22.06.2014

Towarzysz - część pierwsza.

Dobry. ^^ Wracam z opowiadaniem, które napisałam już jakiś czas temu. Miałam napisać shota i MWSM, ale miejski festyn skutecznie pokrzyżował mi plany. ;-; Nieważne. Zbliżają się wakacje, więc będę wrzucać częściej. ;3 A dziś po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby czegoś nie wrzucić. ^.^ Let's enjoy!
* * *
            Obudził się w jakimś ciemnym, pustym pomieszczeniu. Leżał na kamiennej podłodze. Wstał i otrzepał się z niewidzialnego kurzu. To był już jego nawyk. Zawsze tak robił, kiedy podnosił się po upadku z drzewa, w.. właściwie, to gdzie? Nie pamiętał. Skupił się, próbując odnaleźć wspomnienie. Nic a nic. Oddzielała go od niego gruba, ciemna powłoka, przez którą nie mógł się przedrzeć. Niczego nie pamiętał. Jak wyglądał, żył, kim był. Usiadł z powrotem na zimnej posadzce. Westchnął. Czuł się niepewnie. To nie było miłe uczucie, nic o sobie nie wiedzieć. Zamyślił się.
            Drewniane drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem, wpuszczając do pomieszczenia nieco światła. On natychmiast ocknął się z rozmyślań. Nawet nie zauważył wcześniej, że było tu coś takiego jak drzwi. Do środka wszedł wysoki mężczyzna o długich, jasnobrązowych włosach, spiętych w kucyk. Uśmiechnął się ciepło, patrząc na niego.
            - Wstań – powiedział. On wykonał sztywno polecenie, nie spuszczając wzroku z szatyna. – Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Nazywam się Anthony. Będę twoim opiekunem przez jakiś czas – znów się uśmiechnął. Jego szare oczy wyglądały jak małe gwiazdki.
            - A.. wiesz może.. kim ja jestem? – spytał on ochrypłym głosem. Zdziwił się i zastanowił, przez ile czasu w ogóle nic nie mówił.
            - Oczywiście. Masz na imię Blair. Nazwiska nie znam. Niestety – westchnął Anthony.
            - Blair.. – powtórzył on. – Rozumiem..
            - Czy masz jeszcze jakieś pytania?
            - Gdzie jestem? Jak się tu znalazłem? Czemu nic nie pamiętam?
            - Spokojnie.. Powoli. Zacznijmy od początku. Jesteś w czyśćcu. Mówiąc „czyściec”, mam na myśli miejsce zawieszone nad niebem, piekłem i ziemią. To taki przystanek przed pójściem w górę lub w dół – szatyn urwał. – Jak się tu znalazłeś? Tak, jak wszyscy. Żyłeś na ziemi, a potem umarłeś. I to chyba bezpośrednia przyczyna twojej amnezji, nie wiem. Nieczęsto się to zdarza.
            - Rozumiem.. – powtórzył Blair. Układał sobie wszystko w głowie.
            - Pomyślisz później. Chodźmy. – Anthony złapał go za rękę. Opuścili puste pomieszczenie.
            Szatyn przeprowadził go przez ogromny korytarz ze ścianami, na których wisiało mnóstwo luster. Teraz Blair mógł zobaczyć w nich swoje odbicie. Był niskim, szczupłym chłopakiem o nieco dziecięcych rysach twarzy i spokojnym spojrzeniu głębokich, zielonych oczu, przesłoniętych przydługą, czarną grzywką. W ogóle jego włosy układały się to w jedną, to w drugą stronę. Jego uwagę przykuło również skromne, brudne ubranie, które miał na sobie. Przyszło mu do głowy, że mógł te ubrania nosić przed śmiercią. Zaintrygowało go to.
            Znaleźli się w ogromnym, bogato urządzonym pokoju. Znajdowało się tam już kilka osób. Blair spłoszył się, chowając za swojego opiekuna. Ten uśmiechnął się i, łapiąc go za ramiona, postawił przed sobą.
            - Drodzy państwo. To jest Blair, mój podopieczny – powiedział z dumą. Czarnowłosy nie zrozumiał, czym szatyn się tak szczyci. Z wielkiego krzesła wstał barczysty mężczyzna i podszedł do nich.
            - A więc wreszcie mogę poznać nasz nowy nabytek. Długo czekaliśmy, aż się obudzisz, wiesz? – mruknął miłym dla ucha, niskim głosem. Zielonooki uśmiechnął się nieśmiało.
            - Teraz czeka go szkolenie, prawda? – dołączyła do nich jakaś kobieta. Złapała chłopaka za policzki i pociągnęła w swoją stronę. – Jesteś taki słodziutki. Ale cały brudny. Trzeba cię wykąpać – zmarszczyła nos.
            - Elle, zajmiesz się tym? – spytał ją Anthony. – A zaraz po tym zaczniemy szkolenie – tym razem zwrócił się do Blaira. – To nie może czekać.
            Czarnowłosy kiwnął głową. Pozwolił zaciągnąć się do łazienki, umyć i przebrać. Ciągle się zastanawiał, o co w tym wszystkim chodzi.
* * *
            Szkolenie nie było tak naprawdę szkoleniem, a jedynie wykładem na temat obowiązków dusz, przebywających w czyśćcu. Po jego zakończeniu Blair został wysłany do miasta znajdującego się poniżej. Miał odnaleźć pewnego człowieka i zostać z nim aż do jego śmierci.
            Wędrując po dachach różnych budynków, chłopak wspominał słowa swojego opiekuna. Były dla niego dziwne i nie do końca zrozumiałe.
            „- Zostaniesz wysłany do Londynu, nad którym się znajdujemy. Odnajdziesz pewnego młodzieńca, który jest bliski śmierci. Masz przy nim zostać, dopóki nie umrze, a wtedy ochronisz jego duszę przed demonami, do przybycia kogoś, kto ją zabierze do czyśćca – mówił szatyn. - Chłopak nazywa się Christian Woods. Pamiętaj o dwóch ważnych zasadach. Nie nawiązujemy kontaktu z żywymi i nie próbujemy zmienić ich przeznaczenia.”
            „Christian Woods”, pomyślał czarnowłosy. „Ciekawe, jakie jest jego życie.. Czy szczęśliwe? A może przeciwnie?”, zastanawiał się. Niedługo miał się tego dowiedzieć. W końcu był już blisko celu.
            Zielonooki przystanął na chwilę, ciesząc oczy panoramą miasta. Patrzył z zachwytem na wysokie budynki oświetlone neonami, samochody pędzące po ulicach, a także na ludzi, którzy, mimo że był środek nocy, przemierzali ulice w sobie tylko znanym kierunku. Blair uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedział, jak wyglądało jego życie, ale zazdrościł im, że mogą spędzać swoje dni w tym miejscu.
            Pokręcił głową, by odgonić błahe myśli. Miał misję do wykonania i musiał jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Ruszył w dalszą drogę, przedtem rzucając ostatnie tęskne spojrzenie w kierunku ulic Londynu.          
* * *
            Na skraju miasta, w pewnym domu, przebywał jego cel. Usiadł na zewnętrznym parapecie okna sypialni Christiana. Przez szybę widział, jak chłopak śpi w swoim łóżku. Blair westchnął. Nie mógł wejść do środka, dopóki ktoś nie otworzy okna, a do świtu zostało jeszcze parę godzin. Dlaczego nie mógł wejść? Dopóki będzie przebywał w czyśćcu, domy zamieszkane przez ludzi ochrzczonych będą poza jego zasięgiem. Chyba, że ktoś wpuści go do wnętrza budynku, otwierając drzwi lub okna. Dlatego musiał czekać. Usiadł wygodnie na wąskim parapecie.
            Pokój Christiana, jak zdążył zauważyć, był utrzymany w ciemnych barwach. Na najbliższych oknu ścianach wisiało kilka plakatów jakichś ludzi. Blair był ciekawy, jakich. Może w jakiś sposób byli ważni dla tego chłopaka? Możliwe. Oglądał pokój dalej, choć miał ograniczone pole widzenia. W jednym z kątów stało drewniane biurko zawalone różnymi papierami i zeszytami. Myśl, co mogłyby zawierać, zaintrygowała czarnowłosego. Ale nie poświęcił im zbyt dużo uwagi. Zainteresował go futerał leżący na podłodze. Blair nigdy nie widział czegoś takiego. Zadrżał. Zrobiło się zimno. Dalsze oglądanie pokoju musiał więc przełożyć na moment, kiedy wpuszczą go do domu. Zgarbił się, obejmując kolana ramionami. Teraz pozostało tylko dotrwać do świtu.
            Kiedy tylko na niebie wzeszło słońce, na parterze budynku ktoś zaczął się krzątać. Do drzwi pokoju Christiana zapukała jego matka, budząc go jak co dzień. Chłopak nie miał ochoty wstawać, więc tylko machnął ręką i zakopał się bardziej w pościeli. Kobieta, słysząc brak reakcji, weszła do środka.
            - Znowu nie zasłoniłeś okien – mruknęła do syna. Otworzyła jedno z nich. To, na parapecie którego siedział Blair. Zielonooki wykorzystał to, wślizgując się do pokoju. Nie musiał się obawiać, że zostanie odkryty. Jak mówił Anthony, śmiertelnicy nie widzieli zmarłych. Usiadł więc w kącie, obserwując matkę Christiana. Była średniego wzrostu kobietą o długich, jasnych włosach i ciepłym uśmiechu. Jej niebieskie oczy błyszczały delikatnie, gdy patrzyła na swoje dziecko. Chociaż z tonu jej głosu można by było wywnioskować, że jest zła, wcale tak nie było. Wręcz przeciwnie. Wydawała się bardzo szczęśliwa, budząc syna do szkoły. Zielonooki zmarszczył nos. Nie rozumiał tego. Dlaczego nie jest zła, skoro Christian ją zignorował?
            W końcu Woods wstał, obrzucając matkę zaspanym spojrzeniem. Jego oczy również były niebieskie, tylko ciemniejsze. Podczas gdy pani Woods miała tęczówki koloru nieba, te Christiana przypominały bardziej głębię oceanu albo granat nocy. Niemniej, chłopak był strasznie podobny do swojej rodzicielki. Te same usta, nos, rysy twarzy przywodzące na myśl księcia i królową z bajki, kolor włosów. Różnili się tylko tym, że on był nieco od niej wyższy.
            - Ubieraj się, zaraz będzie śniadanie – powiedziała, klepiąc go w policzek. Wyszła. Blondyn wziął do rąk jakieś ubrania, a także grzebień, po czym wszedł do jakiegoś pomieszczenia, pachnącego mydłem. Za nim zamknęły się drzwi. Blair pomyślał, że tam nic złego nie powinno mu się stać, więc dalej siedział w kącie. Miał rację. Po jakimś czasie Woods wyszedł, przebrany i uczesany. Zszedł na dół, na śniadanie. Dopiero wtedy zielonooki wstał i ruszył za nim.
            Dom niebieskookiego i jego matki był niewielki i miał tylko jedno piętro. Został jednak przytulnie urządzony. Czarnowłosy aż czuł ciepło przenikające ze ścian i tulące go do siebie z każdej strony. Uśmiechnął się. Weszli do skromnej kuchni. Christian usiadł przy zastawionym stole i wziął się za jedzenie. Jego matka zrobiła to samo. Blair oparł się o ścianę i obserwował ich, zastanawiając się, co jaki ma smak.
* * *
            Wyszli z domu. Zielonooki musiał niemal biec, by dotrzymać mu kroku. Zasępił się. Czy on też jadł z mamą śniadanie, kiedy jeszcze żył? Czy miał taki piękny dom? Jak w ogóle umarł? Jego rozmyślania przerwał fakt, że ktoś podszedł do Christiana. Blair pomyślał, że to pewnie jego przyjaciel. Ale nie. Ten chłopak zabrał blondynowi plecak i uciekł, śmiejąc się głośno. Niebieskooki stanął, zacisnął zęby i wymamrotał kilka brzydkich słów. Poszedł dalej.
            Niedługo później znaleźli się w szkole. Woods kipiał wściekłością. Czarnowłosy podejrzewał, że to z powodu utraconego plecaka. Tak właśnie było.
            - O, cześć, pedałku – zakpił jakiś uczeń. Razem z nim szło kilku potężnie zbudowanych nastolatków. – Gdzie masz plecak?
            - O, cześć, kretynie. Gdzie masz mózg? – odciął się Christian.  Tamci otoczyli go zwartą grupą.
            - Mówiłeś coś, cioto? – warknął obrażony chłopak. Blondyn prychnął.
            - Nie dość, że głupi, to jeszcze głuchy.
            - Zamknij się, pedale! – wycedził.
            - Pedał, ciota. Znasz tylko te dwa określenia? Żałosne – westchnął Woods. Poszedł dalej, a grupa rozstąpiła się, puszczając go. Kompletnie ignorował nawoływania tamtego. Nie przejął się też, kiedy dostał swoim plecakiem w plecy. Po prostu wziął go i ruszył do klasy.
            Przez cały dzień Blair był świadkiem jak Christian jest bity i wyzywany. Czarnowłosy zaczął się bać o blondyna. Próbował kilka razy zasłonić go swoim ciałem, gdy czymś rzucali, jednak przedmioty przelatywały przez niego, jakby nie istniał.
            - No tak.. – westchnął. – W końcu jestem duchem.
            Wtedy niebieskooki rozejrzał się dookoła. Zupełnie, jakby usłyszał słowa Blaira. A przynajmniej tak to wyglądało. Zielonooki pomyślał jednak, że to niemożliwe. Mimo to, do końca szkolnego dnia nie powiedział już ani słowa.
            Gdy wracali do domu, nic szczególnego się nie stało. Woods po prostu szedł, a czarnowłosy dotrzymywał mu kroku. Zatrzymali się dopiero przed jakimś plakatem.
            - „Czy chcesz poznać życie pozagrobowe? A może musisz porozmawiać z kimś, kto już nie żyje? Nie wahaj się! Zakup tabliczkę Ouija i urządź seans już tej nocy!” – przeczytał Christian. – Pff. Głupoty – ruszył dalej. Czarnowłosy jeszcze przez chwilę wpatrywał się w reklamę. Przypomniały mu się słowa Anthony’ego i zasada: „Nie nawiązujemy kontaktu z żywymi.” Pokręcił głową i dogonił blondyna, zrównując z nim krok.
            Christian otworzył drzwi i wszedł do środka. Blair szybko wślizgnął się za nim. Przystanął i zaczął węszyć. W całym domu pachniało czymś pysznym.
            - Wróciłem – powiedział głośno blondyn. Z kuchni wyłoniła się sylwetka jego matki.
            - To dobrze – uśmiechnęła się. – Myj ręce i siadaj do stołu. Obiad za chwilę.
            Blondyn zaniósł plecak do pokoju i rzucił go na łóżko. Z politowaniem zauważył przyczepioną do niego kartkę z napisem: „Pedał”. Westchnął. Nie chciał się tym przejmować. To ich sprawa, że nie akceptują jego orientacji. Ale denerwowała go ta ich dziecinność. Przecież tym, że się nad nim znęcają, nic nie zmienią. Wszedł do łazienki i umył ręce. Poszedł do kuchni. Matka poprosiła go, aby nakrył do stołu. Zrobił to. Po chwili już siedzieli, jedząc obiad. Blair usiadł na kuchennym blacie. Próbował złapać pomarańczę leżącą w koszyku, ale jego palce przez nią przechodziły. Westchnął cicho, dając sobie spokój.
            - Jak było w szkole? – spytała kobieta swojego syna. Ten tylko coś odburknął. – Spokojnie. Wiesz, że możesz mi powiedzieć – szepnęła.
            - Co mam ci mówić? Że znowu się do mnie przywalili? Że zabrali mi plecak, jak szedłem do szkoły? To chcesz usłyszeć? – jęknął.
            - Christian.. – wstała i podeszła do niego. Przytuliła go do siebie. – Synku..
            - Co ja im zrobiłem? Przecież nie dotknąłem nigdy żadnego z nich ani nawet nie szukałem kontaktu. Gdybym któregoś podrywał albo pocałował, to zrozumiałbym ich zachowanie, ale tak? – szepnął.
            - Wiesz.. Kiedy ludzie mają do czynienia z czymś, co jest inne od założeń, które przyjęli.. od tego, co uznali za właściwe, wpadają w panikę. I często stają się agresywni – powiedziała cicho, głaszcząc go po włosach. – To nie twoja wina, Chris – pocałowała go w czubek głowy. – Ty nie zrobiłeś nic złego.
            Patrząc na nich, Blair poczuł zazdrość. Znów chciał znaleźć się na czyimś miejscu. Chciał mieć taką mamę, jaką miał Christian. Chciał mieć dokąd wracać, z kim rozmawiać. Chciał żyć. Ale nic i nikt nie zwróci mu życia. Utracił je. Po jego policzku spłynęła łza. Zamknął oczy. Naprawdę… nie miał ochoty teraz na nich patrzeć.
* * *
Opowiadanie zamierzam podzielić na trzy/cztery części, żeby Was trochę pomęczyć. ;3 To.. tyle. Wracam na trzeci dzień festynu z obietnicą, że za maks tydzień znów tu zajrzę i coś wrzucę. Idę świętować. :3 Do następnego! ^^

3 komentarze:

  1. Ooooo~! Jak oryginalnie~! Jak Ty nas umiesz zgrabnie wprowadzić w historię *^* Z początku myślałam, że to właśnie w tym Czyśćcu będzie akcja, a tu na dole. Ciekawe, czy Blair dostosuje się do zasad :> Fajnie się czyta o tym, jak on jest ciekawy swojego życia xd Biedny Chris~ Usłyszał go wtedy? :D:D No, to ja czekam, patrz, i ja, i Ty dodajemy (no, Ty jeszcze nie zaczęłaś) w odstępach około tydzień :D Tylko mnie się już zapas skończył ._." Czekam więc - jak zawsze - niecierpliwie na następną część :D
    Pomęcz nas, pomęcz, ja to lubię ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Och! Czekałam aż coś napiszesz =w= I w sumie, jestem bardzo zadowolona. Jak zwykle, zresztą. Bo ty po prostu umiesz pisać i to jest baaardzo ciekawe ^_^ Miałam nadzieję, że części będzie więcej. Jak już masz pisać coś dłuższego, niech to nie ma końca. Nie chcę żebyś od nas odchodziła .__. Czekam na więcej! Duużo więcej. Więc szybko coś pisz :) Btw, na początku myślałam, że od razu będą jakieś dzikie seksy. Już w pierwszym akapicie. Taki miły początek XD
    Więc jeszcze raz: najlepszego, bejb :) Mam nadzieję, że genialnie się bawiłaś~
    I mam dla ciebie zdjęcie XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    bardzo ciekawie się zapowiada, biedny Christian jest upokarzany każdego dnia...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń