* * *
Wiecie,
jakie to uczucie, kiedy czuje się, że jest się w beznadziejnej sytuacji, znikąd
pomocy, po prostu kaplica, a tu nagle zjawia się książę (czy tam księżniczka) z
bajki i wybawia z opresji, a potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie, wychowując
gromadkę radosnych brzdąców? Ja też nie. No dobra, przesadziłem, bez tych ostatnich.
Bachory, blee. Nie cierpię, nienawidzę, zagryzłbym, gdyby takie coś do mnie
podpełzło/przybiegło/pojawiło się zupełnie nagle i niespodziewanie. Zaraz,
czemu ja mówię o dzieciach? To chyba nie jest normalne, tak zmieniać co chwilę
temat. Mniejsza.
Opowiem
wam moją historię. A więc, urodziłem się siedemnaście lat temu, dnia tego i
tego, miesiąca takiego, a nie innego… zaraz, stop! Kogo to obchodzi? Nikogo,
właśnie. Wystarczy, że powiem, jakie imię wybrali dla mnie rodzice. A więc,
uwaga, werble… Kamil jestem. Kamil Dominik dokładnie. Ojciec
chciał mnie nazwać „Montezuma”, ale matka go na szczęście powstrzymała.
Chwała jej za to. Jakoś nie chciałbym mieć tak popieprzonego imienia. Wystarczy,
że sam jestem zdrowo pierdolnięty. No i znowu zszedłem z tematu. Ech. Jeszcze
raz.
Moja
historia zaczęła się wraz z początkiem kolejnych wakacji. Skończyłem właśnie
pierwszą klasę licealną, odebrałem świadectwo, wróciłem do domu i zamknąłem się
w pokoju, zamierzając spędzić najbliższe dwa miesiące przed kompem, na
oglądaniu anime i czytaniu online mang. Wspominałem, że jestem beznadziejnym
otaku? Chyba nie.. Wracając do tej poruszającej opowieści, zaryglowałem drzwi,
zaciągnąłem zasłony, ażeby żaden promień słońca czy tam światło inne niż te,
które daje mi monitor, nie zakłócało mojego spokoju. Załączyłem coś, chyba
kilka odcinków tego nowego hiciora, Shingeki no Kyojin. Nie wiem, przyznam
szczerze.
Wciągnąłem
się więc w anime, potem kolejne i kolejne. I tak minął chyba tydzień. Robiłem
czasem przerwy, na jakiś krótki sen, siku, prysznic i żarcie. Nie jestem ze
stali, ludzie! Chociaż cieszy mnie, że tak myślicie. Więc, gdy tak ocknąłem
się, po tygodniu nołlajfienia, ktoś zapukał do drzwi mej twierdzy. Zapukał, to
raczej mało powiedziane. Wręcz wyważył drzwi!
- Czego?! – burknąłem przyjaźnie. Odpowiedziało mi równie
wesołe i radosne warknięcie.
- No, w końcu! Tydzień już nie wyłazisz z pokoju – a nie
mówiłem, że po żarło wybywałem tylko pod osłoną nocy? – smarkaczu jeden!
Wyszedłbyś z domu i dupę przewietrzył, bo cię, kurwa, kurz niedługo zeżre!
Pytacie, któż był taki miły, by zakłócić me egzystowanie
swym cudownym, pełnym jadu głosem? Otóż nikt inny, jak właśnie ona. Moja matka.
I wyglądało na to, że nie kipiała szczęściem. Z cichym westchnieniem opuściłem
moje krzesło i powlokłem się w kierunku drzwi. Zdjąłem wszelkie łańcuchy i
otworzyłem wszystkie zamki. Niepewnie uchyliłem wrota.
- Czego dusza pragnie, że zdecydowała się tutaj przyjść i
powydzierać się na mnie? – mruknąłem, łypiąc na nią okiem. Prychnęła cicho,
gestem każąc mi uchylić drzwi bardziej, co też zrobiłem. Wpierdzieliła się do
mojego pokoju, zlustrowała wzrokiem wnętrze, zacmokała z niezadowoleniem,
pobiadoliła chwilę nad bałaganem, zarzuciła rudą grzywą i spojrzała na mnie
wyczekująco. Odwzajemniłem się pytaniem w oczach.
- Mam dla ciebie zadanie. Skoczysz mi do miasta po kilka
rzeczy – oświadczyła. Wzniosłem oczy do nieba, ubolewając nad jej nieskończoną
głupotą. Nawet nie protestowałem, bo to i tak nic by nie dało. Tylko
rozsierdziło wiedźmę.
- Jakich rzeczy? – spytałem więc. Podała mi jakiś świstek
papieru, złożony na kilka części. Pełny największych obaw, rozwinąłem ów
papier. Oczom moim ukazała się cała lista zakupów. Innymi słowy była to kartka
A5, z dwóch stron zapełniona pismem wielkości drobno mielonego maku. – Czyś ty
ocipiała?! Tydzień będę to wszystko zbierał – jęknąłem.
- Chuj mnie to obchodzi. Masz to wszystko kupić i wrócić
przed dziewiątą – warknęła, po czym opuściła moją twierdzę. Westchnąłem,
spoglądając na zegarek. Była jedenasta rano. Ubrałem się pospiesznie, umyłem i
uczesałem. Słowo matki było święte, a ja, jeśli nie chciałem zginąć, musiałem
wykonać jej polecenie co do joty. Z ogromną niechęcią na ryju wypisaną, wygramoliłem
się z pokoju i dokładnie go pozamykałem, pomny na to, co zastałem ostatnio, gdy
zostawiłem go otwartego. Dwa pieprzone diabły, dumnie nazywane moim młodszym
rodzeństwem, zrobiły tam istny Armagedon w wersji hard. Nawet Natsu ze swoim
burdelem w chałupie by się schował.
- Czy będziesz tak miła, droga matko, i zaopatrzysz mnie
w niezbędne środki, które pozwolą mi zakupić przedmioty, których tak bardzo
potrzebujesz? – mruknąłem. Wyciągnęła portfel ze swojej przenośnej próżni i
ostentacyjnie wręczyła mi kartę. – Dobre i to – odparłem. – To ja wybywam. Nie
płaczcie, moi drodzy, na pewno wrócę, gdy tylko misję mą wykonam! Kto wie czy
nie napotkam jakiegoś złoczyńcy, gotowego odebrać mi łupy, ale, powtarzam, nie
martwcie się, wasz ukochany syn i brat powróci tu zwycięsko, nim zegary wybiją
godzinę dziewiątą! – pomachałem im na pożegnanie.
- Mamo.. A Kamil znowu bawił się lekami babci? –
usłyszałem jedno z diablątek. Westchnąłem, ubolewając nad głupotą tego
stworzenia, po czym wyszedłem z domu.
Cudem
dotarłem do przystanku autobusowego. Te dwieście metrów zmęczyło mnie, jak
jeszcze żaden dystans nigdy dotąd. A pomyśleć, że miałem wałęsać się po
mieście, żeby to wszystko kupić. Fuck. Zasiadłem ciężko na ławeczce nieopodal,
dysząc jak jakaś gwałcona panienka. Nieobecnym wzrokiem spoglądałem na
otaczających mnie ludzi, w myślach analizując, czy są przyjaciółmi, czy raczej
wrogami. Odpowiedź na moje pytanie pojawiła się, gdy tylko autobus zatrzymał
się przed przystankiem. Jakaś wielgachna starucha, która pięć minut wcześniej
biadoliła, jaka to ona chora nie jest, wpieprzała się na chama do środka, a
wychodzących z autobusu, jak i tych, którzy śmieli chcieć wejść przed nią,
napieprzała drewnianą laską. Westchnąłem z miną cierpiętnika, po razu kolejny
ubolewając nad głupotą poszczególnych jednostek. W końcu udało mi się wtoczyć
do autobusu i zająć miejsce przy oknie. Obok mnie usiadł chłopak z mojej klasy,
Michał. Nie rozpoznał mnie. Po prostu zajął się sobą, czyli pisał coś na
telefonie, słuchając muzyki. Podziękowałem Opatrzności za to, że dzięki
tygodniowemu maratonowi anime przypominałem bardziej trupa, aniżeli człowieka.
Mimo to czułem się nieswojo w obecności Michała. Przez ostatni rok raczej
trzymałem się blisko niego. Był on typowym licealistą, miłym i uczynnym, o
wysportowanym ciele, nienagannych manierach i bystrym umyśle. Gdyby był
bohaterem anime, całkiem nieźle by sobie poradził.
Autobus
zatrzymał się niedaleko niewielkiego parku rozrywki. Stąd do centrum
handlowego, gdzie mogłem kupić większość rzeczy, był tylko kawałek, o ile skrót
się znało. Ja go znałem. Wyskoczyłem więc z autobusu, nim piekielna starucha
zdążyła choćby się ruszyć. Niestety, potrąciłem przy tym Michała, który, na
nieszczęście, wtedy mnie rozpoznał i zaczął mnie wołać. Olałem go i przyspieszyłem
kroku. Czemu to zrobiłem? Z dwóch powodów. Po pierwsze: przestałem się zadawać
z takimi jak on, no i gdyby ktoś go ze mną zobaczył, miałby spieprzoną
reputację. Należałem raczej do wyrzutków. Zresztą, nie lubię ludzi i nie
zamierzam marnować dla nich czasu. Po drugie: pod koniec roku przyłapałem go z
Sebą, moim kumplem z gimnazjum, jak się obściskiwali w kiblu. Ja nie mam nic do
homo, moja dobra sąsiadka jest lesbijką. Ale serio, mogli bardziej uważać. A
jakby ich nauczyciel jakiś przyłapał, a nie ja? Pokręciłem głową, chcąc pozbyć
się dziwnych myśli. Nagle coś stanęło mi na drodze, a ja przyjebałem w to, z
całej siły, łbem. Otworzyłem oczy, odsuwając się i masując obolały nos. To był
słup. Prychnąłem, omijając go i idąc dalej. Zrobiło się ciemniej, bo i mniej
słońca dochodziło do tej uliczki. Dziwny dreszcz przebiegł mi po plecach.
Olałem to i szedłem dalej.
Przystanąłem,
gdy zorientowałem się, że już trzeci raz mijam ten sam śmietnik. Rozejrzałem
się, nie poznawałem tych terenów. Nikogo pomocnego też nigdzie nie było, byłem
zdany na siebie. Cholera, zgubiłem się, umrę tutaj! Niedługo umrę z głodu i
pragnienia albo z zimna, kiedy zapadnie noc. Nikt mi już nigdy nie znajdzie,
umarłem, to już mój okropny koniec. A przecież niczego w życiu nie dokonałem!
Jestem taki młody, nie mogę umrzeć!
- Proszę, proszę… Ktoś tu się nam przybłąkał –
usłyszałem. Odwróciłem się. Trzech rosłych gości podchodziło do mnie powoli.
Przełknąłem ślinę. Nie wyglądali przyjaźnie. – Zgubiłeś się, mały? Jak mi
przykro.. Ale wiesz, to nasz teren. Nie możemy mieć pewności, że nie
przyszedłeś tu specjalnie. Nie jesteś przypadkiem od Lazurowych Psów?
Lazurowe Psy.. taka tam mini mafia, co rządzić miastem
próbuje. Wiecznie się żrą z Karminowymi Kociętami, których przedstawicieli
miałem przed sobą. Co za pochrzanione nazwy.
- Nie, psze pana. Ja nie z tych. Po prostu z domu wyjść
musiałem, bo mnie matka wysłała po zakupy i pomyślałem, że skrótem pójdę, ale
głupi jestem i drogę zgubiłem – miauknąłem. Największy byczek przypadł do mnie
i podniósł do góry moją, o zgrozo, błękitną koszulkę.
- Szefie! To jeden z nich, niech pan się nabrać nie da!
Myślał, że nas przechytrzy, ale ja go przejrzałem!
Droga rodzino, poległem. Tyle rzeczy chciałem w życiu
zrobić, ale już za późno. Proszę, moje mangi i książki oddajcie potrzebującym.
A tak wielu anime jeszcze nie obejrzałem…
- Tu jesteś, idioto! – usłyszałem. Odwróciłem się, już
całkowicie pogodzony ze swoim losem. Do nas zbliżał się Michał. Wyglądał na
średnio zadowolonego. Boże, musisz mnie tak karać? Jeszcze jego tu brakowało,
choroba by to. A myślałem, że umrę w spokoju. – Doprawdy. Na moment cię
zostawiłem, a ty już się szlajasz.
- Michał? – byczek dumnie zwany „Szefem” wytrzeszczył
ślepia. – Znasz tego chłystka?
Proszę państwa, pozwólcie, że się jeszcze raz
przedstawię. Kamil Dominik Szczygielski. Vel „Chłystek”.
- O, hej Krzysiek. Tak, znam. To mój kolega z klasy.
Wyszliśmy razem na miasto – mruknął. Krzysiek, ha?
- Rozumiem. No cóż, Felek, postaw pana – byczek wykonał
polecenie Szefa. – Przepraszamy, że tak pana potraktowaliśmy.
- Nic się nie stało – mruknąłem. – Mogło być gorzej.
Mogły mnie Psy wziąć za swojego.
- Dobra, chodź, panie gangster – szepnął Michał, łapiąc
mnie za dłoń i ciągnąc w innym kierunku.
- E-ej! Delikatniej trochę. Ta ręka będzie mi jeszcze
potrzebna – burknąłem z niezadowoleniem. Tak bardzo chciałem uniknąć spędzenia
czasu z Michałem, że aż wolałem towarzystwo byczków. Michał wepchnął mnie w
jakąś uliczkę i przyparł do ściany. Poczułem się jak bohater jakiegoś yaoi. –
Możesz mnie puścić? – spytałem cicho.
- Wybacz. Ale wkurwia mnie już to wszystko. Od kiedy
zobaczyłeś mnie i.. Sebastiana, zacząłeś mnie unikać. A wcześniej dobrze się
dogadywaliśmy. Obrzydzam cię? Jesteś homofobem?
- Nie. Po prostu.. nie lubię ludzi. Wolę żyć w
samotności. A poza tym, to czemu zależy ci na mnie? Spieprzysz sobie tylko
reputację, jak będziesz się z takim wyrzutkiem zadawał – odparłem.
- Kamil, proszę, przestań. Jesteś wspaniałym chłopakiem –
bla, bla, bla, sranie w banie – i gdybyś tylko otworzył oczy, dostrzegłbyś, że
wokoło są ludzie, dla których znaczysz naprawdę dużo.
- Wymień jedną osobę – burknąłem. Co mu do tego, że wolę
żyć w cieniu?!
- Ja – powiedział.
- Nie możesz odpuścić, chłopie?
- Nie, nie mogę.
- Niby czemu?! – warknąłem, już całkowicie wyprowadzony z
równowagi.
- Bo cię kocham – szepnął. A ja tylko otworzyłem szerzej
oczy i przy okazji usta też. Chwała za to, że mnie trzymał, bo inaczej
jebnąłbym o glebę.
- Jaja sobie robisz – wydukałem w końcu. Prychnął cicho.
- Mam ci udowodnić? – musiałem chyba kiwnąć głową, bo
nagle odległość między nami drastycznie się zmniejszyła, a on sam dyszał mi w
twarz. Przymknąłem oczy, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. A chwilę później
jego usta dotknęły moich. I już wiedziałem, dlaczego uciekałem. Dlaczego to
wszystko mnie frustrowało. Jak to mówią, miłość zawsze przychodzi nieproszona, prawda?
Matka
była bardzo zdziwiona, kiedy, za pięć dziewiąta, otworzyły się drzwi, a my
wpierdoliliśmy się do środka. Podałem jej siaty pełne zakupów, oddałem kartę i
spojrzałem na Michała.
- Nazywa się Michał, chodzimy do jednej klasy. Pomagał mi
w zakupach, no i tachał ze mną te wszystkie zrywy i siaty, dzięki czemu masz
wszystko tak, jak chciałaś, a ja wyrobiłem się w czasie. Więc, czy tego chcesz,
czy nie, zostaje na kolację i śpi dzisiaj tutaj, bo uciekł mu ostatni autobus
do domu – odparłem wojowniczo. Matka tylko kiwnęła głową, uśmiechnęła się,
wyraziła swoją wdzięczność, całując nas obu w policzek i powiedziała, że zawoła
nas na dół, jak kolacja będzie gotowa. Pełen największych obaw, zaprowadziłem
Michała do swojej prywatnej twierdzy. Bałem się jego reakcji na burdel, który
zastanie, ale przełknąłem tylko ślinę i dzielnie otworzyłem wrota do swego
świata. Jakież było moje zdziwienie, gdy zastałem pokój w idealnym ładzie i
porządku.
- Kocham cię, mamusiu – miauknąłem ze wzruszeniem. Michał
zamknął drzwi i uśmiechnął się do mnie, przytulając delikatnie. Odwzajemniłem
uśmiech, wyłączając monitor komputera. Doszedłem
do wniosku, że anime nie ucieknie. No, i
od czasu do czasu warto zmarnować trochę czasu dla ludzi. Choćby po to, żeby
odnaleźć miłość. Och, zupełnie tak jak w shoujo mangach!
* * *
Miało nie być żadnego romansu, a wyszło shounen ai. Normalka. -.-
Chciałam zobrazować tutaj życie typowego polskiego otaku. No, typowego to raczej nie, bo ja nie spędzam całego tygodnia przy kompie, ale mniejsza.. Teraz wreszcie doceniam tych, którzy piszą zajebiste parodie, bo mi to średnio wychodzi. I przy okazji tak się nad tym namęczę, że już nie mam siły na nic innego. ^.^ Ale jest, mam nadzieję, że nawet dobre. Klient nasz pan, jak to mawiają. I tu pytanie dla Was. Czy byłoby dobrym pomysłem, gdyby powstała taka kolumna, jak "Zamówienia"? Wpisywałybyście/wpisywalibyście to, o czym chcecie czytać, a ja, w miarę możliwości, realizowałabym Wasze pomysły. Mowa tu przede wszystkim o shotach/dłuższych opowiadaniach z anime albo inne rzeczy. Piszcie w komentarzach, jak uważacie. ^.^
To tyle, jeśli chodzi o letnią niespodziankę dla Was. Spodziewam się, że jak wrócę z kolonii, dokończę chociażby jednego shota, a i może coś jeszcze naskrobię, nim sierpień zawita. Bądź co bądź, opublikuję to, co powstanie. ^.^
Dziękuję za uwagę! Do następnego! ;*
O Ty lamo. ;c Wiesz przecież, że mnie to śmieszyło, jak żem czytała przedpremierowo. ;c
OdpowiedzUsuńKocham Twoje porównania. ;*
Hahahahahaahahaha :D.
OdpowiedzUsuńSarin wraca styrana po robocie i do głowy by mi nie przyszło, że coś takiego poprawi mi humor ^^.
Moje hity:
" Chuj mnie to obchodzi. Masz to wszystko kupić i wrócić przed dziewiątą" - chyba się cieszę, że nie słyszę tego od własnej mamy XDDD.
"Z ogromną niechęcią na ryju wypisaną" ach, te metafory poetyckie <333! XD
"Nawet Natsu ze swoim burdelem w chałupie by się schował." NAJLEPSZE PORÓWNANIE EVER XDDD.
"Opatrzności za to, że dzięki tygodniowemu maratonowi anime przypominałem bardziej trupa, aniżeli człowieka" - może nie musiałabym pracować w takim stanie? Hm...
Końcówka może trochę mniej zabawna, bo yaoi się wplątywać zaczęło, ale też spoko! Bardzo mnie sie podobało ^^!
Haaahahaahhaahhaha XD Jakbym czytała Bieleckiego.. XDDD Kamil jest pro XDDDDDD
OdpowiedzUsuń"– To ja wybywam. Nie płaczcie, moi drodzy, na pewno wrócę, gdy tylko misję mą wykonam! Kto wie czy nie napotkam jakiegoś złoczyńcy, gotowego odebrać mi łupy, ale, powtarzam, nie martwcie się, wasz ukochany syn i brat powróci tu zwycięsko, nim zegary wybiją godzinę dziewiątą! – pomachałem im na pożegnanie.
- Mamo.. A Kamil znowu bawił się lekami babci?" - myślałam, że jebnę głową o stół XDDDDDDDD Jezuuu, jakie Ty masz pomysły XDD Masakra xD
"- Nie możesz odpuścić, chłopie?
- Nie, nie mogę.
- Niby czemu?!
- Bo cię kocham
- Jaja sobie robisz" - ahahahahahahhahahaaha XDDDDD *facepalm* Coo za typ! XD Weź napisz jakieś opowiadanie z takim kolesiem w roli głównej <3333 Prooooszęęęę <3
Shot zajebisty, napisz takie opowiadanie z Kamilkiem, a będę skakać ponad chmury *U*
I ostatnie: CZEMUŚ MNIE NIE POINFORMOWAŁA? D< słucham ja no! To, że tyle Cię nie ma wybaczę, bo sama lepsza nie jestem XD, ale żebym musiała się dowiadywać z bloggera? ._. Ech..
I tak Cię kocham <333333
To było boskie. >D Ryłam się jak durna. Widzę, że osoby nade mną napisały większość tekstów, która rozbawiła mnie do łez. Pewnie coś bym jeszcze znalazła, ale jakbym zaczęła szukać, przeczytałabym jeszcze raz. ... Zrobię to. >D I jeszcze raz, jak będę miała jakiegoś doła czy coś. Żeby ryć się do komputera. Skoro jeszcze nie ma zakładki z zamówieniami (jestem za, a nawet bardziej), powiem, że ja chcę dłuższe opowiadanie z typowym polskim otaku. I to zabrzmiało dla mnie bardzo dziwnie, chociaż prawdopodobnie takie nie jest. I tu cię przepraszam za to, że dopiero teraz komentuję. Mój powód jednak napisałam na twoim drugim blogu. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła. Inne shoty też przeczytałam i postaram się gdzieś napisać jakiś komentarz. Albo napiszę ci na gadu. =3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdeczniusio~ :**