8.07.2013

My Love Story

Ostatni shot dla Was. Doszły mnie słuchy, że chcecie parodię, a więc spięłam się i nabazgrałam. Moim zdaniem to parodii nie przypomina i jest mało śmieszne, ale to moje zdanie. Może Wy ocenicie to inaczej. Piosenka, robiąca za podkład, nie ma nic wspólnego z treścią shota. Po prostu jest fajna i przyjemnie mi się do niej pisało. Enjoy.
* * *
                Wiecie, jakie to uczucie, kiedy czuje się, że jest się w beznadziejnej sytuacji, znikąd pomocy, po prostu kaplica, a tu nagle zjawia się książę (czy tam księżniczka) z bajki i wybawia z opresji, a potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie, wychowując gromadkę radosnych brzdąców? Ja też nie.  No dobra, przesadziłem, bez tych ostatnich. Bachory, blee. Nie cierpię, nienawidzę, zagryzłbym, gdyby takie coś do mnie podpełzło/przybiegło/pojawiło się zupełnie nagle i niespodziewanie. Zaraz, czemu ja mówię o dzieciach? To chyba nie jest normalne, tak zmieniać co chwilę temat. Mniejsza.
                Opowiem wam moją historię. A więc, urodziłem się siedemnaście lat temu, dnia tego i tego, miesiąca takiego, a nie innego… zaraz, stop! Kogo to obchodzi? Nikogo, właśnie. Wystarczy, że powiem, jakie imię wybrali dla mnie rodzice. A więc, uwaga, werble… Kamil jestem. Kamil Dominik dokładnie.  Ojciec  chciał mnie nazwać „Montezuma”, ale matka go na szczęście powstrzymała. Chwała jej za to. Jakoś nie chciałbym mieć tak popieprzonego imienia. Wystarczy, że sam jestem zdrowo pierdolnięty. No i znowu zszedłem z tematu. Ech. Jeszcze raz.
                Moja historia zaczęła się wraz z początkiem kolejnych wakacji. Skończyłem właśnie pierwszą klasę licealną, odebrałem świadectwo, wróciłem do domu i zamknąłem się w pokoju, zamierzając spędzić najbliższe dwa miesiące przed kompem, na oglądaniu anime i czytaniu online mang. Wspominałem, że jestem beznadziejnym otaku? Chyba nie.. Wracając do tej poruszającej opowieści, zaryglowałem drzwi, zaciągnąłem zasłony, ażeby żaden promień słońca czy tam światło inne niż te, które daje mi monitor, nie zakłócało mojego spokoju. Załączyłem coś, chyba kilka odcinków tego nowego hiciora, Shingeki no Kyojin. Nie wiem, przyznam szczerze.
                Wciągnąłem się więc w anime, potem kolejne i kolejne. I tak minął chyba tydzień. Robiłem czasem przerwy, na jakiś krótki sen, siku, prysznic i żarcie. Nie jestem ze stali, ludzie! Chociaż cieszy mnie, że tak myślicie. Więc, gdy tak ocknąłem się, po tygodniu nołlajfienia, ktoś zapukał do drzwi mej twierdzy. Zapukał, to raczej mało powiedziane. Wręcz wyważył drzwi!
- Czego?! – burknąłem przyjaźnie. Odpowiedziało mi równie wesołe i radosne warknięcie.
- No, w końcu! Tydzień już nie wyłazisz z pokoju – a nie mówiłem, że po żarło wybywałem tylko pod osłoną nocy? – smarkaczu jeden! Wyszedłbyś z domu i dupę przewietrzył, bo cię, kurwa, kurz niedługo zeżre!
Pytacie, któż był taki miły, by zakłócić me egzystowanie swym cudownym, pełnym jadu głosem? Otóż nikt inny, jak właśnie ona. Moja matka. I wyglądało na to, że nie kipiała szczęściem. Z cichym westchnieniem opuściłem moje krzesło i powlokłem się w kierunku drzwi. Zdjąłem wszelkie łańcuchy i otworzyłem wszystkie zamki. Niepewnie uchyliłem wrota.
- Czego dusza pragnie, że zdecydowała się tutaj przyjść i powydzierać się na mnie? – mruknąłem, łypiąc na nią okiem. Prychnęła cicho, gestem każąc mi uchylić drzwi bardziej, co też zrobiłem. Wpierdzieliła się do mojego pokoju, zlustrowała wzrokiem wnętrze, zacmokała z niezadowoleniem, pobiadoliła chwilę nad bałaganem, zarzuciła rudą grzywą i spojrzała na mnie wyczekująco. Odwzajemniłem się pytaniem w oczach.
- Mam dla ciebie zadanie. Skoczysz mi do miasta po kilka rzeczy – oświadczyła. Wzniosłem oczy do nieba, ubolewając nad jej nieskończoną głupotą. Nawet nie protestowałem, bo to i tak nic by nie dało. Tylko rozsierdziło wiedźmę.
- Jakich rzeczy? – spytałem więc. Podała mi jakiś świstek papieru, złożony na kilka części. Pełny największych obaw, rozwinąłem ów papier. Oczom moim ukazała się cała lista zakupów. Innymi słowy była to kartka A5, z dwóch stron zapełniona pismem wielkości drobno mielonego maku. – Czyś ty ocipiała?! Tydzień będę to wszystko zbierał – jęknąłem.
- Chuj mnie to obchodzi. Masz to wszystko kupić i wrócić przed dziewiątą – warknęła, po czym opuściła moją twierdzę. Westchnąłem, spoglądając na zegarek. Była jedenasta rano. Ubrałem się pospiesznie, umyłem i uczesałem. Słowo matki było święte, a ja, jeśli nie chciałem zginąć, musiałem wykonać jej polecenie co do joty. Z ogromną niechęcią na ryju wypisaną, wygramoliłem się z pokoju i dokładnie go pozamykałem, pomny na to, co zastałem ostatnio, gdy zostawiłem go otwartego. Dwa pieprzone diabły, dumnie nazywane moim młodszym rodzeństwem, zrobiły tam istny Armagedon w wersji hard. Nawet Natsu ze swoim burdelem w chałupie by się schował.
- Czy będziesz tak miła, droga matko, i zaopatrzysz mnie w niezbędne środki, które pozwolą mi zakupić przedmioty, których tak bardzo potrzebujesz? – mruknąłem. Wyciągnęła portfel ze swojej przenośnej próżni i ostentacyjnie wręczyła mi kartę. – Dobre i to – odparłem. – To ja wybywam. Nie płaczcie, moi drodzy, na pewno wrócę, gdy tylko misję mą wykonam! Kto wie czy nie napotkam jakiegoś złoczyńcy, gotowego odebrać mi łupy, ale, powtarzam, nie martwcie się, wasz ukochany syn i brat powróci tu zwycięsko, nim zegary wybiją godzinę dziewiątą! – pomachałem im na pożegnanie.
- Mamo.. A Kamil znowu bawił się lekami babci? – usłyszałem jedno z diablątek. Westchnąłem, ubolewając nad głupotą tego stworzenia, po czym wyszedłem z domu.
                Cudem dotarłem do przystanku autobusowego. Te dwieście metrów zmęczyło mnie, jak jeszcze żaden dystans nigdy dotąd. A pomyśleć, że miałem wałęsać się po mieście, żeby to wszystko kupić. Fuck. Zasiadłem ciężko na ławeczce nieopodal, dysząc jak jakaś gwałcona panienka. Nieobecnym wzrokiem spoglądałem na otaczających mnie ludzi, w myślach analizując, czy są przyjaciółmi, czy raczej wrogami. Odpowiedź na moje pytanie pojawiła się, gdy tylko autobus zatrzymał się przed przystankiem. Jakaś wielgachna starucha, która pięć minut wcześniej biadoliła, jaka to ona chora nie jest, wpieprzała się na chama do środka, a wychodzących z autobusu, jak i tych, którzy śmieli chcieć wejść przed nią, napieprzała drewnianą laską. Westchnąłem z miną cierpiętnika, po razu kolejny ubolewając nad głupotą poszczególnych jednostek. W końcu udało mi się wtoczyć do autobusu i zająć miejsce przy oknie. Obok mnie usiadł chłopak z mojej klasy, Michał. Nie rozpoznał mnie. Po prostu zajął się sobą, czyli pisał coś na telefonie, słuchając muzyki. Podziękowałem Opatrzności za to, że dzięki tygodniowemu maratonowi anime przypominałem bardziej trupa, aniżeli człowieka. Mimo to czułem się nieswojo w obecności Michała. Przez ostatni rok raczej trzymałem się blisko niego. Był on typowym licealistą, miłym i uczynnym, o wysportowanym ciele, nienagannych manierach i bystrym umyśle. Gdyby był bohaterem anime, całkiem nieźle by sobie poradził.
                Autobus zatrzymał się niedaleko niewielkiego parku rozrywki. Stąd do centrum handlowego, gdzie mogłem kupić większość rzeczy, był tylko kawałek, o ile skrót się znało. Ja go znałem. Wyskoczyłem więc z autobusu, nim piekielna starucha zdążyła choćby się ruszyć. Niestety, potrąciłem przy tym Michała, który, na nieszczęście, wtedy mnie rozpoznał i zaczął mnie wołać. Olałem go i przyspieszyłem kroku. Czemu to zrobiłem? Z dwóch powodów. Po pierwsze: przestałem się zadawać z takimi jak on, no i gdyby ktoś go ze mną zobaczył, miałby spieprzoną reputację. Należałem raczej do wyrzutków. Zresztą, nie lubię ludzi i nie zamierzam marnować dla nich czasu. Po drugie: pod koniec roku przyłapałem go z Sebą, moim kumplem z gimnazjum, jak się obściskiwali w kiblu. Ja nie mam nic do homo, moja dobra sąsiadka jest lesbijką. Ale serio, mogli bardziej uważać. A jakby ich nauczyciel jakiś przyłapał, a nie ja? Pokręciłem głową, chcąc pozbyć się dziwnych myśli. Nagle coś stanęło mi na drodze, a ja przyjebałem w to, z całej siły, łbem. Otworzyłem oczy, odsuwając się i masując obolały nos. To był słup. Prychnąłem, omijając go i idąc dalej. Zrobiło się ciemniej, bo i mniej słońca dochodziło do tej uliczki. Dziwny dreszcz przebiegł mi po plecach. Olałem to i szedłem dalej.
                Przystanąłem, gdy zorientowałem się, że już trzeci raz mijam ten sam śmietnik. Rozejrzałem się, nie poznawałem tych terenów. Nikogo pomocnego też nigdzie nie było, byłem zdany na siebie. Cholera, zgubiłem się, umrę tutaj! Niedługo umrę z głodu i pragnienia albo z zimna, kiedy zapadnie noc. Nikt mi już nigdy nie znajdzie, umarłem, to już mój okropny koniec. A przecież niczego w życiu nie dokonałem! Jestem taki młody, nie mogę umrzeć!
- Proszę, proszę… Ktoś tu się nam przybłąkał – usłyszałem. Odwróciłem się. Trzech rosłych gości podchodziło do mnie powoli. Przełknąłem ślinę. Nie wyglądali przyjaźnie. – Zgubiłeś się, mały? Jak mi przykro.. Ale wiesz, to nasz teren. Nie możemy mieć pewności, że nie przyszedłeś tu specjalnie. Nie jesteś przypadkiem od Lazurowych Psów?
Lazurowe Psy.. taka tam mini mafia, co rządzić miastem próbuje. Wiecznie się żrą z Karminowymi Kociętami, których przedstawicieli miałem przed sobą. Co za pochrzanione nazwy.
- Nie, psze pana. Ja nie z tych. Po prostu z domu wyjść musiałem, bo mnie matka wysłała po zakupy i pomyślałem, że skrótem pójdę, ale głupi jestem i drogę zgubiłem – miauknąłem. Największy byczek przypadł do mnie i podniósł do góry moją, o zgrozo, błękitną koszulkę.
- Szefie! To jeden z nich, niech pan się nabrać nie da! Myślał, że nas przechytrzy, ale ja go przejrzałem!
Droga rodzino, poległem. Tyle rzeczy chciałem w życiu zrobić, ale już za późno. Proszę, moje mangi i książki oddajcie potrzebującym. A tak wielu anime jeszcze nie obejrzałem…
- Tu jesteś, idioto! – usłyszałem. Odwróciłem się, już całkowicie pogodzony ze swoim losem. Do nas zbliżał się Michał. Wyglądał na średnio zadowolonego. Boże, musisz mnie tak karać? Jeszcze jego tu brakowało, choroba by to. A myślałem, że umrę w spokoju. – Doprawdy. Na moment cię zostawiłem, a ty już się szlajasz.
- Michał? – byczek dumnie zwany „Szefem” wytrzeszczył ślepia. – Znasz tego chłystka?
Proszę państwa, pozwólcie, że się jeszcze raz przedstawię. Kamil Dominik Szczygielski. Vel „Chłystek”.
- O, hej Krzysiek. Tak, znam. To mój kolega z klasy. Wyszliśmy razem na miasto – mruknął. Krzysiek, ha?
- Rozumiem. No cóż, Felek, postaw pana – byczek wykonał polecenie Szefa. – Przepraszamy, że tak pana potraktowaliśmy.
- Nic się nie stało – mruknąłem. – Mogło być gorzej. Mogły mnie Psy wziąć za swojego.
- Dobra, chodź, panie gangster – szepnął Michał, łapiąc mnie za dłoń i ciągnąc w innym kierunku.
- E-ej! Delikatniej trochę. Ta ręka będzie mi jeszcze potrzebna – burknąłem z niezadowoleniem. Tak bardzo chciałem uniknąć spędzenia czasu z Michałem, że aż wolałem towarzystwo byczków. Michał wepchnął mnie w jakąś uliczkę i przyparł do ściany. Poczułem się jak bohater jakiegoś yaoi. – Możesz mnie puścić? – spytałem cicho.
- Wybacz. Ale wkurwia mnie już to wszystko. Od kiedy zobaczyłeś mnie i.. Sebastiana, zacząłeś mnie unikać. A wcześniej dobrze się dogadywaliśmy. Obrzydzam cię? Jesteś homofobem?
- Nie. Po prostu.. nie lubię ludzi. Wolę żyć w samotności. A poza tym, to czemu zależy ci na mnie? Spieprzysz sobie tylko reputację, jak będziesz się z takim wyrzutkiem zadawał – odparłem.
- Kamil, proszę, przestań. Jesteś wspaniałym chłopakiem – bla, bla, bla, sranie w banie – i gdybyś tylko otworzył oczy, dostrzegłbyś, że wokoło są ludzie, dla których znaczysz naprawdę dużo.
- Wymień jedną osobę – burknąłem. Co mu do tego, że wolę żyć w cieniu?!
- Ja – powiedział.
- Nie możesz odpuścić, chłopie?
- Nie, nie mogę.
- Niby czemu?! – warknąłem, już całkowicie wyprowadzony z równowagi.
- Bo cię kocham – szepnął. A ja tylko otworzyłem szerzej oczy i przy okazji usta też. Chwała za to, że mnie trzymał, bo inaczej jebnąłbym o glebę.
- Jaja sobie robisz – wydukałem w końcu. Prychnął cicho.
- Mam ci udowodnić? – musiałem chyba kiwnąć głową, bo nagle odległość między nami drastycznie się zmniejszyła, a on sam dyszał mi w twarz. Przymknąłem oczy, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. A chwilę później jego usta dotknęły moich. I już wiedziałem, dlaczego uciekałem. Dlaczego to wszystko mnie frustrowało. Jak to mówią, miłość zawsze przychodzi  nieproszona, prawda?
                Matka była bardzo zdziwiona, kiedy, za pięć dziewiąta, otworzyły się drzwi, a my wpierdoliliśmy się do środka. Podałem jej siaty pełne zakupów, oddałem kartę i spojrzałem na Michała.
- Nazywa się Michał, chodzimy do jednej klasy. Pomagał mi w zakupach, no i tachał ze mną te wszystkie zrywy i siaty, dzięki czemu masz wszystko tak, jak chciałaś, a ja wyrobiłem się w czasie. Więc, czy tego chcesz, czy nie, zostaje na kolację i śpi dzisiaj tutaj, bo uciekł mu ostatni autobus do domu – odparłem wojowniczo. Matka tylko kiwnęła głową, uśmiechnęła się, wyraziła swoją wdzięczność, całując nas obu w policzek i powiedziała, że zawoła nas na dół, jak kolacja będzie gotowa. Pełen największych obaw, zaprowadziłem Michała do swojej prywatnej twierdzy. Bałem się jego reakcji na burdel, który zastanie, ale przełknąłem tylko ślinę i dzielnie otworzyłem wrota do swego świata. Jakież było moje zdziwienie, gdy zastałem pokój w idealnym ładzie i porządku.
- Kocham cię, mamusiu – miauknąłem ze wzruszeniem. Michał zamknął drzwi i uśmiechnął się do mnie, przytulając delikatnie. Odwzajemniłem uśmiech, wyłączając monitor komputera.  Doszedłem do wniosku,  że anime nie ucieknie. No, i od czasu do czasu warto zmarnować trochę czasu dla ludzi. Choćby po to, żeby odnaleźć miłość. Och, zupełnie tak jak w shoujo mangach!
* * *
Miało nie być żadnego romansu, a wyszło shounen ai. Normalka. -.-
Chciałam zobrazować tutaj życie typowego polskiego otaku. No, typowego to raczej nie, bo ja nie spędzam całego tygodnia przy kompie, ale mniejsza.. Teraz wreszcie doceniam tych, którzy piszą zajebiste parodie, bo mi to średnio wychodzi. I przy okazji tak się nad tym namęczę, że już nie mam siły na nic innego. ^.^ Ale jest, mam nadzieję, że nawet dobre. Klient nasz pan, jak to mawiają. I tu pytanie dla Was. Czy byłoby dobrym pomysłem, gdyby powstała taka kolumna, jak "Zamówienia"? Wpisywałybyście/wpisywalibyście to, o czym chcecie czytać, a ja, w miarę możliwości, realizowałabym Wasze pomysły. Mowa tu przede wszystkim o shotach/dłuższych opowiadaniach z anime albo inne rzeczy. Piszcie w komentarzach, jak uważacie. ^.^
To tyle, jeśli chodzi o letnią niespodziankę dla Was. Spodziewam się, że jak wrócę z kolonii, dokończę chociażby jednego shota, a i może coś jeszcze naskrobię, nim sierpień zawita. Bądź co bądź, opublikuję to, co powstanie. ^.^
Dziękuję za uwagę! Do następnego! ;*

4 komentarze:

  1. O Ty lamo. ;c Wiesz przecież, że mnie to śmieszyło, jak żem czytała przedpremierowo. ;c
    Kocham Twoje porównania. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahahaahahaha :D.
    Sarin wraca styrana po robocie i do głowy by mi nie przyszło, że coś takiego poprawi mi humor ^^.
    Moje hity:
    " Chuj mnie to obchodzi. Masz to wszystko kupić i wrócić przed dziewiątą" - chyba się cieszę, że nie słyszę tego od własnej mamy XDDD.
    "Z ogromną niechęcią na ryju wypisaną" ach, te metafory poetyckie <333! XD
    "Nawet Natsu ze swoim burdelem w chałupie by się schował." NAJLEPSZE PORÓWNANIE EVER XDDD.
    "Opatrzności za to, że dzięki tygodniowemu maratonowi anime przypominałem bardziej trupa, aniżeli człowieka" - może nie musiałabym pracować w takim stanie? Hm...
    Końcówka może trochę mniej zabawna, bo yaoi się wplątywać zaczęło, ale też spoko! Bardzo mnie sie podobało ^^!

    OdpowiedzUsuń
  3. Haaahahaahhaahhaha XD Jakbym czytała Bieleckiego.. XDDD Kamil jest pro XDDDDDD
    "– To ja wybywam. Nie płaczcie, moi drodzy, na pewno wrócę, gdy tylko misję mą wykonam! Kto wie czy nie napotkam jakiegoś złoczyńcy, gotowego odebrać mi łupy, ale, powtarzam, nie martwcie się, wasz ukochany syn i brat powróci tu zwycięsko, nim zegary wybiją godzinę dziewiątą! – pomachałem im na pożegnanie.
    - Mamo.. A Kamil znowu bawił się lekami babci?" - myślałam, że jebnę głową o stół XDDDDDDDD Jezuuu, jakie Ty masz pomysły XDD Masakra xD
    "- Nie możesz odpuścić, chłopie?
    - Nie, nie mogę.
    - Niby czemu?!
    - Bo cię kocham
    - Jaja sobie robisz" - ahahahahahahhahahaaha XDDDDD *facepalm* Coo za typ! XD Weź napisz jakieś opowiadanie z takim kolesiem w roli głównej <3333 Prooooszęęęę <3
    Shot zajebisty, napisz takie opowiadanie z Kamilkiem, a będę skakać ponad chmury *U*
    I ostatnie: CZEMUŚ MNIE NIE POINFORMOWAŁA? D< słucham ja no! To, że tyle Cię nie ma wybaczę, bo sama lepsza nie jestem XD, ale żebym musiała się dowiadywać z bloggera? ._. Ech..
    I tak Cię kocham <333333

    OdpowiedzUsuń
  4. To było boskie. >D Ryłam się jak durna. Widzę, że osoby nade mną napisały większość tekstów, która rozbawiła mnie do łez. Pewnie coś bym jeszcze znalazła, ale jakbym zaczęła szukać, przeczytałabym jeszcze raz. ... Zrobię to. >D I jeszcze raz, jak będę miała jakiegoś doła czy coś. Żeby ryć się do komputera. Skoro jeszcze nie ma zakładki z zamówieniami (jestem za, a nawet bardziej), powiem, że ja chcę dłuższe opowiadanie z typowym polskim otaku. I to zabrzmiało dla mnie bardzo dziwnie, chociaż prawdopodobnie takie nie jest. I tu cię przepraszam za to, że dopiero teraz komentuję. Mój powód jednak napisałam na twoim drugim blogu. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Inne shoty też przeczytałam i postaram się gdzieś napisać jakiś komentarz. Albo napiszę ci na gadu. =3
    Pozdrawiam serdeczniusio~ :**

    OdpowiedzUsuń