A więc, od 07.07 do 17.07 co najmniej przebywać będę na urlopie. Po tym okresie wrócę do Was i znów zaatakuję falą (mam nadzieję) moich tworów. :3
Dedykuję ten odcinek pomysłodawczyni, Sarin, a także Werze, która zawsze wspiera mnie z dupy wziętymi cytatami. :3 Pamiętajcie o tym, aby w komentarzu wskazać fragment i anime/mangę, którym/którą jest on inspirowany! A więc.. Let's enjoy! <3
* * *
Niech wszyscy zginą. Tak. Wszyscy
powinni zginąć. Aż mi się przypomniała taka ładna, vocaloidowa piosenka. „Niech
wszyscy zginą, niech wszyscy zginą, niech wszyscy zginą.. po drugiej stronie
tęczy!” Co.. Zaraz.. Nie.. Za dużo internetów na dzisiaj. Tak.
Tatata, to
był taki uroczy przerywnik. Dzień dobry, cześć i czołem! Lejdis end dżentelmen!
Za chwilę otworzę kopertę! To wiekopomna chwila. A więc.. zwycięzcą plebiscytu
na zjeba i ciamajdę roku jest…! (Panie Mietku, werble, proszę.)
...jestem
ja, panie i panowie.
Wielkie
brawa!
Wracając do
tematu. Siedzę w domu razem z Juliuszem, a tu za chwilę wparuje moja
rodzicielka ze swoją rodzicielką. Noż cholera marcepanowa i wszyscy święci!
Stop.. Nie.. Cholera nie jest marcepanowa, a cytrynowa, bałwanie jeden. No ja
nie mogę.. Ech.
- Czyli mamy bawić się w wolontariuszy, tak? – mruknął z
powątpiewaniem Julek, kiedy mu powiedziałem.
- Taa – westchnąłem. – Nie to, że coś, ale moja babcia niedosłyszy,
ale ma, kurna, sokoli wzrok, więc uważaj. I dostaniemy ją w zestawie z jej
najlepszym przyjacielem, panem wózkiem.
- Aha.. Spoko. A co ona je?
- Papki z nie wiadomo czego. Nieważne, czym to będzie, ważne, żeby
było zmielone. A, często wypada jej sztuczna szczęka, a wtedy wygląda jak
pomarszczony Freddy Krueger.
- O matko.. – jęknął. Nie dziwiłem mu się. Nic, co dotyczyło mojej
kochanej babuleńki, nie było zachęcające.
Zadzwonił
dzwonek. Matula pchnęła wózek w moją stronę. Gdyby nie to, że zwolnił na progu,
najpewniej by mnie przejechał. Szczęśliwa, że pozbyła się problemu, szybko
zamknęła drzwi i spierdzieliła. Podstępna, ruda wiedźma…! Westchnąłem i
spojrzałem na babkę. Zawzięcie mlaszczyła coś trzymanego w pomarszczonych
rękach.
- Dzień dobry, pani babciu – powiedział z uśmiechem Julsław.
Został pociągnięty za łańcuch przypięty do spodni.
- Poogryź mi to! – wręczyła emosowi obślinione, całkiem duże jabłko.
Julek rzucił tym, piszcząc jak mała dziewczynka.
- Ech, babciu, babciu – założyłem rękawiczki jednorazowe,
wrzuciłem jabłko do miksera i zmieliłem. Trzeba będzie go potem zdezynfekować.
Przełożyłem papkę do miski i dałem ją Julkowi, który właśnie próbował wodą
wypalić sobie skórę. – Masz, nakarm ją tym.
- ZWARIOWAŁEŚ?! Nie tknę niczego, co ten potwór miał w ustach!
Nawet przez łyżeczkę! – piszczał.
- Ech. Zero z ciebie pożytku, stary. Będę musiał sprawić sobie
nowego murzyna – podszedłem do babci. – No już, babuniu, otwieramy buźkę i
amamy. Aaaa…
- Myślisz, że ile mam lat, gówniarzu? – burknęła, sepleniąc, jak
to mają w zwyczaju ludzie bez zębów. Zacisnąłem zęby. Jak mnie ten emeryt
wkurwia! Moher pieprzony..
Udało mi się
wcisnąć w nią jabłczaną papkę. Przypłaciłem to ryjem całym w jabłku, oplutym
dywanem (drugi raz go będę czyścił!) i stopą zmiażdżoną przez koło wózka.
- Poddaję się! Rób, co chcesz, ty stara raszplo! Ale jak będziesz
głodna, to nie przychodź do mnie! – jęknąłem. Zdezynfekowałem siebie, mikser,
miskę i dywan. Całe szczęście, że moje ukochane futrzaki nie zdecydowały się
dołączyć do tej radosnej, jabłkowej orgii. Blech. Chyba mam uraz do tych
owoców.
- Mam ochotę na dobranockę! – powiedziała, kompletnie ignorując
moje słowa. Warknąłem cicho. Wtem, dzwonek zadzwonił po raz drugi dzisiejszego
dnia. Widząc, że Michnicki nie ma nawet zamiaru otwierać drzwi, ruszyłem zad w
ich kierunku.
Otworzyłem
i.. natychmiast tego pożałowałem. Dwóch gościów w garniakach, trzymających
stertę papierów mogło oznaczać tylko jedno. …JEHOWI AR KOMING.. ..Obym się
mylił..
- Dzień dobry. Czy ma pan chwilę, by porozmawiać o Bogu?
Kamil,
pieprzona cioto, powinieneś zostać jasnowidzem. Dorobiłbyś się fortuny za
pomocą smsów i programów ezoterycznych..
- Emm.. babcia nie pozwala mi rozmawiać z obcymi – jęknąłem głosem
niedorozwiniętego dziecka. Przynajmniej tak chciałem zabrzmieć. Po ich minach
wywnioskowałem, że jednak mi nie uwierzyli. Zakląłem w myślach. Musiałem szybko
coś wymyślić, żeby się ich pozbyć. Jehowi byli ostatnim, czego potrzebowałem w
tej chwili.
- Nalegamy.. – mruknął wyższy z gości. Szybka analiza, rzuć
pierwszy tekst, który wpadnie ci do głowy!
- Kościół jest w tamtą stronę – wskazałem w lewo. Wszyscy trzej
tam spojrzeliśmy. Sąsiad, który właśnie wychodził do kibla, ubrany jedynie w
gustowny, poplamiony tłuszczem, biały niegdyś podkoszulek i jakieś dziwne,
krótkie spodenki, spojrzał na nas ze zdziwieniem, spłonął burakiem i potruchtał
do kibelka. Ech, ci biedni ludzie, którzy nie mają kibla w mieszkaniu..
- Może jednak znalazłby pan chwilkę?
- No.. dobrze. Ale tylko na chwilkę. Jeśli tatuś zobaczy, że
wpuściłem obcych, zbije mnie pasem – postanowiłem pokonać ich tym, z czym
zmagałem się teraz sam.
- Kaaaamil! To nie chce zejść! – jęczał Julsław, będący gdzieś w okolicach
zlewu. Ustaliłem lokalizację babci. Właśnie dorwała grejpfruta i śliniła go
gdzieś w kącie pokoju. Dobra nasza!
- Juluuś.. Ręce same nie odpadną. Musisz im pomóc tym! –
wyciągnąłem z szuflady piękny, rzeźnicki tasak do mięsa. Uśmiechnąłem się przy
tym psychopatycznie.
- Nie lubię noży – miauknął. – Nie masz dynamitu?
- Skończył się przedwczoraj, kiedy sprzątałem po kolędzie – westchnąłem.
- Ojoj, to niedobrze.
Dobra, moje ręce zostawmy na później, jak już mamusia wróci z pracy. Przyniesie
nam nowe granaty do zabawy! – zapiszczał.
- Yay! Znowu będzie czym rzucać w sąsiadów!
- A pamiętasz, jaka była z nas dumna, kiedy trafiliśmy tej starej
szui spod piątki prosto w łeb!
- Pamiętam! Och, ale to była przednia zabawa!
Kątem oka
zauważyłem jak Jehowi bledną. Hehe, dobrze wam tak, pieprzeni domokrążcy.
Odechce wam się odwiedzania tej okolicy. Dyskretnie posłałem Juliuszowi
spojrzenie, które mówiło: „Masz coś wymyślić!” Podszedłem do naszych.. gości.
- A więc. O czym panowie chcieli porozmawiać ? – zapytałem z
lekkim uśmiechem. Jeden z nich przełknął ślinę i podał mi jakąś bzdurną
broszurkę.
- O Bogu – odparł niższy, ze szczurowatą twarzą. Nazwę go
Szczurek. Obaj byli zdenerwowani. Aha! Czyżbyście rzadko docierali do tego
momentu, panowie? Jesteście przyzwyczajeni raczej do drzwi zamykanych wam przed
nosem?
- Przepraszam.. nie bardzo rozumiem.. – zmarszczyłem teatralnie
breffkę. – Czym jest Bóg?
- Nie wie pan?!
- Nie wiem. A powinienem? – spytałem niewinnie. Szczurek zrobił
minę, jakby nie mógł się wysrać. Ten drugi, hm.. Świnek, bo ma taki świński
nos, jęknął cicho. Chyba powoli zaczynali mieć mnie dość.
Naszą
przecudowną rozmowę przerwało coś pełzającego po podłodze. Spojrzałem na to ze
zdziwieniem. Nie pamiętam, żebym hodował węża albo jakieś dżdżownice. A nie. To
Julek. Czyli zamierzasz zgrywać wariata, stary?
- Juluś.. Nieładnie pełzać po podłodze, kiedy mamy gości! –
pomogłem mu wstać. Musiałem go podtrzymać, inaczej znowu by wylądował na dole. –
Przepraszam panów, on znów ma atak – uśmiechnąłem się przepraszająco. – Mój
przyjaciel choruje na schizofrenię i często wydaje mu się, że jest kimś innym.
Teraz chyba padło na dżdżownicę. A może na węża?
- Chcę.. chcę ich zjeść.. Mogę ich zjeść, mamusiu?
- A nie. To jednak psychopata. Przepraszam za pomyłkę.
- Zjem ich wątroby..! Z uszu zrobię naszyjnik.. A oczy wydłubię i
postawię na telewizorze! – wyrywał się teatralnie. Tak naprawdę nie wkładał w
to zbyt dużo siły.
- Proszę się nim nie przejmować – znów posłałem im mój firmowy
uśmiech. – Na czym skończyliśmy? Ach, tak. Na tym całym Bogu. No więc? Czym on
jest?
- On.. – Szczurek zaczął, obserwując uważnie Julka. Był
wystraszony. – On.. stworzył niebo i
ziemię.. a także ludzkość..
- A kim panowie są? – spytałem z lekkim rozczarowaniem.
Spodziewałem się lepszego wyjaśnienia.
- My.. – tym razem odezwał się Świnek. Przy każdym słowie zabawnie
poruszał nosem. Wpatrywałem się w to jak zahipnotyzowany. – My jesteśmy jego
świadkami, świadkami Jehowy. Głosimy wiarę i Jego słowo tam, gdzie to możliwe.
Czyli po
prostu jesteście domokrążcami, którzy nie mają jaj, by założyć sobie kościół
albo coś takiego, tylko wpieprzają się ludziom do domów i rozdają te śmieszne
ulotki. Przy okazji, widzę, że Szczurek nawiązał współpracę z Julkiem i wepchnął
mu parę broszur. Pin pon! Właśnie na coś wpadłem.
- Ach. Rozumiem. Ale mamusia nie pozwoliła mi wstępować do sekty –
powiedziałem. No, jeśli to ich nie wykurzy, to ja już nie wiem.
A jednak. Nie
udało mi się, już to widzę. Stoją jak te trusie, zmieszani i wystraszeni, ale
ruszyć dup nie mają zamiaru. A to wytrzymałe bestie! Co ich powali, jak nie
skondensowana dawka mnie i Juliusza?!
- Wnusiu.. – odezwała się babcia z kąta, na chwilę przerywając
zasysanie skórki grejpfruta. Jej głos był doprawdy przerażający. Brzmiała jak
jakaś zjawa. – Powiedz tym ładnym panom, aby dali więcej papierków, będzie czym
palić w piecu..
I to podziałało.
To nareszcie, kuźwa, podziałało. Panowie obrócili się, otworzyli drzwi i, z
szybkością Pershinga, wypierdolili z mojego skromnego mieszkanka, cały czas
krzycząc jak gwałcone dziewice. No, doprawdy, co to za zachowanie. Manier za
grosz! Jakbyśmy próbowali co najmniej na śmierć ich wystraszyć, wszelkimi
dostępnymi, humanitarnymi sposobami.
Julsław
stanął na pewnych nogach i zaczął wiwatować. Przybiliśmy sobie zasłużoną
piąteczkę. Zaryglowałem porządnie drzwi, zebrałem wszystkie śmieci, które od
nich dostaliśmy. Wywaliłem je przez okno. Ups, chyba ktoś dostał nimi w łeb.
Nieważne.
- Dzięki, babciu – uśmiechnąłem się szeroko.
- Kim byli ci ładni panowie? – spytała, powróciwszy do
maltretowania językiem owocu. Bleech. Tak. Jej też trzeba się będzie pozbyć.
- Ci dwaj panowie należeli do bardzo złej sekty, która porywa
takie urocze, biedne babcie, żeby potem zrobić z nich pyszne ciasta –
powiedziałem. Aż się wzdrygnęła.
- Kamil, jesteś niedobry dla pani babci – odparł z udawanym
wyrzutem Julek. Parsknąłem. Wziąłem telefon i wykręciłem numer do mojego
ukochanego, młodszego braciszka, Wiktora.
Już na
wstępie uderzył we mnie jakiś bzdurny utwór pokroju OneErection czy tam
Sriebera, nie wiem, nie słucham, który miał ustawiony na poczekanie.
Westchnąłem. Mam nadzieję, że moje kochane bliźniaki nie mają nic do roboty i
(nie)chętnie zajmą się babcią. Matce zawsze obojętne, kto zajmuje się tym
pomarszczonym buldogiem, a więc, jeśli wlepię ją komuś innemu, nie będę miał
żadnych problemów. W zasadzie, miałbym je tylko, gdybym nie zechciał babuni do
domu przyjąć. O tak, gdybym tego nie zrobił, matka rozpętałaby mi piekło. I
nieważne, czy miałbym do tego powód, czy nie. Dla tej wiedźmy takie rzeczy nie
miały żadnego znaczenia.
- Czego?! – w słuchawce odezwał się skacowany, zmarnowany głos
nastolatka, który chyba właśnie się obudził.
- Cześć, braciszku mój kochany. Jak tam zdrówko? Czyżbyś znowu
zaliczył zgona? – zagaiłem uprzejmie rozmowę.
- Przestań pierdolić bez sensu, Kamil – warknął Wiktor. – Czego,
kurwa, chcesz, że mnie budzisz o tej godzinie?!
Ech. I
pomyśleć, że to to ma dopiero piętnaście lat. Dzieci to stanowczo na psy już
schodzą. A siostrunia, Wiktoria, wcale nie lepsza, kurde. Jak je ta matka
wychowała?
- No, no, gówniarzu, trochę szacunku do starszego – sprawnie
przeszedłem do ofensywy. Skoro słodkie słówka nic nie dają.. – A teraz ubierasz
się, ząbki ładnie myjesz, zabierasz siostrę i w trymiga widzę was u mnie.
Zaopiekujecie się babcią.
- Co?! Chyba cię pojebało!
- Nie, nie pojebało, spokojnie – syknąłem. – Mam na głowie
ważniejsze sprawy niż niańczenie emerytki, która wszędzie zostawia swoją ślinę.
A jeśli się nie zjawicie za.. maksimum godzinę, matka dowie się o tym, że jej
ukochane dzieciaczki znowu się gdzieś szlajały i wróciły do domu schlane w trzy
dupy.
- Skąd ty..?!
- To słychać, Wikuś. Zwłaszcza u osoby, która dopiero wstała. A
więc, widzę tu ciebie i Wiktorię za godzinę. A potem znikacie z babunią. Jak
dla mnie, możecie ją nawet przehandlować za Oczy Shinigami, wyjebane. Byleby mi
z oczu zniknęła.
- Dobra, dobra – rozłączył się. Odetchnąłem.
- I co? – spytał mnie Juliusz. Z palców prawej ręki zrobiłem V.
Uśmiechnął się.
- Zaraz się zjawią, zabiorą ją i będziemy mieli z głowy.
Uprzedzając – nie mają wyboru, inaczej ich piękny sekret ujrzy światło dzienne.
Ach, tak lubię być szantażystą!
Emos tylko
pokręcił głową, szczerząc zęby. Niedługo później zjawiło się moje młodsze
rodzeństwo. Wyrobili się, bo byli już pół godziny po moim telefonie. Zabrali
babcię i wyszli. Usiadłem z zadowoleniem na kanapie. Byłem zmęczony tym
wszystkim. Moja radość nie trwała jednak długo, bo zadzwonił telefon.
Odebrałem.
- Znieś nam na dół parasolkę, bo pada – usłyszałem zirytowany głos
Wiktorii. Z nią gadania nie było, bo zaraz zaczęłaby się drzeć, więc
westchnąłem, włożyłem trampki Julka (większe były i łatwiejsze do założenia),
wziąłem parasolkę i wyszedłem. Niestety, potknąłem się na schodach i zacząłem
spadać.
Zabawne..
Gdzieś kiedyś widziałem taką scenę. Jak laska albo chłopak, nie pamiętam,
spadali ze schodów z parasolką w ręku. I ta parasolka wbiła się tej lasce, to
chyba laska była, w gardło. Czyżbym teraz miał skończyć tak samo?! Nie.. nie..
ja nie chcę umierać! Tylu anime jeszcze nie obejrzałem! Tylu mang nie kupiłem!
Czy jeszcze kiedyś zagram na skrzypcach?!
Spadłem w
dół, a płaski szpic (jest w ogóle coś takiego?!) uderzył mnie w czoło, gdy
upadałem. Na (nie)szczęście spadłem na moją seksowną pupcię, obijając ją sobie
dość boleśnie. Jęknąłem cicho, pozbierałem się z ziemi i, kulejąc nieco,
poczłapałem do wyjścia. Rodzeństwo spojrzało na mnie ze zniesmaczeniem, jakby
co najmniej przyłapali mnie na strzelaniu palcówy jakiejś starszej pani (fu),
otworzyło parasolkę i razem z babcią i grejpfrutem na wózku, oddaliło się. A
ja, z równie wielką boleścią, udałem się z powrotem do mieszkania. Julek akurat
był podgryzany przez moje koty.
- A ty co? – spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- S.. s.. schody i parasolka mnie wyruchały! – miauknąłem. Zaczął
się śmiać. Prychnąłem z niezadowoleniem, że nie przejął się moim nieszczęściem i
położyłem się na podłodze, wzdychając głośno raz po raz. Poczułem coś mokrego
na policzku. Podniosłem głowę i.. natychmiast tego pożałowałem. No tak.. to
przecież w tym miejscu babcia opluła dywan papką z jabłka. Ja pierdolę..
* * *
W ostatnim odcinku, użytym anime było Vampire Knight. Nikt nie odgadł, ale zrzucam to na to, że nie wiedzieliście, iż już się to zaczęło. ;3 W dzisiejszym odcinku użyłam bardzo znanego fandomowi Otaku fragmentu. Mam nadzieję, że łatwo wpadniecie na to, z czego on jest i gdzie go wplotłam. ;3
Kocham piosenki Kaito. Po prostu uwielbiam. A szczególnie tę. Ten moment, kiedy z zacieszem na twarzy śpiewa "Niech wszyscy zginą..". XD
To tyle na dzisiaj. Więcej spodziewajcie się po moim powrocie. Mam nadzieję, że udało mi się Was rozśmieszyć. ;3 Do następnego. <33
Eee... Dlaczego ja nie wiem co to za fragment? Może ja tak naprawdę nie jestem dobrym Otaku, bo widziałam w sumie niewiele anime. Pewnie dlatego, że nie mam czasu oglądać i też mi się trochę nie chce. I nie mogę znaleźć anime w swoich klimatach, więc ja to zwalam na to. Nie na to, że mój mózg podczas wakacji nie pracuje.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że nie spodziewałam się świadków Jehowy i na początku pomyślałam o MIB, gdy przeczytałam, że mają czarne garnitury. Nie ma to jak te genialne skojarzenia <3
Tak w ogóle... Kamil jest gejnialny <3
A to anime... Może Another? O.o
Aaaach, kocham ten dzień~! Tyle nam dałaś <3
OdpowiedzUsuńSłodki podkład XD
Tak się uśmiałam <3 Babcia jest pro~ xd I ci Jehowy.. xD Nawet nie wspominaj XD Kamil i udający psychopatę Juluś byli boscy, chciałabym obejrzeć tę akcję na żywo xD i ostatnia scena... fuuuuuu XD Babcie są jednak obrzydliwe... xD
Baw się dobrze na obozie, wypocznij i przybądź nam z fullem notek <3
Witam,
OdpowiedzUsuńto było świetnie, aż brzuch mnie rozbolał od śmiechu, świetna gadka prrzy tych świadkach jehowy, miny to mieli pewnie świetne...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia