21.04.2013

Sacrifice

Dawno mnie tu nie było. ^.^ Nie ogarniam życia, ludzie. Konkursy, konkursy, sprawdziany, zaległości.. Przyznam się, jedyne co robię, to oglądanie anime (Chcę Pamiętnik Przyszłości i własnego Evangeliona. Będę rozpierdalać Anioły, znając każdy ich ruch. ^^) i pisanie na GG. :3 Cóż, zebrałam się w sobie (Dzięki Ci, o Nakuro, za Twój inspirujący prolog!) i wstawiam Sacrifice, które wygrało w ankiecie. Byłam przekonana, że Kuro, ale co tam. :) Bra, nie kadzę. Enjoy!
* * *

                Dzwony. Nienawidził ich dźwięków. Przypominały o tym, co się zbliżało. Czego nie mógł uniknąć. Cholera, dlaczego był taki głupi i dał się złapać?! Zupełnie, jakby wciąż był jedynie żółtodziobem, a nie doświadczonym wojownikiem. Miał misję. Misję, której teraz już nie wypełni. A przecież obiecał. Obiecał, do cholery jasnej!
                Dzwony. Wciąż je słyszał. Złapał się za głowę i warknął cicho. Odgłosy, które wydawały, doprowadzały go do szału. Lamentowały nad tym, jaki to jest żałosny. Czuł to. Nie próbował zaprzeczać, wszak znał prawdę. Nawet nie potrafił go uratować, ochronić! Dzwony chyba miały rację. Dostał taki los, na jaki sobie zasłużył. Szkoda, że nie postarał się bardziej.
                Strażnik wszedł do lochów. Między kratami cel migały twarze wielu więźniów oczekujących na wyrok. Dotarł do celu. Spod małego okna, jedynego źródła światła rozpraszającego gęsty mrok dookoła, spoglądały na niego ze zrezygnowaniem oczy. Oczy, które śniły się po nocach wielu jego towarzyszom broni. Czarne jak węgiel, patrzące na swe ofiary z obrzydzeniem i pogardą. A przynajmniej do momentu, w którym utraciły swój skarb. Wtedy zabłysnęły w nich, wcześniej starannie ukrywane, nienawiść i dzika wściekłość. Wyglądały niczym czarne płomienie, gotowe pożreć ich ciała.
- Więzień Aidan Blake? – wyjąkał cicho żołnierz, choć doskonale znał odpowiedź. Chłopak kiwnął głową, unosząc brwi na widok trzęsącego się mężczyzny. – Proszę zachować spokój i nie próbować żadnych sztuczek.
- Przesadzacie. Jak mam niby uciec? Broniąc się źdźbłem słomy? – zakpił Blake. Widząc wyraz twarzy strażnika, westchnął tylko i wzruszył ramionami. Odwrócił się ostatni raz do okna. Ta okropna świadomość, że gdzieś tam on czeka na niego. Wyczekuje momentu, w którym Aidan wydostanie go z tego przeklętego miejsca. Ona rozdzierała mu serce na malutkie kawałki. Pozwolił skrępować swe ręce sznurami, które w zasadzie mógłby rozerwać, nawet się przy tym nie wysilając. Posiadał jednak coś, czym poszczycić się mogło niewielu wojowników tych czasów. Honor. Żałował tylko, że nie zdołał wypełnić tej cholernej misji.
                Na głównym placu zamku znajdowało się wielu gapiów. Tego dnia miała się odbyć egzekucja jednego z najlepszych wojowników sławetnego Ruchu Oporu, Aidana Blake’a.  W centrum placyku pyszniła się już potężna szubienica, na podeście której czekał kat ubrany w czarną szatę. Większość ludzi nie chciało śmierci Blake’a. W końcu walczył o ich wolność. Gdy w słońcu błysnęły złote włosy chłopaka, prowadzonego przez dwóch strażników, wokół zapadła cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Aidan uśmiechnął się lekko. Widocznie tak musi być, pomyślał. Wszedł po schodkach na drewnianą platformę. Spojrzał na zgromadzonych. Tyle par oczu w niego wpatrzonych. Gruby mężczyzna stojący obok niego odchrząknął cicho i rozwinął dekret, który trzymał w dłoniach. Blake prychnął. Wzrokiem powędrował do jednego z okien zamku. Spodziewał się zobaczyć kogoś za szybą, lecz nikogo nie dostrzegł. Zmarszczył brwi. Dlaczego go tam nie ma?
- W imieniu cesarza naszej wspaniałej krainy, a także moim, burmistrza tego miasta, za popełnione zbrodnie i wszelkie inne przewinienia, skazuję Cię, Aidanie Blake, na karę śmierci przez powieszenie. Kacie, proszę robić, co do Pana należy.
Aidan westchnął cicho, widząc entuzjazm kata. Ktoś pokazał mu gestem, że ma wejść na niski stolik znajdujący się za nim. Uczynił więc tak. Mężczyzna w czerni ochoczo założył na jego szyję gruby sznur, zaciskając go lekko. Podszedł do dźwigni uruchamiającej zapadnię szubienicy. Aidan zamknął oczy. Nigdy nie przypuszczał, że taki będzie jego koniec.
- NIE! – powietrze przeszył krzyk. – STOP!
Blake uchylił powoli powieki. Tłum rozstąpił się, ujawniając szczupłego chłopca o czarnych oczach i niezwykle lazurowych tęczówkach. W ręku trzymał on książkę. W chwili, gdy ujrzał blondyna, uśmiechnął się czule. Aidan zaś stał, zupełnie wytrącony z równowagi.
- Niece.. – wyszeptał. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi.
- Nie wolno przerywać egzekucji. Straże, wyprowadzić go – grubas machnął tłustą ręką. Żołnierze zbliżyli się do czarnowłosego. Ten otworzył księgę, patrząc w oczy tęgiego mężczyzny.
- Powołuję się na Święty Kodeks tego miasta! – zawołał. Przez motłoch przebiegł szmer szeptów i komentarzy. Wielu wiedziało, co to oznacza.
- Święty Kodeks? – zmarszczył brwi tłusty człowiek. – O co chodzi?
- „Błagam Opatrzność , Niebiosa, bądźcie dla mnie ostoją, nikt nie zmieni wyboru mojego. Albowiem jedna droga przede mną, jeśli chcę ocalić coś bardzo cennego..” – wyrecytował. Kat ściągnął z twarzy maskę. Grubas spojrzał pytająco na niego, nie rozumiał tej sytuacji. Również Aidan nie bardzo wiedział, co się dzieje.
- Chcesz – kat podszedł niepewnie do krawędzi podestu – poświęcić życie, aby go uratować – powiedział. Niece przytaknął. Burmistrz obruszył się, a jego twarz poczerwieniała.
- Absurd! Nie pozwalam. To niezgodne z prawem! – krzyknął. Kat pokręcił głową smutno.
- Święty Kodeks to najważniejszy dokument tego miasta. Prawa nie dotyczą reguł w nim zapisanych. Słowo się rzekło – obrócił się do Aidana. Aidana, w którego umyśle panował teraz chaos. Nawet nie poczuł, gdy został wyswobodzony z lin krępujących jego ręce. Nie zarejestrował nagłego braku sznura na szyi. Ocknął się dopiero, gdy przed nim stanął Niece. Uśmiechał się czule.
- Aidan.. – szepnął, wtulając się w niego. Jasnowłosy niepewnie odwzajemnił uścisk.
- Nie możesz tego zrobić – powiedział szybko. Miał wrażenie, że jego głos zaraz zacznie się łamać. Niece odsunął się trochę, chwytając twarz Blake’a w dłonie.
- Aidan, nie zmienisz mojej decyzji. Już postanowiłem – szepnął. W czarnych oczach stanęły łzy. – Nie płacz. – Niece nachylił się do ucha chłopaka. – Wiesz, w życiu naprawdę pragnąłem tylko jednego – urwał – byś żył i był szczęśliwy. Obiecaj mi to, Aidan. Kocham Cię.
Czarnowłosy musnął wargi Aidana swoimi. Blondyn po chwili pogłębił pocałunek. Stali tak, wciąż się całując. Żaden nie chciał oderwać się od ust ukochanego. W końcu jednak Niece uwolnił się z objęć Aidana i wszedł na stołek, zamykając oczy. Jacyś ludzie zabrali blondyna na dół. Stał teraz pod szubienicą, patrząc na chłopaka.  Czuł, jak po policzkach płyną mu łzy, lecz zignorował je. Gdy kat założył sznur na szyję czarnowłosego, blondyn krzyknął głośno. Wrzeszczał, ile sił w płucach, próbując wyrwać się ludziom, którzy go przytrzymywali.
- Żegnaj – usłyszał. Kat przechylił dźwignię. Zapadnia otworzyła się. W powietrze wydostał się jeszcze jeden rozpaczliwy okrzyk Aidana, po czym zapadła cisza.
                Wieśniacy ułożyli ciało na deskach platformy. Na niebie pojawiły się ciemne chmury, zwiastujące deszcz. Obok martwego chłopaka pojawił się Blake.
- Niece – wyszeptał cicho, padając na kolana. Wziął ukochanego w ramiona, zanosząc się szlochem. Niebiosa wtórowały mu, płacząc zimnymi, deszczowymi łzami. Zerwał się silny wiatr. Pomimo tego, Aidan wciąż trwał przy czarnowłosym, a jedynym słowem, które gościło w jego ustach, było imię. To szczególne imię, które na zawsze wyryło się w jego sercu. Pogłaskał dłonią policzek ukochanego. Nie wiedział, co teraz ma robić. Stracił sens życia. I wątpił w to, że kiedykolwiek znów ten sens odnajdzie. Ponieważ bez niego nic już nie będzie takie, jak dawniej.
- Tak bardzo Cię kocham…
* * *
Trolololo. Nie będzie szczęśliwego zakończenia na mojej warcie, kurwa. :3 

Ciekawostka. „Niece” po irlandzku znaczy „wybór”. „Aidan” to „płomień”, a „Blake” to staroangielska forma „Black”, czyli „czarny”. No. Mam nadzieję, że się podobało. I że wiele łez spłynęło po Waszych policzkach. Jestem okrutna. Kto żąda jeszcze jednego shota z tą dwójką, np o tym, jak się poznali, pisać. Jak będzie Was dużo, zastanowię się. ^^ No, to tyle. Dziękuję Nakurze za to, że wróciła. Dziękuję Werze, mojej nieocenionej doradczyni, która wytyka mi moje błędy. I dziękuję Wam za to, że czytacie.
 Do następnego. ;*