1. Ruszyła zakładka z zamówieniami, więc możecie popuścić wodze fantazji, przelewać swoje pomysły w komentarzach, a ja postaram się je realizować. Pojawiło się także kilka innych rzeczy, których wcześniej nie było. Serdecznie zapraszam do wyrażania swojej opinii w ankiecie "Czy lubisz gore?". Jest mi ona niezbędna, gdyż planuję zamieszczać na blogu twory tego właśnie typu.
2. Serdecznie dziękuję Vanes z Panda Graphics (button znajduje się na blogu) za wykonanie dla mnie szablonu. Jest nieziemski! :3 Lepszego wymarzyć sobie nie mogłam. Czasami wchodzę na bloga tylko po to, by go popodziwiać. ;33 Na pewno jeszcze nie raz skorzystam z Jej usług, jeśli tylko się na to zgodzi. ^^
3. Rozdział MWSM pojawi się NA PEWNO (inaczej będzie można mnie zabić) przed 7 lipca, kiedy to wyjeżdżam na 10-dniowy obóz. Zamierzam wtedy także napisać w końcu notkę na Sierotę, żeby mieć czyste konto przed wypoczynkiem.
Dzisiejszy fragment "Towarzysza" jest nieco krótszy niż poprzedni. Niemniej, mam nadzieję, że mi to wybaczycie. W następnym tygodniu pojawi się trzecia, a może i czwarta część, żebym publikację tego opowiadania również zakończyła przed obozem. Let's enjoy. ;3
* * *
Minęło kilka
dni, które czarnowłosy spędził na poznawaniu życia niebieskookiego. Dowiedział
się, że chłopak nie ma żadnych przyjaciół, a czas wolny od szkoły spędza pisząc
lub grając piękne dźwięki na dziwnym przedmiocie, który wyciągał z tamtego
intrygującego futerału. Kilka razy Christian nazwał rzecz „gitarą”. Kiedy dotykał
drucików przyczepionych do „gitary”, tworzył cudowne melodie, od których
zielonookiemu miękły kolana.
Podczas
któregoś popołudnia również tak było. Blondyn odrobił lekcje i usiadł na
podłodze. Blair, siedzący na parapecie, spojrzał na niego z zainteresowaniem.
Woods przysunął do siebie futerał i wyjął przedmiot. Przez chwilę majstrował coś
przy nim, a później zaczął grać. Od momentu, kiedy czarnowłosy usłyszał
pierwsze dźwięki, mimowolnie odpłynął. Przed jego oczami przewijały się różne
obrazy. Jakaś kobieta, ubrana w skromną sukienkę. Ogromny pies. Rzeka na skraju
lasu. Stara, zniszczona książka. Domek na drzewie. Piękne ubranie. Odciski na
stopach. Kury i konie. Smak chleba, mleka, jarzyn. Ciepło ludzkiego ciała.
Gwiazdy na niebie. Wszystko to zlało się w jedną całość, tworząc wspomnienia.
Blair widział siebie, ubranego w brudne, zniszczone ogrodniczki. Jak ucieka
razem ze swoim psem przed gęsiami, śmiejąc się głośno. Jak jego matka woła go,
by wracał do domu. Że muszą iść na mszę do kościoła, więc powinien się
przebrać, jak tylko zjedzą śniadanie. Czuł smak tego, co jadł, a także zapach.
Zupełnie, jakby właśnie teraz tam przebywał. Czarnowłosy widział to, nie
wierząc jednocześnie, że to widzi. Po jego policzkach spłynęły łzy, rozmazując
wszystko dookoła. A Christian wciąż grał.
W końcu
blondyn skończył utwór. Zielonooki nie wiedział nawet, jak długo tkwił we
wspomnieniach z poprzedniego życia. Otrząsnął się, oddychając z trudem. Twarz
miał całą załzawioną, więc przetarł ją rękawem bluzy, którą miał na sobie.
Spróbował się uspokoić, choć nie szło mu to zbyt dobrze. W pewnym momencie się jednak
udało.
Zadzwonił
dzwonek do drzwi. Blair usłyszał, jak pani Woods otwiera je i wita się z jakąś
kobietą. Słyszał też psa, który strasznie głośno szczekał. Mimowolnie
przypomniał sobie tego, którego widział w swoich wspomnieniach. Tamten nie
szczekał tak głośno. Biegał tylko z wywalonym językiem i miał bardzo długą
sierść. Był naprawdę piękny.
Christian
schował gitarę do futerału. Zszedł na dół. Czarnowłosy wolał zostać w jego
pokoju. Usiadł na podłodze, opierając się o ramę łóżka. Jego uszy wychwytywały
strzępy rozmowy, z których nic nie rozumiał. Westchnął. Nie wiedzieć czemu, był
strasznie przygnębiony. Czuł, że nie powinno go tu być. Że nie może ingerować w
szczęśliwe życie tej rodziny. Że przez niego ich cały świat już niedługo legnie
w gruzach. Pamiętał o tym, że blondyn ma niedługo umrzeć. Choć tak bardzo
starał się zapomnieć, nie mógł. Wszystko przypominało mu o misji, którą miał do
wykonania. Dlatego.. nie powinien się tak do nich przywiązywać. Ale to robił.
Chociaż oni nie wiedzieli nic o jego obecności, Blair czasami czuł się jak
członek rodziny. Jak jeden z domowników. Ale po chwili czar pryskał i znów
przypominał sobie o rzeczywistości. A to było takie bolesne.
Woods pojawił
się w swoim pokoju razem z psem na rękach. A raczej ze szczurem przypominającym
psa. Postawił stworzenie o chudych nóżkach na podłodze. Nie cierpiał psa swojej
ciotki i nienawidził się nim zajmować, kiedy ta odwiedzała jego matkę. Ale
wyboru większego nie miał. Nie chciał sprawiać rodzicielce przykrości, więc
zaciskał zęby i spełniał polecenia ciotki, niańcząc jej zwierzaka.
Kiedy tylko
pies został postawiony na ziemi, zaczął przeraźliwie ujadać, patrząc na Blaira.
Ten znieruchomiał, nie wiedząc, co się dzieje. Tak samo Christian. Dopiero po
chwili podjął próbę uspokojenia psa, jednak na nic. Dopóki nie zabrał go ze
swojego pokoju, ten szczekał i szczekał.
- Ej, głupi
szczurze, przestań – burknął do zwierzęcia, wynosząc je na korytarz. – Co ty,
ducha zobaczyłeś? – prychnął. Nagle zamarł. Przypomniał sobie o reklamie, o
dziwnym głosie, który usłyszał jakiś czas temu. A także o tym, że przez ostatni
czas czuł się, jakby był obserwowany. Postawił psa i wybiegł z domu. Tak
szybko, że Blair nie zdążył zareagować. Czarnowłosy zamrugał kilkakrotnie. „Co
się właśnie stało?”, zapytał sam siebie. Nie umiał niestety odpowiedzieć.
Wstał. Musiał znaleźć niebieskookiego. Jednak.. kompletnie nie wiedział, gdzie
szukać. A wyjść z pokoju nie mógł, gdyż natychmiast dopadłby go pies,
zdradzając jego obecność w tym domu. Podszedł do okna, wypatrując śladów
swojego celu. Na próżno. Westchnął. Musiał czekać, choć wcale mu się to nie
podobało. Dodatkowo, miał niejasne wrażenie, że Christian domyślił się czegoś.
Blondyn
pojawił się w pokoju, kiedy zielonooki zaczął powoli odchodzić od zmysłów.
Woods zamknął drzwi na klucz, nie wpuszczając psa do środka. Niósł pod pachą
prostokątny, płaski pakunek. Usiadł na podłodze i rozpakował go. Był on
niewielką, drewnianą tabliczką. Niebieskooki położył tabliczkę na ziemi i wyjął
z kieszeni bluzy kryształowy kieliszek. Postawił go na tabliczce do góry dnem.
Zapalił także kilka świeczek, które uprzednio wyjął z szafki. Blair podszedł
bliżej, przyglądając się tabliczce. Zauważył wypisane na niej litery alfabetu,
cyfry, a także słowa: „Tak”, „Nie”, „Nie wiem”, „Do widzenia”. Z ciekawości
usiadł naprzeciw Christiana, zastanawiając się, co on chce zrobić. Ten położył
wskazujący palec na kieliszku.
- Cholera,
kompletnie się na tym nie znam – szepnął. Odchrząknął. – Przyzywam cię, duchu
przebywający w tym domu – powtórzył kilkakrotnie. Blair pomyślał, że zabawnie
wygląda z poważną miną. – Czy mnie słyszysz?
- I czego ode
mnie oczekujesz, hm? – zapytał cicho czarnowłosy. Wpadł na dziwny pomysł.
Spróbował dotknąć dna kieliszka. Ze zdziwieniem odkrył, że jego palec
zatrzymuje się na materiale, a nie, jak dotychczas, przechodzi przez niego.
Wykorzystał to i przesunął kieliszek na pole z napisem „Tak.”
- O cholera –
szepnął cicho Woods. – A miałem nadzieję, że to tylko moja chora wyobraźnia.
Skąd jesteś? – zapytał drżącym głosem.
- C.. z.. y..
ś.. c.. i.. e.. c.. – mruczał pod nosem zielonooki, przesuwając powoli
„wskaźnik” na kolejne litery.
- Czyściec,
tak? Dobrze, że nie piekło – zaśmiał się nerwowo blondyn.
„Piekło?”,
pomyślał Blair. To słowo coś mu przypominało. Tylko co? Skupił się. Piekło..
piekło.. piekło.. „Jeśli nie będziesz słuchał mamy i taty, pójdziesz do
piekła”, usłyszał w głowie. „Pamiętaj, aby być grzecznym, bo jak nie, diabełek
się tobą zainteresuje”. „Bóg zawsze wszystko widzi. Dobre uczynki nagradza, złe
każe. Jeśli będziesz robił wiele złego, znajdziesz się w piekle”. Kto mu to
zawsze powtarzał? No tak. Mama. Jego ukochana mama. Była dla niego
najważniejsza. Ważniejsza od wszystkich innych. Zawsze przy nim była. Ona i
Alex, jego pies. Kiedy był chory, oboje przy nim czuwali. Alex ogrzewał stopy,
a mama karmiła pysznym rosołem. Albo kiedy stłukł kolano czy też zgubił się w
lesie..
Zawsze
powtarzała, że jest dumna ze swojego małego, grzecznego synka. Że bardzo go
kocha i nie wie, co by bez niego zrobiła. Tak. Blair zawsze starał się jej
pomóc i nigdy nie ranił jej. Raz tylko doprowadził ją do płaczu. Tej okropnej
nocy, kiedy razem z synem sąsiadów bawił się nad rzeką. Alexa nie było wtedy z
nimi, bo złamał łapę i musiał wypoczywać. Pamiętał doskonale, jakby to działo
się w tej chwili, moment, kiedy runął w dół, prosto do płytkiej rzeki, która
dno miała wyłożone kamieniami. Pamiętał otępiający ból, który przeszył jego
ciało. Również zapach krwi i nagłe zimno zostawiły ślad w jego pamięci. Wtedy
poczuł się taki zmęczony. Chciał tylko zamknąć oczy i zasnąć. Ale.. coś mu nie
pozwalało. Cały czas patrzył w górę. Tam, gdzie niedawno jeszcze był i bawił
się z kolegą. Dopiero, gdy przybiegła jego matka i zobaczyła go, leżącego w
kałuży krwi na dnie, kiedy Blair zobaczył jej łzy, poczuł, że ogarnia go słodka
niemoc i przymknął powieki. A później obudził się w czyśćcu.
Zielonooki
westchnął cicho. Znów odzyskał jakieś wspomnienie. A więc to tak zginął.
Smutne. Było mu żal matki, która straciła ukochane dziecko, a także psa,
pozbawionego swojego pana. Poczuł chęć zobaczenia ich ten ostatni raz. Może po
zakończeniu misji poprosi o to Anthony’ego? Tak. Powinien.
- Halo..?
Panie duchu? – mruknął zaniepokojony Christian. Jego rozmówca tak nagle
zamilkł, o ile można to tak nazwać. Czarnowłosy ocknął się z zamyślenia.
- Zamyśliłem
się – szepnął, wskazując to samo na tablicy. Woods odetchnął.
- Rozumiem.
Nic się nie stało. Tak więc.. czy chcesz skrzywdzić mnie lub moich bliskich? –
spytał niebieskooki. Blair wskazał na pole z napisem: „Nie”. Taka w końcu była
prawda. Miał tylko strzec duszy Christiana, kiedy ten już umrze. Nie zamierzał
w jakikolwiek sposób szkodzić jego rodzinie, choć czuł się, jakby to robił. –
Uff. To dobrze – uśmiechnął się Woods. – A kiedy się tu zjawiłeś?
- Dzień, w
którym zabrano ci plecak – brzmiała odpowiedź. Minęła chwila, zanim blondyn
skojarzył, który to dzień.
- Dlaczego tu
jesteś?
- Strzegę pewnej
duszy – mruknął pod nosem Blair, przesuwając kieliszkiem po tabliczce. Zaśmiał
się, gdy przypomniał sobie o zasadzie niekontaktowania się ze śmiertelnymi.
Właśnie ją łamał. I z zaskoczeniem odkrył, że dzięki temu czuł się nieco
lepiej.
- Co? Przed
czym? – zdziwił się Christian. Zielonooki zastanowił się czy może mu
powiedzieć. Ale.. skoro i tak już potwierdził swoją obecność..
- Niedługo
jej właściciel umrze. Moje zadanie polega na ochronie tej duszy przed demonami,
kiedy już się to stanie. Mam dopilnować, żeby nie porwały jej do piekła, zanim
przybędą po nią z czyśćca.
- Co? Umrze? To
takie smutne – szepnął. – Chociaż.. Skoro jesteś w tym domu, to musi być dusza
moja albo mojej mamy. Nie.. To niemożliwe. Nie możesz nas rozdzielić. Słyszysz?
Mamy tylko siebie. Jeśli jedno umrze, drugie zostanie same. Nie.. to nieprawda.
To kłamstwo. Kłamiesz, prawda?
Blair z bólem
serca przesunął kieliszek na napis: „Nie.” Blondyn spuścił głowę, biorąc kilka
głębokich wdechów.
- I tak ci
nie wierzę.. – odparł. – Ale to nieważne. Mam jeszcze jedno pytanie, zanim cię
odwołam. Kim jesteś? – zapytał drżącym już głosem.
- Nazywam się
Blair – zaczął czarnowłosy. – Kim, pytasz? Cóż. Jestem.. – urwał, zastanawiając
się, jak to ująć. – Jestem twoim towarzyszem – puścił kieliszek. I w tym
momencie Christian wiedział już, kogo czeka śmierć.
* * *
To by było na tyle dzisiaj. Wszystko, co miałam do przekazania, napisałam wyżej. Zachęcam jeszcze raz do składania zamówień. Do następnego. :33