* * *
Zapadał zmrok. Szedł wolno chodnikiem, mijając przechodniów. Nagle zatrzymał się. Gdzie tak właściwie szedł? Sam nie wiedział. A ciekawe, gdzie by doszedł, nie zwracając uwagi na drogę, kierunek, czas? Uśmiechnął się smutno. Był przygnębiony, nie wiedząc nawet dlaczego. Ruszył powoli, krok po kroku. Zamyślił się. Dokąd zmierzało jego życie? Nie wiedział. I to go męczyło. Szedł dalej, nie zwracając uwagi na ludzi. Jakby w ogóle ich nie było. Jego towarzyszem stał się jedynie księżyc.
Walnął pięścią w blat biurka. Był rozkojarzony i niespokojny. Nie mógł poradzić sobie z nawałem emocji, które zalewały jego serce już od wielu dni. Teraz jednak czara przepełniała się, a on stał niemalże na krawędzi. Jeszcze jedna kropla i koniec. Jeszcze jedna rzecz, jedna myśl, która przeważy szalę i... Wbiegł na piętro i otworzył gwałtownie drzwi do jednego z pokoi. Jedynego, który miał w sobie duszę. Jedynego, w którym nie czuł samotności. Przez otwarte okno wlatywał do środka wieczorny wiatr, świszcząc lekko. Pogładził czule klawisze fortepianu. Usiadł przy nim i zaczął grać. (song) To zawsze go odprężało. Zamknął oczy. Nie grał żadnej znanej melodii, tylko jedną z kompozycji jego przyjaciela z dziecinnych lat. Dla niego nauczył się grać. Dla niego żył i nie poddawał się. A gdy ten odszedł... on stał się innym, złym człowiekiem. Tak, gdyby Rei wtedy nie pobiegł go ratować... Pojedyncza łza pojawiła się na policzku, żłobiąc w nim ślad. Do niej dołączyły kolejne. On jednak grał, nie zważając na nic. Grał dla niego. Dla swojej miłości. Dla Rei'a.
Ocknął się. Zawędrował aż do... Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Dlaczego tutaj zaprowadziła go jego dusza? Przecież mieszkał tu jedynie... No tak, pomyślał. Właśnie dlatego. Cóż mógł poradzić? Choć ten był okrutnym draniem, to podbił jego serce. On jednak ani myślał się z tym zdradzać. Dałby mu tylko powód do zabicia go. A nie chciał umierać. Wolał patrzeć na niego i chłonąć brzmienie jego głosu, wygląd, zapach. Bo i tak na więcej liczyć nie zamierzał. Przystanął. Do jego uszu dobiegły dźwięki fortepianu. Wiedziony instynktem, mimowolnie podążył za nimi. Były piękne. Czarowały jego duszę i ciało, obdarowując go błogością i spokojem. Chciał słuchać ich i napawać się ich brzmieniem. Wszedł do budynku, z którego, tak mu się przynajmniej wydawało, dobiegała muzyka. Wspinał się po schodach na kolejne piętra, wciąż nasłuchując. Wreszcie stanął przed drzwiami, za którymi znajdował się jego cel. Melodia przybrała na sile. Chwycił za miedzianą klamkę. Drzwi ustąpiły, uchylając się lekko. Przekroczył próg mieszkania, lecz zatrzymał się po chwili. Czuł się niemal jak włamywacz. Nie chciał zakłócać spokoju grającej osoby, nie chciał wkradać się do jej domu. Jednak ta muzyka hipnotyzowała go, dławiąc wszelkie opory w zarodku. Krok za krokiem, wszedł na pięterko mieszkania. Rozejrzał się. Po obu stronach maleńkiego korytarza było wiele drzwi. Zza jedynych uchylonych wydobywało się słabe światło i... Pchnął je lekko, stając w przejściu. Oparł się o ościeżnicę. Delikatne, wyraziste dźwięki instrumentu koiły jego zmysły, dając nadzieję. Może jednak umiałby stopić lód w jego sercu? Nauczyć go kochać? Tempo melodii zwolniło. Teraz poczuł mokre łzy na swej twarzy. Nie przejął się nimi. Po prostu słuchał.
Wkładał w melodię całego siebie. Serce, umysł, ciało.. duszę. Miłość do zmarłego przyjaciela. Czuł się winny. Gdyby wtedy nie wpadł na ten głupi pomysł, Rei nie musiałby ratować go, sam przy tym ginąc. Uchylił ciężkie powieki i cicho zaszlochał, nie przestając grać. Ze zdjęcia naprzeciw niego uśmiechali się dwaj nastoletni chłopcy. Zwolnił tempo melodii. Jeden o włosach czarnych i oczach koloru krwi. Drugi o włosach czekoladowych i trawiastych tęczówkach. Zapatrzył się w nie, czując, jak pęka mu serce. Rozpada się na tysiące małych, szklanych kawałeczków. Serce ze szkła, gorsze niż lód. Gorejąc niespełnionym uczuciem, stopiło się i uległo zniszczeniu. Cóż za ironia, w końcu inni uważali, że wcale go nie posiada. Znów przyspieszył, jednak nieznacznie. Uczucia gnębiące go od lat, spływały z jego wnętrza do palców, tworząc dźwięki przepełnione goryczą, smutkiem, samotnością. Zwolnił, szlochając coraz mocniej. Nic już nie mógł dostrzec, wszystko było rozmazane. Przymknął więc oczy, czując się, jakby był bliżej swego przyjaciela. Zakończył piosenkę, oddychając ciężko. (song) Zaraz jednak zaczął następną, najbliższą sercu Rei'a. Lekka ballada koiła jego zszargane nerwy, a nostalgia kryjąca się w każdej nucie napełniała jego serce, wyrzucając znienawidzoną pustkę. Wolał czuć smutek, żal, rozpacz, niż nie czuć nic. Grał więc powoli, znów otwierając oczy. Wzrok skierował na uchylone okno, wpatrując się w księżyc. Po chwili zacisnął powieki, nie mogąc wytrzymać wszechogarniającej tęsknoty. W jego oczach znów pojawiły się te zdradzieckie łzy.
Gdy usłyszał inną melodię, otworzył oczy. Odruchowo spojrzał w stronę fortepianu i zamarł. Przy instrumencie siedział i grał nie kto inny, jak Izaya. Odwracał właśnie głowę, skupiając wzrok karminowych tęczówek na oknie. W księżycowym świetle zauważył łzy na jego policzkach. Jednak po chwili również wbił spojrzenie w okno. Wydawało mu się, jakby widział delikatną, przezroczystą poświatę. Poświata ta nabierała kształtów i kolorów. Pozostała jednakże półprzezroczysta. Blondyn spostrzegł, iż przypominała młodego chłopaka o brązowych włosach. Zielone spojrzenie przeszyło na wylot jestestwo Shizuo.
"Czy mogę Cię o coś prosić?" - usłyszał, choć nikt nie wypowiedział tych słów.
Dusza spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Kiwnął powoli głową. Izaya dalej grał, nawet nie otwierając oczu. Trwał w swoim transie. W swoim własnym, małym świecie. Do którego dostępu nie miał w tej chwili nikt. Dusza podeszła do czarnowłosego i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Pogładziła ostrożnie jego włosy.
"Opiekuj się nim i nigdy nie zostawiaj." - zabrzmiało cicho w pokoju.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo tego pragnę. - szepnął cicho blondyn. Duch uśmiechnął się smutno i odwrócił w stronę okna. Podmuch wiatru wdarł się do środka. Shizuo zamrugał gwałtownie. Chłopca już nie było. Izaya grał dalej, w dźwiękach czuć było chaos i udrękę. Przyspieszały nagle, by po chwili prawie ucichnąć. Shizuo zauważył zdjęcie, leżące naprzeciw czarnowłosego. Przedstawiało Izayę i tegoż właśnie chłopca, który przed chwilą zniknął. Pełne smutku i żalu nuty przepełniały teraz pokój. Pomyślał, że być może informatora i tajemniczego, brązowowłosego chłopaka łączyło coś więcej. Coś, co mogło być miłością. Świadomość ta, niczym zatruta strzała ugodziła serce Shizuo. Fortepian znów zawył żałośnie, by po chwili cicho zaskomleć. Izaya wygrywał ostatnie dźwięki, aż w końcu instrument ucichł. Blondyn dotknął dłonią jego ramienia. Czarnowłosy podskoczył lekko. Załzawionymi oczami spojrzał na niego.
- Shizu-chan? - zapytał niepewnie. Głos mu się łamał. Chłopak cały drżał. Shizuo nie mógł wytrzymać, przytulił go, klęcząc przed nim. Gdy tylko dotknął ciała czarnowłosego, ten zakwilił cicho i z całej siły wtulił się w blondyna, znów szlochając. Powtarzał jak mantrę tylko jedno imię, "Rei". Niesamowicie bolało to Shizuo, lecz nic nie powiedział. Domyślił się już, ile znaczył dla czarnowłosego ten chłopak. Dlatego tylko gładził go po plecach i cicho szeptał do ucha ciepłe słowa. Izaya uspokoił się nieco. Shizuo wstał, wziął go na ręce i zaniósł do sypialni. Choć po drodze prawie się zgubił, odnalazł swój cel i złożył w łóżku ciało czarnowłosego, okrywając go szczelnie kołdrą. Sam położył się tuż obok.
- Co tu robisz? - wychrypiał cicho czerwonooki. Blondyn tylko uśmiechnął się lekko, gładząc go po włosach.
- Przywiodła mnie tutaj twoja muzyka. - wyszeptał. Gdy spojrzał w te piękne, karminowe oczy, podjął decyzję. - Izaya, chciałbym ci coś powiedzieć. - usiadł. Czarnowłosy również się podniósł.
- Co takiego? - zapytał, bez cienia złośliwości w głosie. Shizuo splótł jego palce ze swoimi.
- Ja.. Zakochałem się w tobie. - szepnął, zawstydzony. Bał się jego reakcji. Bał się, że Izaya odrzuci go lub wyśmieje. On tylko pokręcił przecząco głową.
- Wiesz, że ja...? - nie dokończył. Głos znów mu się załamał.
- Tak, wiem. Domyśliłem się. Nazywał się Rei, prawda? - powiedział smutno.
- Skąd ty..?!
- Szeptałeś jego imię. - zapadła chwila ciszy. Izaya odwrócił głowę. Na jego policzkach wykwitały powoli rumieńce. Shizuo pogładził go grzbietem dłoni po delikatnej skórze, skupiając na sobie jego spojrzenie.
- Może nie jestem nim, ale.. - zawahał się. Nie chciał spieprzyć tego. Nie chciał go wystraszyć. - Pozwól mi spróbować. - szepnął po prostu, patrząc mu w oczy.
- Nie wiem, czy jestem w stanie. Nie będę cię oszukiwać, Shizu-chan. Minęło tyle lat, a ja wciąż... nie zapomniałem. - powiedział niepewnie.
- Opowiedz mi. - poprosił blondyn. Izaya kiwnął lekko głową.
- Rei był moim przyjacielem z dzieciństwa. On nauczył mnie grać na fortepianie. Byliśmy młodzi, ledwie w pierwszej gimnazjalnej, kiedy się w nim tak po prostu zakochałem. - to bolało. Cholernie bolało. Zarówno Izayę, kiedy przywoływał łamiące serce wspomnienia, jak i Shizuo, gdy ich słuchał. - Przez długi czas to ukrywałem, ale domyślił się w końcu. Zaproponował bycie parą. Skakałem z radości. Poszliśmy nad rzekę. Właśnie kwitły wiśnie. Zobaczyłem kwiat, najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek dane mi było ujrzeć. Zapragnąłem podarować mu go. Wspiąłem się więc na drzewo. Kwiat rósł bardzo wysoko. Rei bał się, że coś mi się stanie, więc też się wspiął. Aby dosięgnąć kwiat, musiałem stanąć na bardzo cienkiej gałęzi. Zerwałem go i uśmiechnąłem się, wręczając mu roślinę. Wtedy.. wtedy gałąź załamała się pode mną i zacząłem spadać. Prosto do rzeki, na ostre kamienie. Rei skoczył za mną, łapiąc mnie w locie. Wpadliśmy do płytkiej wody. Ja upadłem na niego, a on... - głos załamał mu się kolejny raz. Spazmatycznie złapał oddech, po czym zaczął mówić dalej. Shizuo chwycił go za dłoń i ścisnął ją, próbując dodać mu otuchy. - Spadł na kamienie. - wyszeptał czarnowłosy. Łzy zaczęły spływać po jego twarzy. - Zabiłem go. To przeze mnie zginął. Gdyby nie ten mój durny pomysł... Och, dlaczego on? Czemu nie ja?! - skomlał, świdrując blondyna pustym wzrokiem. Shizuo przytulił go do siebie mocno, gdy ten zaszlochał, po raz kolejny tego wieczoru. Ciałem czerwonookiego wstrząsnął silny dreszcz.
- Skąd mogłeś wiedzieć? - powiedział Shizuo, głaszcząc go po włosach. Izaya pokręcił głową. To była jego wina. I nic nie mogło tego zmienić. Blondyn odsunął się od niego i spojrzał mu w oczy. - Pozwól mi sprawić, że zapomnisz. - szepnął. - Choć na tę jedną noc. Za dużo bólu już dziś zaznałeś, zbyt wiele łez uroniłeś. Proszę.
Czarnowłosy nie odpowiedział, spuszczając tylko głowę. Shizuo delikatnie chwycił go palcami za brodę i przyciągnął do siebie, składając na jego wargach lekki jak piórko pocałunek. Jakby prosił, nie, jakby błagał o pozwolenie. Izaya zamknął oczy. Rei, wybacz mi, pomyślał. Ale ja już dłużej nie mogę. To tak bardzo boli... Uchylił usta. Język blondyna wdarł się do ich wnętrza. Shizuo wkładał w pocałunek wszystkie swe uczucia, jak czerwonooki wcześniej w grę. Izaya zaś początkowo pozostawał bierny. Zaciskając mocniej powieki, zaczął niepewnie oddawać pieszczotę, wplatając palce w jasne włosy i czule je przeczesując. Pocałunek stał się bardziej namiętny. Shizuo odsunął się pierwszy, bacznie go obserwując. Izaya był lekko czerwony na twarzy i miał przyspieszony oddech. Blondyn pchnął go ostrożnie na łóżko, nachylając się nad nim.
- Na pewno tego pragniesz? Nie chcę, żebyś później żałował. - stwierdził, choć znał odpowiedź. W karminowych oczach odbijała się niezachwiana pewność i... determinacja. Shizuo zdawał sobie sprawę, iż będzie tylko substytutem, ale.. Cóż, był szalony. Jeśliby miał potem pluć sobie w brodę i ubolewać nad swoją głupotą.. Wolał skosztować tego zakazanego owocu, niż nigdy nie poznać jego smaku. Przybliżył twarz do jego szyi, całując ją zachłannie. Co chwila też łączył ich usta w płomiennych pocałunkach. Powoli i spokojnie pozbawiając go ubrań, badał językiem jego skórę i każde jej zagłębienie, rys. Schodził coraz niżej, a gdy odsłonił męskość chłopaka, zatrzymał się na chwilę. Uniósł się lekko, pożerając wzrokiem jego nagie ciało. Zaraz też nachylił się nad nim i szepnął mu do ucha, przygryzając jego płatek:
- Jesteś piękny, Izaya. Szkoda tylko, że nie mój. - zanim czarnowłosy zaczerpnął tchu, by odpowiedzieć, Shizuo wziął jego słodycz w usta, liżąc i ssąc. Cichy, pełen zaskoczenia jęk dobiegł jego uszu. Po chwili usłyszał także inne, głośniejsze. Długie, blade palce zacisnęły się na jasnych włosach. Izaya przymknął nieznacznie uchylone dotychczas powieki. Spod woalu długich rzęs blondyn dostrzegł karminowe oczy, zasnute mgiełką pożądania. Po niedługim czasie chłopak doszedł, krzycząc głośno. Shizuo podniósł się do siadu, ściągając z siebie uniform barmana i rzucając jego części gdzieś do tyłu. Zaraz też otworzył szufladę szafki nocnej, a gdy nie znalazł w niej tego, czego szukał, półnagi pognał do łazienki, porzucając po drodze spodnie. Izaya tylko westchnął, drżąc lekko.
- W apteczce! - krzyknął do niego. Blondyn posłusznie otworzył jej drzwiczki, wyjmując buteleczkę aromatycznego olejku. Niemal biegnąc powrócił do czarnowłosego. Otworzył szklaną fiolkę i wylał trochę jej zawartości na palce. W całym pokoju zapachniało różami. Uśmiechnął się. Izaya rozłożył szerzej nogi. Sam sobie się dziwił, lecz cholernie pragnął dotyku Shizuo. Czuł się zupełnie tak jak wtedy, gdy Rei jeszcze żył. Jakby znów był młodym chłopcem, którego serce płonęło miłością, a ciało pożądaniem. Gdy ciepłe palce delikatnie pogładziły wejście, przez jego plecy przeszedł przyjemny dreszcz. Blondyn wsunął w niego opuszek jednego z nich. Izaya wygiął się lekko w łuk, wstrzymując oddech. Nigdy.. nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego! Pod tym względem był czysty, niemal dziewiczy. Jego i Rei'a rozłączyła śmierć, nim doszło między nimi do czegoś więcej. Tak więc można było powiedzieć, że to był jego pierwszy raz. Jęknął cicho, gdy Shizuo dołączył drugi palec, a chwilę później trzeci. Rozciągając go ostrożnie, obserwował jego rumianą twarz, zastygłą w błogim wyrazie. Nie był w stanie uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Po prostu nie potrafił. Czuł się zupełnie, jakby śnił. I był to piękny sen. Uznając, że chłopak jest już gotów, zabrał swoje palce. Jednym ruchem zdjął bokserki. Resztkę olejku rozprowadził po swoim penisie. Izaya zadrżał niecierpliwie. Chciał już czuć go w sobie. Shizuo, również nie mogąc wytrzymać, zaczął powoli w niego wchodzić.
Izaya skrzywił się. Zabolało. Zacisnął zęby, gdy ogromny członek wolnym ruchem zagłębiał się w jego wnętrzu. Siłą woli powstrzymywał cisnące się do oczu łzy. Przymknął oczy. Zajął myśli czymś innym, aby tylko na chwilę zapomnieć o bólu. Wyobraził sobie wielką łąkę, otoczoną zewsząd barierą z błękitu niebios i bieli puszystych chmur. A na tej łące on i... Shizuo zatrzymał się, gdy już się w nim znalazł. Pochylił się lekko, dotykając dłonią policzka czarnowłosego.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał. Izaya otworzył oczy, przywołany głosem blondyna. Ból ustąpił na chwilę. Uśmiechnął się leciutko.
- Tak. - szepnął, ostrożnie się podnosząc. Musnął jego wargi swoimi. Shizuo uchylił usta, pozwalając językowi chłopaka błądzić po ich wnętrzu. Izaya całował go niespiesznie, chcąc zapamiętać smak jego ust. Czuł się dziwnie otumaniony i oszołomiony. Chciał tylko jednego - aby ta chwila trwała jak najdłużej. Oderwał się od niego dopiero po dłuższej chwili. Opadł na posłanie, spoglądając na niego wyczekująco. Shizuo zaczął się w nim poruszać. Z początku delikatnie, jakby bojąc się go uszkodzić. Gdy do jego uszu doleciały ciche jęki i westchnienia, przyspieszył. Izaya złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie.
- Shizu-chan! Mocniej! - wyszeptał mu do ucha, po czym zamknął ich usta w namiętnym pocałunku, oplatając szyję kochanka rękami. Palce wsunął w jego włosy, znów napawając się ich fakturą. Blondyn spełnił jego prośbę. Czarnowłosy pieścił jego skórę swoim ciepłym, urywanym oddechem. Jęki wydobywające się z ust czerwonookiego ulatywały wprost do ucha Shizuo, jeszcze bardziej go nakręcając. Pchał coraz mocniej, nie panując już nad sobą. Nagle przyssał się do szyi chłopaka, składając na niej mnóstwo pocałunków i przygryzając. Dłonią chwycił jego męskość i, poruszając nią gwałtownie, zaczął go stymulować.
- O kurwa! - Izaya wydobył z siebie ni to jęk, ni to krzyk, gdy blondyn trafił idealnie w jego czułe miejsce. Spełnienie łaskawie raczyło zacząć się zbliżać wielkimi krokami. W powietrzu unosił się zapach róż, potu, tytoniu, jak i subtelna nutka pożądania. Ciszę przerywały zaś słodkie jęki i krzyki informatora.
Izaya skończył pierwszy, głośno krzycząc. Shizuo doszedł chwilę po nim, opadając na niego. Czarnowłosy objął go, nos wsuwając w jego włosy i mocno zaciągając się ich zapachem. Było mu tak dobrze. Blondyn podniósł się delikatnie, wychodząc z niego. Przewrócił się na bok i oparł głowę na łokciu. Dłonią czule odgarnął błąkające się po jego twarzy czarne kosmyki.
- Izaya.. - cicho szepcząc jego imię, przytulił go do siebie. Zamknął oczy. Był szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy.
- Shizu-chan.. - z rozkoszą pozwolił otoczyć się silnymi ramionami. Zmarszczył jednak brwi. Powoli wracała do niego jasność umysłu. Nie rozumiał tego. Przecież nadal kochał Rei'a, prawda..? Dlaczego więc pozwolił, aby doszło do czegoś takiego? Nie wiedział. A może nie chciał wiedzieć..? Pogrążony w rozmyślaniach, nawet nie zauważył, kiedy Morfeusz pochwycił w swe objęcia najpierw blondyna, a później jego samego.
Obudził się na łące. Tej, którą wcześniej sobie wyobraził. Była usiana pięknymi kwiatami. Spojrzał w górę, wciąż leżąc na miękkiej, zielonej trawie. Niebo było niesamowicie błękitne, a obłoki tak białe i puchowe. Uśmiechnął się. W jego sercu nie było zwyczajowej pustki. Samotność go opuściła. Teraz ogarniały go błogość, spokój i.. szczęście. Czuł się bezpiecznie, jak nigdy dotąd. (song) Nagle usłyszał znajomy dźwięk fortepianu. Wstał i podążył za nim. Zerwał się wiatr, świszcząc lekko w rytm melodii. Izaya szedł, choć nie znał drogi. Muzyka, tak łagodna i nastrojowa, przepełniała jego duszę, prowadząc ją do celu. Uśmiechnął się delikatnie. Dotarł na skraj łąki. Tam, gdzie zaczynał się las. Zobaczył biały fortepian. Piękny, majestatyczny. To z niego wydobywały się te przecudowne dźwięki. Przy instrumencie ktoś siedział. Był to młody chłopak o brązowych włosach. Miał zamknięte oczy. Czarnowłosy z trudem powstrzymywał łzy, podchodząc do fortepianu. Stanął przy nim, obserwując grającego. Wzrokiem badał jego twarz, wyglądającą tak uroczo, tak niewinnie. Podmuch wiatru sprawił, iż jedno z czekoladowych pasm zawędrowało na czoło chłopaka. Czerwonooki chciał go dotknąć, odgarnąć je, lecz bał się. Nie chciał wyrywać go z transu. Tak pięknie wtedy wyglądał. Ostatnie nuty, ostatnie ruchy palców. Brązowowłosy skończył grać, fortepian umilkł. Chłopiec otworzył oczy, przenosząc zaciekawiony wzrok na Izayę.
- Rei.. - wydusił z siebie informator. Rei wstał. Izaya natychmiast przytulił się do niego, zanosząc płaczem. Boże, jak on cholernie za nim tęsknił. Zielonooki pogładził go delikatnie po plecach, również mocno obejmując.
- Już, cicho. Nie masz powodów, żeby płakać. - powiedział, odsuwając go od siebie. Spojrzał mu w oczy. Izaya dopiero teraz zauważył, że są podobnego wzrostu. Zrozumiał. Znów był nastolatkiem.
- Przepraszam. - wyszeptał. - To wszystko moja wina, przeze mnie umarłeś. To ja powinienem, a nie ty.. - nie dokończył. Rei przyłożył palec do jego ust, uciszając go.
- Tak po prostu musiało być. - stwierdził. - To nie jest i nigdy nie była twoja wina. Musisz się z tym pogodzić. Musisz zaczął nowe życie. - powiedział. Izaya pokręcił głową.
- Nie umiem. Bez ciebie nic już nie będzie takie samo. Nigdy nie pogodzę się z twoją śmiercią.
- Izaya. Skoro nie możesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla mnie. Albo dla Shizuo.
- A co Shizu-chan ma z tym wspólnego..? - zapytał niepewnie Izaya. Bał się odpowiedzi. Czuł, że podświadomie ją zna. Nie pomylił się.
- On cię kocha. - szepnął Rei. - Zrobi dla ciebie wszystko. Dzięki niemu zapomnisz.
- Nie chcę zapomnieć! - krzyknął nagle czarnowłosy. - Nie chcę o tobie zapomnieć. - powtórzył ciszej. Rei pokręcił głową.
- Zapomnieć na tyle, żebyś znów mógł normalnie żyć. Nie całkowicie. - zamilkł na moment. - Izaya. Kocham cię. - szepnął. Widząc jego zaskoczone spojrzenie, dodał: - Nie zdążyłem ci tego powiedzieć. Tak bardzo mi ciebie brak. Ale pogodziłem się już z tym. Ty też musisz. Shizuo dobrze się tobą zaopiekuje. Musisz mu tylko na to pozwolić. Zaufaj mu. - zapadła cisza. Izaya spuścił wzrok. - Obiecasz mi to? - zapytał Rei. Gdy nie uzyskał odpowiedzi, skierował na siebie jego oczy. - Obiecaj mi. Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz.
- Rei, ja.. - wymamrotał czarnowłosy. Widząc jednak nieugięte spojrzenie zielonych tęczówek, poddał się. - Obiecuję.
Rei uśmiechnął się i złożył na jego wargach czuły pocałunek. Wiatr przybrał na sile.
- Pora, żebyś już ruszył w powrotną drogę. Jeśli zbyt długo tu zostaniesz, możesz nie wrócić. - szepnął. Izaya kiwnął głową, jeszcze raz wtulił się w niego, wdychając jego zapach i odsunął się, kierując tam, skąd przybył. Rei odprowadzał go wzrokiem. Stał przy fortepianie dalej, nawet kiedy czarnowłosy zniknął za horyzontem. Dopiero wtedy odwrócił się i wszedł między drzewa. Izaya powrócił do miejsca, gdzie się obudził. Spojrzał na przestrzeń przed sobą, gdzie niebo stykało się z zieloną trawą. Znów zobaczył siebie i... Dokładnie tak, jak sobie to wyobraził. Dlaczego wcześniej o tym nie pamiętał? Lecz teraz zauważył coś, co wstrząsnęło jego duszą. Czy to właśnie miał na myśli Rei?
Otworzył oczy. Ujrzał blond kosmyki, łaskoczące go lekko w nos. Odsunął się odrobinę. Znów był w swojej sypialni. A więc to był tylko sen, pomyślał. Zastanawiał się, kogo zobaczył tam, na granicy nieba i łąki. Coś przycisnęło go do siebie, chowając jego nos w zagłębieniu swojej szyi. Uśmiechnął się. Shizuo mruczał coś, wciąż śpiąc. Izaya poczuł ciepło rozlewające się w jego sercu. Już wiedział. Odnalazł spokój. Uniósł głowę i pocałował blondyna w policzek. Shizuo otworzył oczy, ziewając.
- Coś się stało? - zapytał. Izaya przyłożył ucho do jego torsu. Wyczuł przyspieszone bicie serca. Przymknął powieki.
- Wiesz, co? - zapytał cicho. - Ja.. Chciałbym spróbować. Chciałbym być z tobą.. - wyszeptał. Shizuo zamarł, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
- Naprawdę? - wydukał ledwo. Izaya kiwnął głową. Na twarzy blondyna pojawił się uśmiech. Uśmiech przepełniony szczęściem i miłością. - Kocham cię. - szepnął do niego.
- Ja ciebie też. Chyba. - wymamrotał niepewnie Izaya. Nie był pewien tego, czy to się uda. Nie był pewien tego, czy zdoła zapomnieć. Jedno wszak wiedział. Ta noc, ta jedna noc zmieniła wszystko. To właśnie blondyn uratował go od samotności, ofiarowując mu swoje uczucie. To on, choć był przekonany, że nie ma szans na zdobycie serca czarnowłosego, oddał mu całego siebie. I w końcu.. To Shizuo był z nim na tej cholernej łące, przysięgając mu miłość.
Izaya skrzywił się. Zabolało. Zacisnął zęby, gdy ogromny członek wolnym ruchem zagłębiał się w jego wnętrzu. Siłą woli powstrzymywał cisnące się do oczu łzy. Przymknął oczy. Zajął myśli czymś innym, aby tylko na chwilę zapomnieć o bólu. Wyobraził sobie wielką łąkę, otoczoną zewsząd barierą z błękitu niebios i bieli puszystych chmur. A na tej łące on i... Shizuo zatrzymał się, gdy już się w nim znalazł. Pochylił się lekko, dotykając dłonią policzka czarnowłosego.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał. Izaya otworzył oczy, przywołany głosem blondyna. Ból ustąpił na chwilę. Uśmiechnął się leciutko.
- Tak. - szepnął, ostrożnie się podnosząc. Musnął jego wargi swoimi. Shizuo uchylił usta, pozwalając językowi chłopaka błądzić po ich wnętrzu. Izaya całował go niespiesznie, chcąc zapamiętać smak jego ust. Czuł się dziwnie otumaniony i oszołomiony. Chciał tylko jednego - aby ta chwila trwała jak najdłużej. Oderwał się od niego dopiero po dłuższej chwili. Opadł na posłanie, spoglądając na niego wyczekująco. Shizuo zaczął się w nim poruszać. Z początku delikatnie, jakby bojąc się go uszkodzić. Gdy do jego uszu doleciały ciche jęki i westchnienia, przyspieszył. Izaya złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie.
- Shizu-chan! Mocniej! - wyszeptał mu do ucha, po czym zamknął ich usta w namiętnym pocałunku, oplatając szyję kochanka rękami. Palce wsunął w jego włosy, znów napawając się ich fakturą. Blondyn spełnił jego prośbę. Czarnowłosy pieścił jego skórę swoim ciepłym, urywanym oddechem. Jęki wydobywające się z ust czerwonookiego ulatywały wprost do ucha Shizuo, jeszcze bardziej go nakręcając. Pchał coraz mocniej, nie panując już nad sobą. Nagle przyssał się do szyi chłopaka, składając na niej mnóstwo pocałunków i przygryzając. Dłonią chwycił jego męskość i, poruszając nią gwałtownie, zaczął go stymulować.
- O kurwa! - Izaya wydobył z siebie ni to jęk, ni to krzyk, gdy blondyn trafił idealnie w jego czułe miejsce. Spełnienie łaskawie raczyło zacząć się zbliżać wielkimi krokami. W powietrzu unosił się zapach róż, potu, tytoniu, jak i subtelna nutka pożądania. Ciszę przerywały zaś słodkie jęki i krzyki informatora.
Izaya skończył pierwszy, głośno krzycząc. Shizuo doszedł chwilę po nim, opadając na niego. Czarnowłosy objął go, nos wsuwając w jego włosy i mocno zaciągając się ich zapachem. Było mu tak dobrze. Blondyn podniósł się delikatnie, wychodząc z niego. Przewrócił się na bok i oparł głowę na łokciu. Dłonią czule odgarnął błąkające się po jego twarzy czarne kosmyki.
- Izaya.. - cicho szepcząc jego imię, przytulił go do siebie. Zamknął oczy. Był szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy.
- Shizu-chan.. - z rozkoszą pozwolił otoczyć się silnymi ramionami. Zmarszczył jednak brwi. Powoli wracała do niego jasność umysłu. Nie rozumiał tego. Przecież nadal kochał Rei'a, prawda..? Dlaczego więc pozwolił, aby doszło do czegoś takiego? Nie wiedział. A może nie chciał wiedzieć..? Pogrążony w rozmyślaniach, nawet nie zauważył, kiedy Morfeusz pochwycił w swe objęcia najpierw blondyna, a później jego samego.
Obudził się na łące. Tej, którą wcześniej sobie wyobraził. Była usiana pięknymi kwiatami. Spojrzał w górę, wciąż leżąc na miękkiej, zielonej trawie. Niebo było niesamowicie błękitne, a obłoki tak białe i puchowe. Uśmiechnął się. W jego sercu nie było zwyczajowej pustki. Samotność go opuściła. Teraz ogarniały go błogość, spokój i.. szczęście. Czuł się bezpiecznie, jak nigdy dotąd. (song) Nagle usłyszał znajomy dźwięk fortepianu. Wstał i podążył za nim. Zerwał się wiatr, świszcząc lekko w rytm melodii. Izaya szedł, choć nie znał drogi. Muzyka, tak łagodna i nastrojowa, przepełniała jego duszę, prowadząc ją do celu. Uśmiechnął się delikatnie. Dotarł na skraj łąki. Tam, gdzie zaczynał się las. Zobaczył biały fortepian. Piękny, majestatyczny. To z niego wydobywały się te przecudowne dźwięki. Przy instrumencie ktoś siedział. Był to młody chłopak o brązowych włosach. Miał zamknięte oczy. Czarnowłosy z trudem powstrzymywał łzy, podchodząc do fortepianu. Stanął przy nim, obserwując grającego. Wzrokiem badał jego twarz, wyglądającą tak uroczo, tak niewinnie. Podmuch wiatru sprawił, iż jedno z czekoladowych pasm zawędrowało na czoło chłopaka. Czerwonooki chciał go dotknąć, odgarnąć je, lecz bał się. Nie chciał wyrywać go z transu. Tak pięknie wtedy wyglądał. Ostatnie nuty, ostatnie ruchy palców. Brązowowłosy skończył grać, fortepian umilkł. Chłopiec otworzył oczy, przenosząc zaciekawiony wzrok na Izayę.
- Rei.. - wydusił z siebie informator. Rei wstał. Izaya natychmiast przytulił się do niego, zanosząc płaczem. Boże, jak on cholernie za nim tęsknił. Zielonooki pogładził go delikatnie po plecach, również mocno obejmując.
- Już, cicho. Nie masz powodów, żeby płakać. - powiedział, odsuwając go od siebie. Spojrzał mu w oczy. Izaya dopiero teraz zauważył, że są podobnego wzrostu. Zrozumiał. Znów był nastolatkiem.
- Przepraszam. - wyszeptał. - To wszystko moja wina, przeze mnie umarłeś. To ja powinienem, a nie ty.. - nie dokończył. Rei przyłożył palec do jego ust, uciszając go.
- Tak po prostu musiało być. - stwierdził. - To nie jest i nigdy nie była twoja wina. Musisz się z tym pogodzić. Musisz zaczął nowe życie. - powiedział. Izaya pokręcił głową.
- Nie umiem. Bez ciebie nic już nie będzie takie samo. Nigdy nie pogodzę się z twoją śmiercią.
- Izaya. Skoro nie możesz zrobić tego dla siebie, zrób to dla mnie. Albo dla Shizuo.
- A co Shizu-chan ma z tym wspólnego..? - zapytał niepewnie Izaya. Bał się odpowiedzi. Czuł, że podświadomie ją zna. Nie pomylił się.
- On cię kocha. - szepnął Rei. - Zrobi dla ciebie wszystko. Dzięki niemu zapomnisz.
- Nie chcę zapomnieć! - krzyknął nagle czarnowłosy. - Nie chcę o tobie zapomnieć. - powtórzył ciszej. Rei pokręcił głową.
- Zapomnieć na tyle, żebyś znów mógł normalnie żyć. Nie całkowicie. - zamilkł na moment. - Izaya. Kocham cię. - szepnął. Widząc jego zaskoczone spojrzenie, dodał: - Nie zdążyłem ci tego powiedzieć. Tak bardzo mi ciebie brak. Ale pogodziłem się już z tym. Ty też musisz. Shizuo dobrze się tobą zaopiekuje. Musisz mu tylko na to pozwolić. Zaufaj mu. - zapadła cisza. Izaya spuścił wzrok. - Obiecasz mi to? - zapytał Rei. Gdy nie uzyskał odpowiedzi, skierował na siebie jego oczy. - Obiecaj mi. Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz.
- Rei, ja.. - wymamrotał czarnowłosy. Widząc jednak nieugięte spojrzenie zielonych tęczówek, poddał się. - Obiecuję.
Rei uśmiechnął się i złożył na jego wargach czuły pocałunek. Wiatr przybrał na sile.
- Pora, żebyś już ruszył w powrotną drogę. Jeśli zbyt długo tu zostaniesz, możesz nie wrócić. - szepnął. Izaya kiwnął głową, jeszcze raz wtulił się w niego, wdychając jego zapach i odsunął się, kierując tam, skąd przybył. Rei odprowadzał go wzrokiem. Stał przy fortepianie dalej, nawet kiedy czarnowłosy zniknął za horyzontem. Dopiero wtedy odwrócił się i wszedł między drzewa. Izaya powrócił do miejsca, gdzie się obudził. Spojrzał na przestrzeń przed sobą, gdzie niebo stykało się z zieloną trawą. Znów zobaczył siebie i... Dokładnie tak, jak sobie to wyobraził. Dlaczego wcześniej o tym nie pamiętał? Lecz teraz zauważył coś, co wstrząsnęło jego duszą. Czy to właśnie miał na myśli Rei?
Otworzył oczy. Ujrzał blond kosmyki, łaskoczące go lekko w nos. Odsunął się odrobinę. Znów był w swojej sypialni. A więc to był tylko sen, pomyślał. Zastanawiał się, kogo zobaczył tam, na granicy nieba i łąki. Coś przycisnęło go do siebie, chowając jego nos w zagłębieniu swojej szyi. Uśmiechnął się. Shizuo mruczał coś, wciąż śpiąc. Izaya poczuł ciepło rozlewające się w jego sercu. Już wiedział. Odnalazł spokój. Uniósł głowę i pocałował blondyna w policzek. Shizuo otworzył oczy, ziewając.
- Coś się stało? - zapytał. Izaya przyłożył ucho do jego torsu. Wyczuł przyspieszone bicie serca. Przymknął powieki.
- Wiesz, co? - zapytał cicho. - Ja.. Chciałbym spróbować. Chciałbym być z tobą.. - wyszeptał. Shizuo zamarł, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
- Naprawdę? - wydukał ledwo. Izaya kiwnął głową. Na twarzy blondyna pojawił się uśmiech. Uśmiech przepełniony szczęściem i miłością. - Kocham cię. - szepnął do niego.
- Ja ciebie też. Chyba. - wymamrotał niepewnie Izaya. Nie był pewien tego, czy to się uda. Nie był pewien tego, czy zdoła zapomnieć. Jedno wszak wiedział. Ta noc, ta jedna noc zmieniła wszystko. To właśnie blondyn uratował go od samotności, ofiarowując mu swoje uczucie. To on, choć był przekonany, że nie ma szans na zdobycie serca czarnowłosego, oddał mu całego siebie. I w końcu.. To Shizuo był z nim na tej cholernej łące, przysięgając mu miłość.
Ale o tym nigdy się nie dowie.
* * *
Miałam dodać popołudniu (dnia 26 stycznia), ale najpierw internety nie chciały się załączyć. A gdy już wreszcie łaskawie się pojawiły, przybyli moi kochani rodzice i kazali mi odkurzać, a potem obiad jeść. Aż wreszcie zaciągnęli mnie do ciotki, skąd, pomimo moich licznych protestów, wyszliśmy dopiero przed 12. Ech. Siła wyższa, jak to powiadają. Mimo tego - jest. Musiałam to cholerstwo przepisać, bo inaczej znowu by się odstępy porobiły. Ale jestem dumna - word twierdzi, iż Loneliness ma okrąglutkie 3500 słów. :D Chociaż ja tam przy przepisywaniu przerobiłam to i owo, więc na pewno jest więcej. XDD
Rei, od razu mówię, jest postacią własną, mojego autorstwa, wymyśloną (na razie) na potrzeby tego shota. Może jeszcze kiedyś chłopca wykorzystam? (Bez podtekstów, błagam.) Co to ja jeszcze miałam..
A więc, z przyjemnością tym oto shotem rozpoczynam działalność na tymże oto blogu! Pierwszym opowiadaniem (nie licząc shotów), które będę publikować, jest The Last Night. Powinno pojawić się gdzieś mniej więcej w przyszłym tygodniu. Miło mi Was powitać! ^.^ Boże, pękam z dumy.. No cóż, pozostało tylko jedno. Dobranoc!! <3
Fajnie, fajnie, fajnie =^.^= Uwielbiam ten moment z fortepianem na początku, wciągnęło mnie to strasznie i szkoda, że nie ma tego więcej c: pozdrowienia ! :)
OdpowiedzUsuńA będą shoty z jakiś innych anime niż Durarara? Bo bym sobie coś dobrego przeczytała np. z D.Gray-mana, hehe ^-^"
OdpowiedzUsuńAle opowiadanko świetne! Bardzo szybko się czyta.
Bąbelku mój kochany! Na początku nie zorientowałam się nawet, że zaczęłam płakać. xd Przez jakiś czas to po prostu było ze smutku. Ale na końcu... Na końcu to już było ze szczęścia. Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę, że już coś napisałaś. Nie jestem zła, że dodałaś w niedzielę. Poważnie, wybaczam Ci to ze względu na fajnego shot'a. Masz prawo być z siebie dumna. Będę dumna razem z Tobą. Bardzo się cieszę, że założyłaś nowego bloga. Wiesz co? Postać Rei'a wydaje mi się naprawdę kochana. I dobrze, że powiedział Izayi coś takiego. ;) Wielki plus dla Ciebie, że udało Ci się mnie wzruszyć, kochana. Ostatnio mało komu się udaje. xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~
Na początku tycia uwaga "W księżycowym świetle zauważył łzy na jego policzkach. Jednak po chwili również wbił spojrzenie w okno." - lepiej wyglądałoby, gdybyś przed "jednak" postawiła przecinek, bo kropka zakłóca tutaj tylko spójność i płynność tekstu :).
OdpowiedzUsuńNie oglądałam jeszcze Durarara, więc ciężko mi ocenić to, jak utrzymałaś tutaj kanon etc, więc skupię się na innych rzeczach. Nie odbieraj mojej opinii jako jakiejś bezsensownej krytyki, bo mam zastrzeżenia, ale to tylko moje przemyślenia.
Pierwsza część opowiadania była po prostu cudowna. Taka klimatyczna, emocjonalna... A muzyka jeszcze bardziej pozwalała się wczuć! Naprawdę piękne. Gdyby coś takiego pojawiło się w anime, ryczałabym od początku do końca. Niestety, o ile początkowy fragment był naprawdę cudownie napisany... Hmm, uważam, że shot był na tyle dobry sam w sobie, jego koncepcja, emocje; że nie powinnaś umieszczać tutaj opisu seksu. A jeśli już, to opisać go bardziej emocjonalnie, żeby pasował do reszty opowiadania. Nie, żeby opis mi się nie podobał, ale popsuł cały nastrój shota. Myślę, że wystarczyłby tutaj jakiś naprawdę ładny opis pocałunku, delikatnego dotyku [po tym też Izaya miałby wyrzuty sumienia wobec Reia, więc nie zaburzyłoby to akcji :)], ale też, jak wspomniałam, nie oglądałam i nie wiem, do czego zdolne są postaci z Drrr. O, ewentualnie napisać sequel shota i w nim zawrzeć seks. Bo naprawdę, stworzyłaś cudeńko na miarę prawdziwych perełek fanfiction, ale ten stosunek po prostu mi tutaj nie pasuje.
A poza tym... Wiesz, jak uwielbiam imię Rei i wszelakie postacie, które je noszą XD. Także cieszę się, że pojawi się tu jeszcze nie raz ^^.
Tylko nie porzuć mi Sieroty na rzecz tego bloga XD! Bloga już dodaję u siebie do linków, jak zawsze :).
Kochany Duśku , blog jest super . Sorka że tak późno przeczytałam ale zimowisko itp. Po prostu kocham cię za tego shota :p hehe koleżanaki się ze mnie śmiały że tak beczałam czytając to. Dzięki za linka do tego oto bloga i dzięki że powstał. :)
UsuńOch, ty niedobra! Jak mogłaś mi nie powiedzieć?! Nic! Kompletnie nic! Boże, DuSiek, jak ty pięknie piszesz! Muzyka taka świetna! Ściągam nuty i już mam co robić w ferie ;_; Szczególnie ta druga melodia. Weź, ryczałam, że kapało strumieniami (hah, wymyślam nowe frazy okeeej xD) TY GUPKU! JAK MOGŁAŚ?! Weeeź, o takim opowiadaniu mnie nie poinformowałaś?! Myślałaś może, że będę stękać, że masz LN pisać, a nie to? Hm.... Wiesz! Jak już masz pisać i mnie nie powiadamiać, to wolę jak napiszesz to, co chcesz i mi o tym powiesz xD Bosz. Gadam od rzeczy -.-
OdpowiedzUsuńMaaaatko! Jak ja beczałam! Jak mało kiedy... A właściwie to na większości takich jak te... DuSiek! Kocham Cię! Zostań moim żonem T^T
Piękny, melancholijny shot (bo shot, nie? szkoda...)
Ej no weeeź! Jeszcze raz mi tak zrobisz, to posiekam xD
Informuj mnie na gg albo na blogu, prosz :D
Kocham i wielbię ♥