* * *
Obudził się w jakimś ciemnym, pustym
pomieszczeniu. Leżał na kamiennej podłodze. Wstał i otrzepał się z
niewidzialnego kurzu. To był już jego nawyk. Zawsze tak robił, kiedy podnosił
się po upadku z drzewa, w.. właściwie, to gdzie? Nie pamiętał. Skupił się,
próbując odnaleźć wspomnienie. Nic a nic. Oddzielała go od niego gruba, ciemna
powłoka, przez którą nie mógł się przedrzeć. Niczego nie pamiętał. Jak
wyglądał, żył, kim był. Usiadł z powrotem na zimnej posadzce. Westchnął. Czuł
się niepewnie. To nie było miłe uczucie, nic o sobie nie wiedzieć. Zamyślił
się.
Drewniane drzwi uchyliły się z
głośnym skrzypnięciem, wpuszczając do pomieszczenia nieco światła. On
natychmiast ocknął się z rozmyślań. Nawet nie zauważył wcześniej, że było tu
coś takiego jak drzwi. Do środka wszedł wysoki mężczyzna o długich,
jasnobrązowych włosach, spiętych w kucyk. Uśmiechnął się ciepło, patrząc na
niego.
- Wstań – powiedział. On wykonał
sztywno polecenie, nie spuszczając wzroku z szatyna. – Spokojnie. Nic ci nie
zrobię. Nazywam się Anthony. Będę twoim opiekunem przez jakiś czas – znów się
uśmiechnął. Jego szare oczy wyglądały jak małe gwiazdki.
- A.. wiesz może.. kim ja jestem? –
spytał on ochrypłym głosem. Zdziwił się i zastanowił, przez ile czasu w ogóle
nic nie mówił.
- Oczywiście. Masz na imię Blair.
Nazwiska nie znam. Niestety – westchnął Anthony.
- Blair.. – powtórzył on. –
Rozumiem..
- Czy masz jeszcze jakieś pytania?
- Gdzie jestem? Jak się tu
znalazłem? Czemu nic nie pamiętam?
- Spokojnie.. Powoli. Zacznijmy od
początku. Jesteś w czyśćcu. Mówiąc „czyściec”, mam na myśli miejsce zawieszone
nad niebem, piekłem i ziemią. To taki przystanek przed pójściem w górę lub w
dół – szatyn urwał. – Jak się tu znalazłeś? Tak, jak wszyscy. Żyłeś na ziemi, a
potem umarłeś. I to chyba bezpośrednia przyczyna twojej amnezji, nie wiem.
Nieczęsto się to zdarza.
- Rozumiem.. – powtórzył Blair.
Układał sobie wszystko w głowie.
- Pomyślisz później. Chodźmy. –
Anthony złapał go za rękę. Opuścili puste pomieszczenie.
Szatyn przeprowadził go przez
ogromny korytarz ze ścianami, na których wisiało mnóstwo luster. Teraz Blair
mógł zobaczyć w nich swoje odbicie. Był niskim, szczupłym chłopakiem o nieco
dziecięcych rysach twarzy i spokojnym spojrzeniu głębokich, zielonych oczu,
przesłoniętych przydługą, czarną grzywką. W ogóle jego włosy układały się to w
jedną, to w drugą stronę. Jego uwagę przykuło również skromne, brudne ubranie,
które miał na sobie. Przyszło mu do głowy, że mógł te ubrania nosić przed
śmiercią. Zaintrygowało go to.
Znaleźli się w ogromnym, bogato
urządzonym pokoju. Znajdowało się tam już kilka osób. Blair spłoszył się, chowając
za swojego opiekuna. Ten uśmiechnął się i, łapiąc go za ramiona, postawił przed
sobą.
- Drodzy państwo. To jest Blair, mój
podopieczny – powiedział z dumą. Czarnowłosy nie zrozumiał, czym szatyn się tak
szczyci. Z wielkiego krzesła wstał barczysty mężczyzna i podszedł do nich.
- A więc wreszcie mogę poznać nasz
nowy nabytek. Długo czekaliśmy, aż się obudzisz, wiesz? – mruknął miłym dla
ucha, niskim głosem. Zielonooki uśmiechnął się nieśmiało.
- Teraz czeka go szkolenie, prawda?
– dołączyła do nich jakaś kobieta. Złapała chłopaka za policzki i pociągnęła w
swoją stronę. – Jesteś taki słodziutki. Ale cały brudny. Trzeba cię wykąpać –
zmarszczyła nos.
- Elle, zajmiesz się tym? – spytał
ją Anthony. – A zaraz po tym zaczniemy szkolenie – tym razem zwrócił się do
Blaira. – To nie może czekać.
Czarnowłosy kiwnął głową. Pozwolił
zaciągnąć się do łazienki, umyć i przebrać. Ciągle się zastanawiał, o co w tym
wszystkim chodzi.
* * *
Szkolenie nie było tak naprawdę
szkoleniem, a jedynie wykładem na temat obowiązków dusz, przebywających w
czyśćcu. Po jego zakończeniu Blair został wysłany do miasta znajdującego się
poniżej. Miał odnaleźć pewnego człowieka i zostać z nim aż do jego śmierci.
Wędrując po dachach różnych
budynków, chłopak wspominał słowa swojego opiekuna. Były dla niego dziwne i nie
do końca zrozumiałe.
„- Zostaniesz wysłany do Londynu,
nad którym się znajdujemy. Odnajdziesz pewnego młodzieńca, który jest bliski
śmierci. Masz przy nim zostać, dopóki nie umrze, a wtedy ochronisz jego duszę
przed demonami, do przybycia kogoś, kto ją zabierze do czyśćca – mówił szatyn.
- Chłopak nazywa się Christian Woods. Pamiętaj o dwóch ważnych zasadach. Nie
nawiązujemy kontaktu z żywymi i nie próbujemy zmienić ich przeznaczenia.”
„Christian Woods”, pomyślał czarnowłosy.
„Ciekawe, jakie jest jego życie.. Czy szczęśliwe? A może przeciwnie?”,
zastanawiał się. Niedługo miał się tego dowiedzieć. W końcu był już blisko
celu.
Zielonooki przystanął na chwilę,
ciesząc oczy panoramą miasta. Patrzył z zachwytem na wysokie budynki oświetlone
neonami, samochody pędzące po ulicach, a także na ludzi, którzy, mimo że był
środek nocy, przemierzali ulice w sobie tylko znanym kierunku. Blair uśmiechnął
się delikatnie. Nie wiedział, jak wyglądało jego życie, ale zazdrościł im, że mogą
spędzać swoje dni w tym miejscu.
Pokręcił głową, by odgonić błahe
myśli. Miał misję do wykonania i musiał jak najszybciej znaleźć się na miejscu.
Ruszył w dalszą drogę, przedtem rzucając ostatnie tęskne spojrzenie w kierunku
ulic Londynu.
* * *
Na skraju miasta, w pewnym domu,
przebywał jego cel. Usiadł na zewnętrznym parapecie okna sypialni Christiana.
Przez szybę widział, jak chłopak śpi w swoim łóżku. Blair westchnął. Nie mógł
wejść do środka, dopóki ktoś nie otworzy okna, a do świtu zostało jeszcze parę
godzin. Dlaczego nie mógł wejść? Dopóki będzie przebywał w czyśćcu, domy
zamieszkane przez ludzi ochrzczonych będą poza jego zasięgiem. Chyba, że ktoś
wpuści go do wnętrza budynku, otwierając drzwi lub okna. Dlatego musiał czekać.
Usiadł wygodnie na wąskim parapecie.
Pokój Christiana, jak zdążył
zauważyć, był utrzymany w ciemnych barwach. Na najbliższych oknu ścianach
wisiało kilka plakatów jakichś ludzi. Blair był ciekawy, jakich. Może w jakiś
sposób byli ważni dla tego chłopaka? Możliwe. Oglądał pokój dalej, choć miał
ograniczone pole widzenia. W jednym z kątów stało drewniane biurko zawalone
różnymi papierami i zeszytami. Myśl, co mogłyby zawierać, zaintrygowała
czarnowłosego. Ale nie poświęcił im zbyt dużo uwagi. Zainteresował go futerał
leżący na podłodze. Blair nigdy nie widział czegoś takiego. Zadrżał. Zrobiło
się zimno. Dalsze oglądanie pokoju musiał więc przełożyć na moment, kiedy
wpuszczą go do domu. Zgarbił się, obejmując kolana ramionami. Teraz pozostało
tylko dotrwać do świtu.
Kiedy tylko na niebie wzeszło
słońce, na parterze budynku ktoś zaczął się krzątać. Do drzwi pokoju Christiana
zapukała jego matka, budząc go jak co dzień. Chłopak nie miał ochoty wstawać,
więc tylko machnął ręką i zakopał się bardziej w pościeli. Kobieta, słysząc
brak reakcji, weszła do środka.
- Znowu nie zasłoniłeś okien –
mruknęła do syna. Otworzyła jedno z nich. To, na parapecie którego siedział
Blair. Zielonooki wykorzystał to, wślizgując się do pokoju. Nie musiał się
obawiać, że zostanie odkryty. Jak mówił Anthony, śmiertelnicy nie widzieli
zmarłych. Usiadł więc w kącie, obserwując matkę Christiana. Była średniego
wzrostu kobietą o długich, jasnych włosach i ciepłym uśmiechu. Jej niebieskie
oczy błyszczały delikatnie, gdy patrzyła na swoje dziecko. Chociaż z tonu jej
głosu można by było wywnioskować, że jest zła, wcale tak nie było. Wręcz
przeciwnie. Wydawała się bardzo szczęśliwa, budząc syna do szkoły. Zielonooki
zmarszczył nos. Nie rozumiał tego. Dlaczego nie jest zła, skoro Christian ją
zignorował?
W końcu Woods wstał, obrzucając
matkę zaspanym spojrzeniem. Jego oczy również były niebieskie, tylko
ciemniejsze. Podczas gdy pani Woods miała tęczówki koloru nieba, te Christiana
przypominały bardziej głębię oceanu albo granat nocy. Niemniej, chłopak był strasznie
podobny do swojej rodzicielki. Te same usta, nos, rysy twarzy przywodzące na
myśl księcia i królową z bajki, kolor włosów. Różnili się tylko tym, że on był
nieco od niej wyższy.
- Ubieraj się, zaraz będzie
śniadanie – powiedziała, klepiąc go w policzek. Wyszła. Blondyn wziął do rąk
jakieś ubrania, a także grzebień, po czym wszedł do jakiegoś pomieszczenia,
pachnącego mydłem. Za nim zamknęły się drzwi. Blair pomyślał, że tam nic złego
nie powinno mu się stać, więc dalej siedział w kącie. Miał rację. Po jakimś
czasie Woods wyszedł, przebrany i uczesany. Zszedł na dół, na śniadanie.
Dopiero wtedy zielonooki wstał i ruszył za nim.
Dom niebieskookiego i jego matki był
niewielki i miał tylko jedno piętro. Został jednak przytulnie urządzony.
Czarnowłosy aż czuł ciepło przenikające ze ścian i tulące go do siebie z każdej
strony. Uśmiechnął się. Weszli do skromnej kuchni. Christian usiadł przy
zastawionym stole i wziął się za jedzenie. Jego matka zrobiła to samo. Blair
oparł się o ścianę i obserwował ich, zastanawiając się, co jaki ma smak.
* * *
Wyszli z domu. Zielonooki musiał
niemal biec, by dotrzymać mu kroku. Zasępił się. Czy on też jadł z mamą
śniadanie, kiedy jeszcze żył? Czy miał taki piękny dom? Jak w ogóle umarł? Jego
rozmyślania przerwał fakt, że ktoś podszedł do Christiana. Blair pomyślał, że
to pewnie jego przyjaciel. Ale nie. Ten chłopak zabrał blondynowi plecak i
uciekł, śmiejąc się głośno. Niebieskooki stanął, zacisnął zęby i wymamrotał
kilka brzydkich słów. Poszedł dalej.
Niedługo później znaleźli się w
szkole. Woods kipiał wściekłością. Czarnowłosy podejrzewał, że to z powodu
utraconego plecaka. Tak właśnie było.
- O, cześć, pedałku – zakpił jakiś
uczeń. Razem z nim szło kilku potężnie zbudowanych nastolatków. – Gdzie masz
plecak?
- O, cześć, kretynie. Gdzie masz
mózg? – odciął się Christian. Tamci
otoczyli go zwartą grupą.
- Mówiłeś coś, cioto? – warknął
obrażony chłopak. Blondyn prychnął.
- Nie dość, że głupi, to jeszcze
głuchy.
- Zamknij się, pedale! – wycedził.
- Pedał, ciota. Znasz tylko te dwa
określenia? Żałosne – westchnął Woods. Poszedł dalej, a grupa rozstąpiła się,
puszczając go. Kompletnie ignorował nawoływania tamtego. Nie przejął się też,
kiedy dostał swoim plecakiem w plecy. Po prostu wziął go i ruszył do klasy.
Przez cały dzień Blair był świadkiem
jak Christian jest bity i wyzywany. Czarnowłosy zaczął się bać o blondyna.
Próbował kilka razy zasłonić go swoim ciałem, gdy czymś rzucali, jednak
przedmioty przelatywały przez niego, jakby nie istniał.
- No tak.. – westchnął. – W końcu
jestem duchem.
Wtedy niebieskooki rozejrzał się
dookoła. Zupełnie, jakby usłyszał słowa Blaira. A przynajmniej tak to
wyglądało. Zielonooki pomyślał jednak, że to niemożliwe. Mimo to, do końca
szkolnego dnia nie powiedział już ani słowa.
Gdy wracali do domu, nic
szczególnego się nie stało. Woods po prostu szedł, a czarnowłosy dotrzymywał mu
kroku. Zatrzymali się dopiero przed jakimś plakatem.
- „Czy chcesz poznać życie
pozagrobowe? A może musisz porozmawiać z kimś, kto już nie żyje? Nie wahaj się!
Zakup tabliczkę Ouija i urządź seans już tej nocy!” – przeczytał Christian. –
Pff. Głupoty – ruszył dalej. Czarnowłosy jeszcze przez chwilę wpatrywał się w
reklamę. Przypomniały mu się słowa Anthony’ego i zasada: „Nie nawiązujemy
kontaktu z żywymi.” Pokręcił głową i dogonił blondyna, zrównując z nim krok.
Christian otworzył drzwi i wszedł do
środka. Blair szybko wślizgnął się za nim. Przystanął i zaczął węszyć. W całym
domu pachniało czymś pysznym.
- Wróciłem – powiedział głośno
blondyn. Z kuchni wyłoniła się sylwetka jego matki.
- To dobrze – uśmiechnęła się. – Myj
ręce i siadaj do stołu. Obiad za chwilę.
Blondyn zaniósł plecak do pokoju i
rzucił go na łóżko. Z politowaniem zauważył przyczepioną do niego kartkę z
napisem: „Pedał”. Westchnął. Nie chciał się tym przejmować. To ich sprawa, że
nie akceptują jego orientacji. Ale denerwowała go ta ich dziecinność. Przecież
tym, że się nad nim znęcają, nic nie zmienią. Wszedł do łazienki i umył ręce.
Poszedł do kuchni. Matka poprosiła go, aby nakrył do stołu. Zrobił to. Po
chwili już siedzieli, jedząc obiad. Blair usiadł na kuchennym blacie. Próbował
złapać pomarańczę leżącą w koszyku, ale jego palce przez nią przechodziły.
Westchnął cicho, dając sobie spokój.
- Jak było w szkole? – spytała kobieta
swojego syna. Ten tylko coś odburknął. – Spokojnie. Wiesz, że możesz mi
powiedzieć – szepnęła.
- Co mam ci mówić? Że znowu się do
mnie przywalili? Że zabrali mi plecak, jak szedłem do szkoły? To chcesz
usłyszeć? – jęknął.
- Christian.. – wstała i podeszła do
niego. Przytuliła go do siebie. – Synku..
- Co ja im zrobiłem? Przecież nie
dotknąłem nigdy żadnego z nich ani nawet nie szukałem kontaktu. Gdybym któregoś
podrywał albo pocałował, to zrozumiałbym ich zachowanie, ale tak? – szepnął.
- Wiesz.. Kiedy ludzie mają do
czynienia z czymś, co jest inne od założeń, które przyjęli.. od tego, co uznali
za właściwe, wpadają w panikę. I często stają się agresywni – powiedziała
cicho, głaszcząc go po włosach. – To nie twoja wina, Chris – pocałowała go w
czubek głowy. – Ty nie zrobiłeś nic złego.
Patrząc na nich, Blair poczuł
zazdrość. Znów chciał znaleźć się na czyimś miejscu. Chciał mieć taką mamę,
jaką miał Christian. Chciał mieć dokąd wracać, z kim rozmawiać. Chciał żyć. Ale
nic i nikt nie zwróci mu życia. Utracił je. Po jego policzku spłynęła łza.
Zamknął oczy. Naprawdę… nie miał ochoty teraz na nich patrzeć.
* * *
Opowiadanie zamierzam podzielić na trzy/cztery części, żeby Was trochę pomęczyć. ;3 To.. tyle. Wracam na trzeci dzień festynu z obietnicą, że za maks tydzień znów tu zajrzę i coś wrzucę. Idę świętować. :3 Do następnego! ^^
Ooooo~! Jak oryginalnie~! Jak Ty nas umiesz zgrabnie wprowadzić w historię *^* Z początku myślałam, że to właśnie w tym Czyśćcu będzie akcja, a tu na dole. Ciekawe, czy Blair dostosuje się do zasad :> Fajnie się czyta o tym, jak on jest ciekawy swojego życia xd Biedny Chris~ Usłyszał go wtedy? :D:D No, to ja czekam, patrz, i ja, i Ty dodajemy (no, Ty jeszcze nie zaczęłaś) w odstępach około tydzień :D Tylko mnie się już zapas skończył ._." Czekam więc - jak zawsze - niecierpliwie na następną część :D
OdpowiedzUsuńPomęcz nas, pomęcz, ja to lubię ;>
Och! Czekałam aż coś napiszesz =w= I w sumie, jestem bardzo zadowolona. Jak zwykle, zresztą. Bo ty po prostu umiesz pisać i to jest baaardzo ciekawe ^_^ Miałam nadzieję, że części będzie więcej. Jak już masz pisać coś dłuższego, niech to nie ma końca. Nie chcę żebyś od nas odchodziła .__. Czekam na więcej! Duużo więcej. Więc szybko coś pisz :) Btw, na początku myślałam, że od razu będą jakieś dzikie seksy. Już w pierwszym akapicie. Taki miły początek XD
OdpowiedzUsuńWięc jeszcze raz: najlepszego, bejb :) Mam nadzieję, że genialnie się bawiłaś~
I mam dla ciebie zdjęcie XD
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawie się zapowiada, biedny Christian jest upokarzany każdego dnia...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia