchodzisz... - miauczy. Po jego policzkach spływają łzy. Ściera je jednym ruchem dłoni. - Widzisz? - uśmiecha się, spoglądając na jej puste, zakrwawione oczodoły. - Przez ciebie płaczę. Niedobrze.. Znów muszę cię ukarać, wiesz? - siąka nosem. Krzyki cichną, zmieniając się w ledwo słyszalne kwilenie. - Byłaś niegrzeczna. Bardzo. Tylko.. jaką karę powinnaś dostać? - zastanawia się. Spogląda na swoje narzędzia. - Oczek już nie masz, uszka będą jeszcze potrzebne, nosek jest za ładny, by się go pozbywać, rączki i nóżki mnie na razie nie interesują.. - wylicza. - A więc pozostaje twój zwinny języczek - chwyta za świeży, ostrzejszy skalpel. Podchodzi do stołu. Dziewczyna, słysząc jego kroki, zaczyna się wyrywać, chcąc uwolnić się z koszmaru, w jakim się znalazła. - To nic nie da - mówi do niej. - Są za grube. Wiesz.. zraniłaś mnie. Powiedziałaś, że mnie nie kochasz. Odeszłaś ode mnie. To boli, ale myślę, że mogę ci wybaczyć. Ale najpierw muszę cię ukarać. I wiesz, na twoim miejscu nie wyrywałbym się. Nigdy stąd nie uciekniesz. Zostaniemy razem już na zawsze..
                Znów czyści skalpel brudną szmatą. Od strony stołu słychać ciche charczenie. Odwraca się, uśmiechając się szeroko. Jego ofiara jest o wiele piękniejsza bez czekoladowych oczu i kawałka różowego mięsa w ustach. Ale.. to jeszcze zbyt mało. Potrzeba czegoś więcej, aby wydobyć prawdziwe piękno. Chwyta w ręce ukochany, rzeźnicki nóż. Po raz kolejny przybliża się do okaleczonej dziewczyny, która straciła już wolę walki. On widzi to i uśmiecha się delikatnie.
                - Już na początku byłaś śliczna, ale teraz jesteś o wiele piękniejsza - schyla się i szepcze jej do ucha. - Tak sobie pomyślałem, że.. mógłbym spełnić jedno twoje życzenie. Ostatnie życzenie. Czego sobie życzysz, kochana? - pyta czułym głosem. Dziewczyna charczy głośniej, nie mogąc powiedzieć ani słowa. On uderza się w czoło. - Ach, zapomniałem. Przecież nie możesz już mówić. A więc wybiorę za ciebie. Zaśpiewam ci kołysankę - uśmiecha się szeroko. Chrząka. Nóż w jego ręce błyszczy w słabym świetle. Ofiara jakby zapada się w sobie. Choć nie rozumie znaczenia jego słów, wie jedno. To są ostatnie chwile w jej życiu..
                Ciemne, nocne niebo, upstrzone niewielkimi gwiazdami. Mroczny las, a w samym jego środku stary dom, który wcale nie jest taki opuszczony. Z piwnicy budynku słychać, jak ktoś śpiewa znaną, dziecięcą kołysankę. A przecież kto normalny błąkałby się w nocy po takiej okolicy..?
                - Twinkle, twinkle, little star, how I wonder what you are - śpiewa dla niej, a więc naprawdę się stara. Chce, aby to był dla niej niezapomniany wieczór. Bo przecież, pomimo tego że go zraniła, on wciąż ją kocha. - Up above the world so high, like a diamond in the sky - sunie pieszczotliwie nożem po jej skórze, zostawiając czerwone kreski. Pokaże jej, jak bardzo ją kocha. Już nigdy jej nie opuści. Będą razem przez wieczność. Tylko.. niech ona poczeka jeszcze chwilkę. - When the blazing sun is gone, when the nothing shines upon, then you show your little light, twinkle, twinkle, all the night. - Stanowczo pozbawia ją palców u nóg. I tak już do niczego nie będą jej potrzebne. A bez nich będzie o wiele piękniejsza. Chociaż i tak jest prawie idealna. Zimna, zakrwawiona, martwa piękność. - Then the traveler in the dark, thanks you for your little spark. He could not see which way to go, iIf you did not twinkle so. - Nóż kaleczy skórę coraz agresywniej. Jednym ruchem rozcina jej brzuch. Tryska krew, światło ukazuje organy wewnętrzne. Płomyk jej życia świeci coraz słabiej. Śmierć zbliża się do starego domku wielkimi krokami. - When the blazing sun is gone, when the nothing shines upon - śpiew urywa się na chwilę, tak samo jak ruchy noża. On patrzy na nią, a jego oczy wypełniają się łzami, które kolejno spływają po bladych policzkach. Zachrypniętym głosem kończy kołysankę - though I know not what you are, twinkle, twinkle, little star. - Wraz z ostatnimi słowami z poranionego ciała ulatuje życie. Wówczas on pochyla się nad martwą dziewczyną i całuje jej zimne usta. - Jesteś idealna. Dobranoc, kochana - szepcze. Światło w piwnicy gaśnie. Tak, jak brązowooka niegdyś dziewczyna..
                Ciemne niebo nabiera blasku. Noc ustępuje dniu. Niewielkie gwiazdy bladną, a ich miejsce zajmuje słońce. Lecz las wciąż pozostaje mroczny. W samym jego środku znajduje się stary dom, wydawałoby się, że opuszczony. Pomiędzy drzewami można dostrzec jego mieszkańca. Młodego chłopca, który oszalał z miłości do swojej małej gwiazdy. I który postanowił zatrzymać jej światło tylko dla siebie. Już na zawsze..
* * *
  Jeszcze raz życzę Ci wszystkiego najlepszego, kochana Nakurko! Dużo zdrowia, energii, pieniędzy, kawy, weny do blogowania, ładnych chłopców z anime (i nie tylko ;3), książek, spełnienia marzeń i czego tam sobie jeszcze zażyczysz. <333
  A od siebie pragnę tylko dodać, że dziękuję za udział w ankiecie. Miło, że podzielacie moją fascynację do gore. Będzie go więcej dzięki temu. <3 No i niedługo ruszę z zamówieniami, więc śmiało, można je składać. ^^ Do usłyszenia! :33