* * *
Nieprawda.
Niestety nieprawda, a ty doskonale o tym wiesz. Przecież pamiętasz doskonale,
że nie możesz mu podawać uranu zamiast żarcia. Więc jego rzygi nie świecą w
ciemnościach ani nie są w jakikolwiek sposób napromieniowane. Mikołaj wcale nie
istnieje. I nie ma Wróżki Zębuszki. A Zając Wielkanocny to ściema. Wszyscy
przez całe życie cię oszukują, więc teraz ty też postanowiłeś się oszukiwać?
Brawo, słonko, brawo.
- Ej. Kamil. Żyyyjesz? – zmartwiony Juliusz potrząsnął mną jak
galaretą. Zamrugałem oczętami, spoglądając na niego z zaskoczeniem. Odpłynąłem?
Znowu?
- J-jasne. Po prostu się zamyśliłem – uśmiechnąłem się.
- Nie kłam. Ty przecież nie umiesz myśleć – podsumował mnie mój
zią. Prychnąłem. – No co?
- Betsuni. Idziemy stąd? – wstałem. Juluś radośnie dźwignął
szanowną z ławki. Spojrzałem na niego krytycznym okiem. – Przytyłbyś,
anorektyku jeden.
- Ej, no.. Nie jestem anorektykiem. Jestem po prostu szczupły –
jęknął.
- I masz grube kości, taa – mruknąłem. Taka była prawda. To
pieprzone pseudoemo było wysokie jak tyczka i chude jak.. też tyczka. Ale
ważyło co najmniej półtora razy tego, co ja. Poza tym pochłaniało
niewyobrażalne ilości jedzenia, a dalej wyglądało jak wieszak. A ja? Pomacałem
swój brzuch. Fałdy cellulitu radośnie przelały mi się przez palce. Westchnąłem.
Bad justice. Bardzo bad.
Opuściliśmy
zacną miejscówkę. Znów przeszliśmy obok kortu tenisowego. Panowie wciąż sobie
grali, a orgia ich otaczająca trwała w najlepsze. Bad justice again. Dlaczego
nie mogę mieć takiego brania? Dlaczego lecą na mnie tylko księżniczki z
zarostem i to tylko we śnie?
- Smuteczek – szepnąłem. – Chyba już do końca życia będę sam.. Ale
przecież sam to wybrałem, nee? – Taak. Moje piękne postanowienie. Ale.. skoro
Michał tu jest.. i, choć to mało prawdopodobne, nie zapomniał o mnie.. moja
cudowna obietnica złożona mi pójdzie się rozmnażać! O nie. Nie dopuszczę do
tego. – Prędzej dam się przebrać za loli – burknąłem.
- Co przebrać za loli? Kto będzie się przebierał? – spytał Julek,
zrównując ze mną krok.
- Ja.
- O, super! – uśmiechnął się. – Kupię ci kieckę.
- Żartowałem, baka – uderzyłem go w ramię. Zmarszczyłem nos. A
może to wcale nie Michał..? Przecież istnieje coś takiego jak zbieżność
nazwisk. I imion. I co z tego, że jest podobny? Każdy ma swojego sobowtóra.
Prawda?
Postanowiłem
podejść bliżej, aby to sprawdzić. W pewnym momencie zobaczyłem gwiazdki. Były..
takie piękne. Aż musiałem podzielić się swoimi wrażeniami z matuszką Ziemią,
mocno ją przytulając całym ciałem. Twarzą też. Hahaha. Zaliczam zgona bez alko.
Dźwignięto
mnie do prostej. Nie. To nie była prosta. To była w chuj krzywa. Nie, matmo,
won! Nie potrzebuję twoich współrzędnych i epitetów! Idź być matmą gdzie
indziej! Otworzyłem gniewnie oczy, rozglądając się dookoła. Zmarszczyłem się.
Dlaczego wszędzie jest tak różowo? Znowu Kami przesadził z truskawkową farbą do
włosów?
- Kamilku.. dobrze się czujesz..? – spytał ktoś głosem Julka.
Spojrzałem na niego.
- Afkors, że tak, bejb.
- No chyba nie – mruknęło czcigodne emo. Zlustrowałem go
dokładnie. Coś było nie tak. Złapałem go za krocze.
- Masz grzyba w gaciach – palnąłem. Na policzkach Juliusza
wykwitły czereśnie. Lubię czereśnie. Chciałem jedną zerwać, ale trzymał mnie za
ręce, menda jedna. Przysunąłem się z zamiarem odgryzienia jej od łodygi. Nie
dała się, szmaciarka.
- Kamil, ogarnij dupę! – krzyknęło mi do ucha drzewko owocowe.
Zaraz.. przecież drzewa nie krzyczą.. One po nocach śpiewają utwory Metallici.
Coś jest nie tak.. A może to były Nirvany?
- Nie mam dupy, mam pośladka. Jednego. Nazywa się Wojciech. Chcesz
go zobaczyć?
- Nie, dzięki!
- Nie wrzeszcz.. O ja cię, mam helikoptery.. Bziuuuuu!
W uszach
zadzwoniły mi marsze weselne. Albo żałobne. A chuj z tym, nigdy nie byłem dobry
z plastyki. Zakręciło mi się we łbie, jakbym wypił ze dwie butle whiskacza i
popił gorzką żołądkową. A ja przecież jestem grzecznym abstynentem..
- Już.. lepiej.. – sapnąłem. – Boże.. Czuję się jak Urbańska po
wylizaniu podłogi w toalecie szkolnej.. – jęknąłem – dla dziewcząt.
- Poetyckie porównanie – burknął Julek. Spojrzałem na niego.
- Czemu trzymam cię za krocze, a na policzku masz ślad zębów?
- Ciesz się, że cię lubię, bo inaczej zrobiłbym z ciebie sernik.
- Fuj. Nie lubię sernika – wykrzywiłem się. Tymczasem mecz tenisa
nareszcie się skończył. Drzwi od bramki okalającej kort, czy jak to kurestwo
się nazywa, otworzyły się. Orgie rozdzieliły się na pojedyncze panienki, które
natychmiast ustawiły się po dwóch stronach drzwi. Tenisiści wyszli. Uśmiechali
się i machali podjaranym studentkom.
- Czy ty widzisz to samo, co ja..? – zapytał Julsław.
- Taa. Nic, tylko dać im białe mundurki..
- Ale przecież jeszcze nie ma wieczoru – zmarszczył brwi.
- Jeśli nie ma, to wiedz, że coś się dzieje – stwierdziłem.
Zaśmiał się.
- Ej.. czy oni nie idą w naszą stronę?
Rzeczywiście.
Ci dwaj wyraźnie zmierzali do nas. Uniosłem sugestywnie brewkę. Niczym
szlachta, haha. Panowie tenisiści stanęli przed nami, głupio się uśmiechając.
Ten wyższy, jeśli patrzeć z bliska, wyglądał jeszcze bardziej jak Michał.
- Któryś z was dostał naszą piłką w głowę, prawda? Wybaczcie – i
głos miał jak Michał.. To nie fer!
- Nie, nie, spokojnie, aż tak nie bolało – pomachałem nerwowo
gałęziem.
- Na pewno? – spojrzał na mnie badawczo. Poczułem, jak pocą mi się
stopy.
- Na pewno. Nee, Juluś? Juluś..? – rozejrzałem się. Moja tarcza
gdzieś zniknęła. Pięknie, kurwa, pięknie. A nie, czekajta..
- Hej, jesteś chwastem..? – zamruczał mój zią do tego mniejszego.
– Bo chętnie bym cię wyrwał..
- Julciu, do nogi – mruknąłem. – Zostaw pana. Pan może mieć
syfilis albo co, ja cię po weterynarzach wozić nie będę.
- Tak, tak.. – westchnął.
- I tak nie poruchasz.
- Wcale nie o to mi chodziło! – burknął.
- Jasne, jasne – prychnąłem. – Soraski za niego, nieokrzesany
jest.
- Sam jesteś nieokrzesany.. Kto mnie łapał za krocze?!
- To.. to był wypadek – wydąłem policzki. Brunet zaśmiał się,
patrząc na nas. – Z czego rżysz?
- Jesteście jak.. stare małżeństwo.. – wysapał. – I lepiej do
mojego kolegi nic nie mówić, bo nie zrozumie. To Francuz.
- Francuz..? Oł.. – zasępiłem się. – No dalej, Juluś, powiedz coś
po francusku – mruknąłem.
- Ja? – jęknął. – Yy.. łi.. gejen.. tu.. szule.. – wybełkotał. Facepalm.
Tylko geje mu w głowie, zboczeńcowi jednemu.
- To nie jest francuski, słonko – stwierdziłem. – To jakaś
mieszanina języków, które na pewno francuskim nie są. Nieważne, zresztą.
Westchnąłem i
spojrzałem na obcokrajowca. No tak, brawo, Sherlocku. Strofujesz towarzysza
broni, a sam nie szprechasz po żabiemu. Ni w ząb! Jedyne, co wiesz o Francji,
to to, czego nauczyłeś się z Hetalii! Ale to nie jest dobry pomysł, wspominać
teraz, że Francja zaproponował małżeństwo polibrewemu Anglii. Ach, te podteksty
BL. Yaoi, yaoi wszędzie..
- Ależ spokojnie, panowie. Proszę się nie kłopotać – odpowiedziało
z uśmiechem zagraniczne stworzenie. Użyło do tego doskonałej wręcz polszczyzny.
- Ty.. Wrobiłeś nas! – wskazałem palcem bruneta. – Ty szujo.. Co
będzie następne? Zmienisz się w tytana i rozpieprzysz miasto? A może staniesz
się małym, białym skurwykotem i zaczniesz zamieniać małe dziewczynki w
czarodziejki?!
- Shingeki no Kyojin, Mahou Shoujo Madoka Magica – powiedział
Francuz. Spojrzałem na niego.
- Otaku?
- Otaku.
- Aha.
- Czy to nie wspaniale, Kamilku? – uśmiechnęło się emo. – Mamy
kolejnego do kolekcji!
- Tej, cicho bądź. Ja nie biorę w tym żadnego udziału.
- Ale.. Kamilku..
- Żaden Kamilku. Dla ciebie co najmniej Kamil-sama.
- No weź..
- Co mam wziąć? Zasłużyłeś na mój chłód. Przekląłem cię przecież
do ósmego pokolenia wprzód i wstecz.
- Ale.. za co?
- Zabij mnie, jeśli się mylę. Ale czy ty przypadkiem nie
zdradziłeś mojej matki z kasjerką w sklepie z bielizną szatana?
- To nie byłem ja! To był mój zły brat bliźniak!
- Powiedział jedynak – mruknąłem. Parsknął śmiechem.
- Tu mnie masz – powiedział.
- Ekhem. Przepraszam, że przerywam tę jakże piękną konwersację,
ale chciałbym się chociaż dowiedzieć, jak się nazywacie – wtrącił szatyn.
Uśmiechnąłem się.
- Wielki, potężny, niezrównany we wszechświecie pogromca
plastików, Kamil Szczygielski! – wykrzyczałem.
- A ja to skromny pomagier wyżej wymienionego, Michnicki Juliusz –
dodał czarnowłosy.
- Rozumiem. Marcel Chatier się nazywam. Matka Polka, ojciec
Francuz, dlatego polski znam.
- A ja, że tak wtrącę.. – zaczął brunet.
- Michał Dziedzic, czyż nie? – zapytałem spokojnie. A raczej
siliłem się na spokój, bo w środku to zacne me jelita układały się w takiego
węża, co zżera swój ogon, kanibal jeden.
- Skąd..?
- Orgia wykrzykiwała – mruknąłem.
- Ach. Rozumiem.
- No nic. My, Julku, zwijamy się. Skoro wypieprzyli nas z zajęć,
to widocznie nie są przygotowani na naszą cudowną obecność. Więc chodź, kupię
ci tego flaszka, a potem odstawisz mnie pod dom.
- Tak jest, moja księżniczko! – uśmiechnął się. Prychnąłem.
- Księżniczko, tak? Jeszcze zobaczymy – złapałem go za grabę i
pociągnąłem na parking. – To bai bai, panowie! – krzyknąłem jeszcze. Szybko
zwinęliśmy się z terenu uczelni.
* * *
Otworzyłem
wrota do mej wspaniałej twierdzy. Wpuściłem Julsława przed sobą, jak prawdziwy
dżentelmen. Ściągnął glany, rozpieprzył się na MOJEJ sofie i wyszczerzył zęby.
Sparodiowałem jego uśmieszek.
- Masz piękne zęby, wiesz? – powiedział. – Takie czarne..
- A twoje zaraz będą wybite – prychnąłem. – Durny emos. Już
zakonnica ubiera się ciemniej niż ty.
- To bolało – jęknął. – No więc? O czym chciałeś porozmawiać?
- Daj mi chwilkę.. – wziąłem głęboki wdech. Kyuubey uwalił się na
kolanach emosa. – Uważaj, bo zaraz twoje spodnie będą w białe paski.
- Spoko, nie przeszkadza mi to – zaczął głaskać tego małpiszona.
Znów odetchnąłem.
- No dobra. To mówię.. MichałDziedzictomójbyły – wydusiłem na
jednym wdechu.
- Że co? Ej, czekaj.. jeszcze raz. Wolniej.
- Co? – jęknąłem. – No doobra.. Michał. Dziedzic. To. Mój. Były.
- A-ale.. przecież ty nie lubisz chłopców!
- Masz mordę, jakby cię walec rozjechał – uśmiechnąłem się. –
Jestem bi.
- Ach, so.. Dlatego moja gejoza ci nie przeszkadza.. – mruknął. –
Zaraz.. Wspominałeś kiedyś o lasce, która cię zostawiła, bo musiała wyjechać za
granicę. To on?
- Tak.. To Michał. Gomen, że cię okłamałem, ale nie ufałem ci
wtedy zbytnio, a później nie było sensu o tym gadać.
- Nie, spoko. Co teraz zamierzasz? – spytał. Usiadłem obok niego.
- Nic. On mnie najwyraźniej nie pamięta. I dobrze. Niechaj tak
będzie.
- Gadki rodem z Pana Tadeusza ci nie pasują – podsumował mnie.
- Pff. Cicho bądź, przychlaście.
- Nie jestem przychlastem.
- Jak to nie? Ja.. Ja wyglądam jak słodka lasencja. A ty?! Ty co
sobą reprezentujesz?! Myślisz, że jak ubierzesz rurki, podkoszulek i glany, to
jesteś seksowny?! Tak, masz rację, ale to ja jestem bogiem!
- Przepraszam za tę zniewagę, panie mój – zaśmiał się. – Słodka
lasencja, tak? Czyli ubierzesz dla mnie kieckę loli?
- Dobra, ubiorę. Lepiej, jak ja to zrobię, bo ty w stroju lolity
wyglądasz jak transwestyta na zakupach.
- Cieszę się, że się zgadzamy ze sobą – uśmiechnął się.
- Weź już tego banana z twarzy, bo nie mogę z twojego kretyńskiego
ryja.
- Ej.. Nie jest kretyński – jęknął. Zadzwonił mój telefon. Wstałem
i odebrałem.
- Kamil? – to była moja matka. – Słuchaj mnie uważnie. Za chwilę
przyjdę do ciebie z babcią. Masz się nią zająć, rozumiesz?
Nie… Nie rozumiem. Co ja jestem? Caritas? Hospicjum? Dom
spokojnego staruszka? No, ale.. Jeśli nie spełnię jej życzenia, zostanę
sprzedany.. jako organy do przeszczepów. Madoka-chan, wspomóż mię…
* * *
Za dużo dialogów. ;-; W następnym odcinku to zmienię.
Tak.. Babcia, Julek i Kamil. Wiecie, co to oznacza? JEHOWYCH. :3 Czyli dziękuję kochanej Sarin za ten wspaniały pomysł. ^^
Jak widać, Julek nie jest gruby, tylko dużo waży. Jest w chuj wysoki, dlatego jego mięśnie (a raczej ich brak), jak również kości ważą sporo. Ale spokojnie można policzyć wszystkie jego żebra. Dlatego Kamil wyzywa go od anorektyków. ^^
Pojawiła się nowa postać. Marcel Chatier. Wiem, że namiesza solidnie, ale do czego konkretnie go użyję, zobaczymy. ^^ Zapraszam do spisu postaci.
Przez wskazanie mi sytuacji z Desu Noto, która nie była zamierzona, wpadłam na świetny pomysł. Jako, że główny bohater to popieprzony otaku, w każdym odcinku będzie odwołanie do konkretnej sceny konkretnego anime bądź mangi. Jeśli będzie banalne - zaznaczę to w posłowiu. Jednakże, jeśli banalne nie będzie, a mimo to komuś uda się zgadnąć - BRAWO! Wieczna chwała i sława, a także tytuł nolife'a, aktualny do następnego odcinka. ^^
Tak więc, zabawa się zaczyna. Dzisiejsze odwołanie jest proste. Wskażcie je i powiedzcie, z jakiego anime pochodzi. ^^
Do następnego. ;3
Ale że co? Czekaj xD To już się zaczęło to to.. ta zabawa? XD W tym było napisane z czego, więc chyba od następnego, nie...? xd
OdpowiedzUsuń"Zmarszczyłem się." - khm...hmhmkhmhahahhhah xD Jeju, jak to śmiesznie brzmi. Jakby sobie khm.. obciągał, że brzydko powiem xd Ale jest takie wyrażenie? xd Bo ja nwm xd A to dziwnie brzmi xD
"Nie mam dupy, mam pośladka. Jednego. Nazywa się Wojciech. Chcesz go zobaczyć?" - padłam XDDDD Teksty Kamila rozpierdalają all xd
"- Czy ty widzisz to samo, co ja..? – zapytał Julsław." - Julsław? XD Mam Juliana w klasie, ale żeby nazwał go ktoś Julsławem.. byłoby zabawnie xD
"Hej, jesteś chwastem..? – zamruczał mój zią do tego mniejszego. – Bo chętnie bym cię wyrwał.." - ...SERIO XDD booosze xd
a tak w ogóle, to fajny ten Marcel <333
i ten... Michał go nie poznał? co za ciul.
Juliuszek się dowiedział... uuuu~
ciekawam, jak to all się potoczy. ciekawam też, czy Michał się zorientuje..
wenki, miłego Londynu, wracaj do nas z nową MWSM <3
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, teksty Kamila rozwalają, padłam wręcz ze śmiechu... ciekawe czy Michał się zorientuje, w zadzie powinien coś chociaż podejrzewać... bo chyba nie zmienił się tak drastycznie, że się nie da go rozpoznać...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia