5.07.2014

Towarzysz - część trzecia.

  Jestem totalna dupa. Notka miała być wczoraj - jest dzisiaj. I to o jakiej godzinie. =.= Echs, nieważne. Oto trzecia część "Towarzysza". Let's enjoy!
* * *
                Tamtego dnia coś się zmieniło. Pękła jakaś bariera, oddzielająca życie Christiana od obecności Blaira. Teraz nie było już możliwości, żeby Woods żył swoim dotychczasowym życiem. Czarnowłosy doskonale to wiedział. Żałował swojej decyzji za każdym razem, kiedy widział zmartwiony i zaniepokojony wzrok blondyna, którym ten obrzucał swoją matkę, gdy na niego nie patrzyła. Zielonooki przeklinał wtedy siebie i to, co zrobił. Był egoistą, bo zniweczył szanse chłopaka na przeżycie pozostałych mu dni w spokoju i szczęściu. A zrobił to po to, by czuć się lepiej. W efekcie jednak było odwrotnie. Blair brzydził się sobą. Cieszył się, że lustro nie pokazuje jego odbicia.
                Christian zaczął nosić ze sobą drewnianą tabliczkę i kieliszek. Wszędzie, gdziekolwiek by nie poszedł, miał je blisko siebie. W torbie albo gdzieś. Bywały dni, kiedy w ogóle z nich nie korzystał, wręcz ignorował je, jak gdyby chciał zaprzeczyć istnieniu Blaira, tego dnia, kiedy rozmawiali i czekającego go losu. Ale zdarzały się one rzadko. Częściej chłopak wyciągał tablicę w jakimś ustronnym miejscu i kładł na nią kieliszek.
                - Jesteś, Blair? – pytał, choć z góry znał odpowiedź. Oczywiście, czarnowłosy za każdym razem reagował. Wtedy rozmawiali przez długie godziny, poznając się coraz lepiej. Woods pytał zielonookiego o jego poprzednie życie. Blair nie ukrywał przed nim niczego. Opowiedział mu jak najdokładniej te wspomnienia, które posiadał. Poprzez tablicę i kieliszek przelewał uczucia kłębiące się w jego wnętrzu. Również Christian pozostawał szczery z duchem. Zwierzał mu się z dręczących go problemów, wiedząc, że czarnowłosy i tak był świadkiem wielu z nich. Mówił mu o swojej orientacji i o tym, jak wszyscy się o niej dowiedzieli. Opowiadał historie i anegdoty ze swojego dzieciństwa. A gdy wyrażał się o swoim zmarłym ojcu, jego głos przepełniała duma, wzruszenie i tęsknota.
                - Mój tata był strażakiem – powiedział wtedy łamiącym się głosem. – Zginął podczas jednej z akcji ratowniczych. Wbiegł wtedy do płonącego budynku, wyniósł dwoje dzieci, ale gdy tylko wyszedł i oddał je rodzicom, stracił przytomność. Więcej jej nie odzyskał. Zaczadził się dymem. Chciałbym być taki jak on.
                Po jego policzku spłynęło kilka łez. Blair patrzył na nie zahipnotyzowanym wzrokiem. Chciał zetrzeć je, a później przytulić blondyna. Uważał go za kogoś bliskiego i ważnego dla siebie.
                Christian, jak się okazało, myślał podobnie. Pewnego dnia, gdy wrócił do domu przygnębiony z powodu kolejnych prześladowań znienawidzonej grupy, zapytał czarnowłosego czy może mu ufać. Czy Blair jest jego przyjacielem. Zielonooki, czując łzy spływające po twarzy, przesunął wtedy kieliszek na pole z napisem: „Tak.” Był jednocześnie szczęśliwy i smutny. Szczęśliwy, bo miał przyjaciela. Ale smutny, bo, w przeciwieństwie do blondyna, był martwy. I już zawsze miał taki być. 
                Dni mijały bardzo szybko. Nagle Woods przestał chodzić do szkoły. Gdy czarnowłosy spytał go o to, odpowiedział, że w końcu nadeszły wakacje. Że teraz przez kilka tygodni ma spokój. A ponieważ zrobiło się ciepło, może pokazać mu Londyn i okolice. Blair zgodził się. Pokochał to miasto i chciał poznać je lepiej.
                Blondyn pokazał mu zabytki i atrakcje swojego rodzinnego miasta. Najwięcej jednak uwagi poświęcili wszystkim ośmiu Królewskim Parkom. Czarnowłosy był wniebowzięty. Uwielbiał drzewa i rośliny. Jego zachwyt gasł jednak, kiedy widział spojrzenia przechodzących obok nich ludzi. Byli oni zdegustowani tym, że Christian rozmawia sam ze sobą. No tak, w końcu nikt nie dostrzegał obecności zielonookiego. Ostatnio coraz częściej zapominał o tym, że już umarł. A to nie wychodziło mu na dobre.
                - Usiądziemy na ławce, dobrze? – spytał niebieskooki, lecz nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Zresztą i tak by jej nie usłyszał. – Zmęczyłem się trochę – powiedział i usiadł na najbliższej drewnianej ławce. Przygnębiony Blair stanął nad nim. Wzrok wbił w parę siedzącą na ławce obok. Kobieta i mężczyzna całowali się, nie zwracając uwagi na otoczenie. Byli zbyt pochłonięci sobą. Czarnowłosy wiedział, że to miłość, choć była inna od tej, którą znał. To była miłość, którą czuli do siebie jego rodzice. Właśnie, ojciec… W ogóle go nie pamiętał. We wszystkich wspomnieniach przewijała się mama, ale ojca w nich nie było. Westchnął. Spojrzał na blondyna. Czy z nim mógłby całować się w ten sposób? Pomyślał o tym, co Christian mówił mu o swojej orientacji. Czy więc zielonooki mógłby czuć do niego coś takiego? Mógłby go kochać? Czy to w ogóle było możliwe, żeby duch zakochał się w żywym człowieku?     
                W pewnym momencie niebieskooki uśmiechnął się delikatnie. Policzki czarnowłosego mimowolnie zrobiły się ciepłe. Blair dotknął ich rękoma. Miał odpowiedź na swoje pytania. Mógłby kochać blondyna, mimo że w przeciwieństwie do niego był martwy. A nawet więcej. Kochał go. Nie tak jak matkę czy Alexa. To była inna miłość. Ta, jaką czuli do siebie ludzie z ławki obok. Taka, która powodowała, że chciał przytulać Christiana i całować go. Chciał być dla niego oparciem w trudnych chwilach, chciał ścierać jego łzy z policzków i rozśmieszać za każdym razem, kiedy Woods byłby smutny. Tak. Blair tak właśnie czuł. Niebieskooki był dla niego niczym zakazany owoc. Duch kochał blondyna całym sobą, swoim marnym jestestwem, chociaż wiedział, że nie mogą być razem. Nie, dopóki Christian będzie żył. Ale przecież.. niedługo miał umrzeć. Więc.. Nie. Czarnowłosy zacisnął pięści, przysięgając przed Bogiem, że już nigdy więcej nie będzie egoistą. I że zrobi wszystko, aby Woods dalej żył. A do tego czasu będzie u jego boku, strzegąc go jak swego skarbu. Tak. Zrobi wszystko, co w jego mocy, aby Christian.. nie. Żeby Chris nie stracił tego, czego tak bardzo pragnął Blair. Życia.
                Do domu wrócili, kiedy było już ciemno. Blondyn szybko umył się i położył spać, życząc czarnowłosemu dobrej nocy. Był wymęczony całodziennym spacerem. Zielonooki uśmiechnął się tylko, siadając na swoim parapecie. Wbił wzrok w nocne niebo za oknem, poddając się zamyśleniu. Zobaczył w oddali smugę dymu. Mimowolnie pomyślał o zmarłym tacie Chrisa. A także o swoim ojcu. W zasadzie.. jaki on był?
                Znów niejasne obrazy pojawiły się przed jego oczami. Kosa do ścinania zboża. Nowonarodzone cielę. Rozgwieżdżone niebo. Zapach ogniska, a także farb. Piękne obrazy wiszące na ścianach. Spracowane dłonie i opalone czoło. A także cudowne, mądre, zielone oczy. Takie same, jak jego własne. Po chwili widział już całego ojca. Słyszał, jak ścina pszenicę podczas żniw. Jak pilnuje krowy, która w każdej chwili może urodzić swoje dziecko. Jak rozpala ognisko, a potem leży na trawie i pokazuje Blairowi gwiazdy, rozróżniając poszczególne konstelacje. Jak dotyka swoimi dużymi, ciepłymi dłońmi policzków syna, całując go w czoło na dobranoc. A także, jak maluje obrazy w swojej pracowni na strychu. O tak. Czarnowłosy doskonale to pamiętał. Ojciec często zapraszał go na górę, bo wiedział, że zielonooki lubi obserwować jego pracę. On sam także za tym przepadał. Spędzali całe godziny na stryszku. Blair siedział na niewielkim stołku, wpatrzony w ojca, a ten malował coraz to różne postacie i krajobrazy. Ręce, które potrafiły z ogromną siłą machać kosą i rąbać drewno, delikatnie trzymały pędzel i lekkimi ruchami malowały po grubym płótnie. Zielonooki westchnął. Ojca także chciałby zobaczyć ten ostatni raz. Pożegnać się z nim tak, jak należy. Może zrobi to razem z Chrisem..?
                Właśnie. Chris. Jego, teraz już mógł to powiedzieć, miłość. Czarnowłosy zastanawiał się czy spotkaliby się, gdyby nie umarł. Czy poznaliby się w jakikolwiek sposób? Mógł sobie tylko gdybać. Niemniej, znali się teraz i to było ważne.
                Blair spojrzał na księżyc. Pomyślał o uczuciu, które czuł do blondyna. Przez chwilę wydawało mu się, że to nie jest pierwszy raz, kiedy czuje coś takiego. Przymknął oczy, myśląc o księżycu. Gdy tylko to zrobił, skojarzył sobie las. A także jego domek na drzewie. I chłopca, którego w nim kiedyś spotkał.
                Było to pewnego upalnego dnia, kiedy szedł z Alexem pomoczyć się w jeziorze. Przechodził niedaleko swojego domku na drzewie, więc postanowił sprawdzić czy ptaki mu czegoś nie zabrały. Zobaczył tam rudowłosego chłopca, który siedział w kącie opatulony w stary koc, służący zielonookiemu za przykrycie, kiedy było zimno. Chłopiec nie umiał odpowiedzieć na żadne z pytań, którymi zasypał go Blair. Zrezygnowany czarnowłosy westchnął wtedy i powiedział, że przyniesie mu trochę wody i owoców, bo rudzielec wygląda na głodnego. Duch wygiął wargi w łuk, przypominając sobie uśmiech, którym został obdarzony. Był to najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział. Mógł śmiało powiedzieć, że zakochał się w tym uśmiechu, choć była to dziecięca miłość. Od tego dnia zaczął przynosić rudemu chłopcu jedzenie, wodę, okrycia i zabawki, jakie miał, a nawet ubrania. Wynosił wszystko po kryjomu, nie chcąc, by rodzice się o tym dowiedzieli.                
                Duch nie pamiętał, ile czasu to trwało, ale dość długo. Lato dobiegało końca, kiedy rudzielec opuścił Blaira. Wtedy czarnowłosy spędził kilka dni w domku na drzewie, czekając na jego powrót. Niestety, nie doczekał się. Chłopiec zniknął z jego życia równie nagle, jak się pojawił. Zielonooki nigdy wcześniej nie stracił kogoś tak bliskiego, więc chodził smutny i przygnębiony. Rodzice zauważyli to, więc postarali się zająć czymś swojego syna, żeby o tym nie myślał. Udało im się. Wkrótce czarnowłosy zapomniał o chłopcu, który przez jakiś czas mieszkał w jego domku na drzewie. Czasem tylko śniły mu się rude włosy.
                Z ust ducha wyrwało się ciche westchnienie. Tak wiele już pamiętał. Chociaż może.. lepiej by było, gdyby sobie nie przypominał? Nie czułby wtedy tej palącej tęsknoty, ściskającej jego serce. A tak..? Mógł tylko patrzeć na księżyc i zastanawiać się, co z tymi, którzy za życia byli mu bliscy.
* * *
   Tak teraz dopiero ogarniam, że ten wątek z chłopcem o rudych włosach nie wniósł kompletnie niczego do opowiadania. No, może tylko to, że Blair od małego był gejaszkiem. ;=; A może.. może rudzielec był duchem? XD Dobra, lepiej nie będę interpretować własnego opowiadania, bo wyjdą cyrki. XD

2 komentarze:

  1. Słodko z tym przyjacielem w domku na drzewie :c <3 Cóż... Może i niczego bardzo ważnego nie wnosi, ale hm~ pokazuje, jaki Blair był (i jest nadal) pomocny i przyjazny, i w ogóle :3 Właśnie tak myślałam, czy może ten jego kolega z domku na drzewie nie był duchem... :o Nic nie mówił i wgl. No, ale go widział, miał potrzeby fizjologiczne i ten~ więc to raczej obala tę hipotezę xd
    Hah xD Podoba mi się, że Chrisa uważają za gadającego do siebie XD To... tak jakby wprowadza w hm~ temat, nastrój...? opowiadania :3 Fajnie xD
    Achh~ Dalej~

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    ocho między nimi nawiązała się wielka przyjaźń a nawet coś więcej...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń