* * *
Tamtego dnia
coś się zmieniło. Pękła jakaś bariera, oddzielająca życie Christiana od
obecności Blaira. Teraz nie było już możliwości, żeby Woods żył swoim
dotychczasowym życiem. Czarnowłosy doskonale to wiedział. Żałował swojej
decyzji za każdym razem, kiedy widział zmartwiony i zaniepokojony wzrok
blondyna, którym ten obrzucał swoją matkę, gdy na niego nie patrzyła.
Zielonooki przeklinał wtedy siebie i to, co zrobił. Był egoistą, bo zniweczył
szanse chłopaka na przeżycie pozostałych mu dni w spokoju i szczęściu. A zrobił
to po to, by czuć się lepiej. W efekcie jednak było odwrotnie. Blair brzydził
się sobą. Cieszył się, że lustro nie pokazuje jego odbicia.
Christian
zaczął nosić ze sobą drewnianą tabliczkę i kieliszek. Wszędzie, gdziekolwiek by
nie poszedł, miał je blisko siebie. W torbie albo gdzieś. Bywały dni, kiedy w
ogóle z nich nie korzystał, wręcz ignorował je, jak gdyby chciał zaprzeczyć
istnieniu Blaira, tego dnia, kiedy rozmawiali i czekającego go losu. Ale zdarzały
się one rzadko. Częściej chłopak wyciągał tablicę w jakimś ustronnym miejscu i
kładł na nią kieliszek.
- Jesteś,
Blair? – pytał, choć z góry znał odpowiedź. Oczywiście, czarnowłosy za każdym
razem reagował. Wtedy rozmawiali przez długie godziny, poznając się coraz
lepiej. Woods pytał zielonookiego o jego poprzednie życie. Blair nie ukrywał
przed nim niczego. Opowiedział mu jak najdokładniej te wspomnienia, które
posiadał. Poprzez tablicę i kieliszek przelewał uczucia kłębiące się w jego
wnętrzu. Również Christian pozostawał szczery z duchem. Zwierzał mu się z
dręczących go problemów, wiedząc, że czarnowłosy i tak był świadkiem wielu z nich.
Mówił mu o swojej orientacji i o tym, jak wszyscy się o niej dowiedzieli.
Opowiadał historie i anegdoty ze swojego dzieciństwa. A gdy wyrażał się o swoim
zmarłym ojcu, jego głos przepełniała duma, wzruszenie i tęsknota.
- Mój tata
był strażakiem – powiedział wtedy łamiącym się głosem. – Zginął podczas jednej
z akcji ratowniczych. Wbiegł wtedy do płonącego budynku, wyniósł dwoje dzieci,
ale gdy tylko wyszedł i oddał je rodzicom, stracił przytomność. Więcej jej nie
odzyskał. Zaczadził się dymem. Chciałbym być taki jak on.
Po jego
policzku spłynęło kilka łez. Blair patrzył na nie zahipnotyzowanym wzrokiem.
Chciał zetrzeć je, a później przytulić blondyna. Uważał go za kogoś bliskiego i
ważnego dla siebie.
Christian,
jak się okazało, myślał podobnie. Pewnego dnia, gdy wrócił do domu przygnębiony
z powodu kolejnych prześladowań znienawidzonej grupy, zapytał czarnowłosego czy
może mu ufać. Czy Blair jest jego przyjacielem. Zielonooki, czując łzy
spływające po twarzy, przesunął wtedy kieliszek na pole z napisem: „Tak.” Był
jednocześnie szczęśliwy i smutny. Szczęśliwy, bo miał przyjaciela. Ale smutny,
bo, w przeciwieństwie do blondyna, był martwy. I już zawsze miał taki być.
Dni mijały
bardzo szybko. Nagle Woods przestał chodzić do szkoły. Gdy czarnowłosy spytał
go o to, odpowiedział, że w końcu nadeszły wakacje. Że teraz przez kilka
tygodni ma spokój. A ponieważ zrobiło się ciepło, może pokazać mu Londyn i
okolice. Blair zgodził się. Pokochał to miasto i chciał poznać je lepiej.
Blondyn
pokazał mu zabytki i atrakcje swojego rodzinnego miasta. Najwięcej jednak uwagi
poświęcili wszystkim ośmiu Królewskim Parkom. Czarnowłosy był wniebowzięty.
Uwielbiał drzewa i rośliny. Jego zachwyt gasł jednak, kiedy widział spojrzenia
przechodzących obok nich ludzi. Byli oni zdegustowani tym, że Christian
rozmawia sam ze sobą. No tak, w końcu nikt nie dostrzegał obecności
zielonookiego. Ostatnio coraz częściej zapominał o tym, że już umarł. A to nie
wychodziło mu na dobre.
- Usiądziemy
na ławce, dobrze? – spytał niebieskooki, lecz nie doczekał się żadnej
odpowiedzi. Zresztą i tak by jej nie usłyszał. – Zmęczyłem się trochę –
powiedział i usiadł na najbliższej drewnianej ławce. Przygnębiony Blair stanął
nad nim. Wzrok wbił w parę siedzącą na ławce obok. Kobieta i mężczyzna całowali
się, nie zwracając uwagi na otoczenie. Byli zbyt pochłonięci sobą. Czarnowłosy
wiedział, że to miłość, choć była inna od tej, którą znał. To była miłość,
którą czuli do siebie jego rodzice. Właśnie, ojciec… W ogóle go nie pamiętał.
We wszystkich wspomnieniach przewijała się mama, ale ojca w nich nie było.
Westchnął. Spojrzał na blondyna. Czy z nim mógłby całować się w ten sposób?
Pomyślał o tym, co Christian mówił mu o swojej orientacji. Czy więc zielonooki
mógłby czuć do niego coś takiego? Mógłby go kochać? Czy to w ogóle było
możliwe, żeby duch zakochał się w żywym człowieku?
W pewnym
momencie niebieskooki uśmiechnął się delikatnie. Policzki czarnowłosego
mimowolnie zrobiły się ciepłe. Blair dotknął ich rękoma. Miał odpowiedź na
swoje pytania. Mógłby kochać blondyna, mimo że w przeciwieństwie do niego był
martwy. A nawet więcej. Kochał go. Nie tak jak matkę czy Alexa. To była inna
miłość. Ta, jaką czuli do siebie ludzie z ławki obok. Taka, która powodowała,
że chciał przytulać Christiana i całować go. Chciał być dla niego oparciem w
trudnych chwilach, chciał ścierać jego łzy z policzków i rozśmieszać za każdym
razem, kiedy Woods byłby smutny. Tak. Blair tak właśnie czuł. Niebieskooki był
dla niego niczym zakazany owoc. Duch kochał blondyna całym sobą, swoim marnym
jestestwem, chociaż wiedział, że nie mogą być razem. Nie, dopóki Christian
będzie żył. Ale przecież.. niedługo miał umrzeć. Więc.. Nie. Czarnowłosy
zacisnął pięści, przysięgając przed Bogiem, że już nigdy więcej nie będzie
egoistą. I że zrobi wszystko, aby Woods dalej żył. A do tego czasu będzie u
jego boku, strzegąc go jak swego skarbu. Tak. Zrobi wszystko, co w jego mocy,
aby Christian.. nie. Żeby Chris nie stracił tego, czego tak bardzo pragnął
Blair. Życia.
Do domu
wrócili, kiedy było już ciemno. Blondyn szybko umył się i położył spać, życząc
czarnowłosemu dobrej nocy. Był wymęczony całodziennym spacerem. Zielonooki
uśmiechnął się tylko, siadając na swoim parapecie. Wbił wzrok w nocne niebo za
oknem, poddając się zamyśleniu. Zobaczył w oddali smugę dymu. Mimowolnie
pomyślał o zmarłym tacie Chrisa. A także o swoim ojcu. W zasadzie.. jaki on
był?
Znów niejasne
obrazy pojawiły się przed jego oczami. Kosa do ścinania zboża. Nowonarodzone
cielę. Rozgwieżdżone niebo. Zapach ogniska, a także farb. Piękne obrazy wiszące
na ścianach. Spracowane dłonie i opalone czoło. A także cudowne, mądre, zielone
oczy. Takie same, jak jego własne. Po chwili widział już całego ojca. Słyszał,
jak ścina pszenicę podczas żniw. Jak pilnuje krowy, która w każdej chwili może
urodzić swoje dziecko. Jak rozpala ognisko, a potem leży na trawie i pokazuje
Blairowi gwiazdy, rozróżniając poszczególne konstelacje. Jak dotyka swoimi
dużymi, ciepłymi dłońmi policzków syna, całując go w czoło na dobranoc. A
także, jak maluje obrazy w swojej pracowni na strychu. O tak. Czarnowłosy
doskonale to pamiętał. Ojciec często zapraszał go na górę, bo wiedział, że
zielonooki lubi obserwować jego pracę. On sam także za tym przepadał. Spędzali
całe godziny na stryszku. Blair siedział na niewielkim stołku, wpatrzony w
ojca, a ten malował coraz to różne postacie i krajobrazy. Ręce, które potrafiły
z ogromną siłą machać kosą i rąbać drewno, delikatnie trzymały pędzel i lekkimi
ruchami malowały po grubym płótnie. Zielonooki westchnął. Ojca także chciałby
zobaczyć ten ostatni raz. Pożegnać się z nim tak, jak należy. Może zrobi to
razem z Chrisem..?
Właśnie.
Chris. Jego, teraz już mógł to powiedzieć, miłość. Czarnowłosy zastanawiał się
czy spotkaliby się, gdyby nie umarł. Czy poznaliby się w jakikolwiek sposób?
Mógł sobie tylko gdybać. Niemniej, znali się teraz i to było ważne.
Blair spojrzał
na księżyc. Pomyślał o uczuciu, które czuł do blondyna. Przez chwilę wydawało
mu się, że to nie jest pierwszy raz, kiedy czuje coś takiego. Przymknął oczy, myśląc
o księżycu. Gdy tylko to zrobił, skojarzył sobie las. A także jego domek na
drzewie. I chłopca, którego w nim kiedyś spotkał.
Było to
pewnego upalnego dnia, kiedy szedł z Alexem pomoczyć się w jeziorze.
Przechodził niedaleko swojego domku na drzewie, więc postanowił sprawdzić czy
ptaki mu czegoś nie zabrały. Zobaczył tam rudowłosego chłopca, który siedział w
kącie opatulony w stary koc, służący zielonookiemu za przykrycie, kiedy było
zimno. Chłopiec nie umiał odpowiedzieć na żadne z pytań, którymi zasypał go
Blair. Zrezygnowany czarnowłosy westchnął wtedy i powiedział, że przyniesie mu
trochę wody i owoców, bo rudzielec wygląda na głodnego. Duch wygiął wargi w
łuk, przypominając sobie uśmiech, którym został obdarzony. Był to
najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział. Mógł śmiało powiedzieć, że
zakochał się w tym uśmiechu, choć była to dziecięca miłość. Od tego dnia zaczął
przynosić rudemu chłopcu jedzenie, wodę, okrycia i zabawki, jakie miał, a nawet
ubrania. Wynosił wszystko po kryjomu, nie chcąc, by rodzice się o tym
dowiedzieli.
Duch nie
pamiętał, ile czasu to trwało, ale dość długo. Lato dobiegało końca, kiedy
rudzielec opuścił Blaira. Wtedy czarnowłosy spędził kilka dni w domku na
drzewie, czekając na jego powrót. Niestety, nie doczekał się. Chłopiec zniknął
z jego życia równie nagle, jak się pojawił. Zielonooki nigdy wcześniej nie
stracił kogoś tak bliskiego, więc chodził smutny i przygnębiony. Rodzice
zauważyli to, więc postarali się zająć czymś swojego syna, żeby o tym nie
myślał. Udało im się. Wkrótce czarnowłosy zapomniał o chłopcu, który przez
jakiś czas mieszkał w jego domku na drzewie. Czasem tylko śniły mu się rude
włosy.
Z ust ducha
wyrwało się ciche westchnienie. Tak wiele już pamiętał. Chociaż może.. lepiej
by było, gdyby sobie nie przypominał? Nie czułby wtedy tej palącej tęsknoty,
ściskającej jego serce. A tak..? Mógł tylko patrzeć na księżyc i zastanawiać
się, co z tymi, którzy za życia byli mu bliscy.
* * *
Tak teraz dopiero ogarniam, że ten wątek z chłopcem o rudych włosach nie wniósł kompletnie niczego do opowiadania. No, może tylko to, że Blair od małego był gejaszkiem. ;=; A może.. może rudzielec był duchem? XD Dobra, lepiej nie będę interpretować własnego opowiadania, bo wyjdą cyrki. XD
Słodko z tym przyjacielem w domku na drzewie :c <3 Cóż... Może i niczego bardzo ważnego nie wnosi, ale hm~ pokazuje, jaki Blair był (i jest nadal) pomocny i przyjazny, i w ogóle :3 Właśnie tak myślałam, czy może ten jego kolega z domku na drzewie nie był duchem... :o Nic nie mówił i wgl. No, ale go widział, miał potrzeby fizjologiczne i ten~ więc to raczej obala tę hipotezę xd
OdpowiedzUsuńHah xD Podoba mi się, że Chrisa uważają za gadającego do siebie XD To... tak jakby wprowadza w hm~ temat, nastrój...? opowiadania :3 Fajnie xD
Achh~ Dalej~
Witam,
OdpowiedzUsuńocho między nimi nawiązała się wielka przyjaźń a nawet coś więcej...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia